Autor zdjęcia: Mateusz Czarnecki
Zaczęło się świetnie, z czasem było już tylko gorzej. Spodziewane rozstanie Jagiellonii z Mamrotem
W dzisiejszym przeglądzie Ekstraklasy informowaliśmy, że Ireneusz Mamrot w poniedziałek może przestać pełnić funkcję trenera Jagiellonii. Białostocki klub nie zamierzał jednak czekać i ogłosił rozstanie ze szkoleniowcem już w niedzielne popołudnie, dzień po przegranym meczu z Zagłębiem Lubin. Nie jesteśmy zaskoczeni tą decyzją, bowiem w ekipie żółto-czerwonych od jakiegoś czasu przestało wszystko trybić jak należy. A biorąc pod uwagę fakt, że klub oczekiwał dobrych wyników na obchody 100-lecia powstania „dumy Podlasia”, ostatnie miesiące pobytu Mamrota w Białymstoku można zaliczyć jako wielkie rozczarowanie, a regres w grze zespołu był aż nadto widoczny.
Ireneusz Mamrot funkcję trenera Jagiellonii Białystok objął w czerwcu 2017 roku, po odchodzącym z klubu Michale Probierzu. Szkoleniowiec, który przez siedem lat prowadził Chrobrego Głogów, mierzył się z bardzo trudnym zadaniem: wejść w buty najlepszego szkoleniowca żółto-czerwonych ostatnich lat, odchodzącego po zdobyciu wicemistrzostwa kraju. Nowy trener zdawał sobie sprawę z wielkich oczekiwań kibiców względem swojego zespołu, który pomimo zmiany na stanowisku nadal miał pozostać jednym z czołowych drużyn w Polsce.
Pierwszy sezon był bardzo dobry w wykonaniu Jagi, bowiem grała bardzo atrakcyjny futbol i ponownie do ostatniej kolejki walczyła o mistrzostwo Polski. Ostatecznie kibice z Białegostoku cieszyli się z zajęcia drugiego miejsca za Legią Warszawa, co było powtórzeniem wyczynu ekipy Probierza sprzed dwunastu miesięcy. Co prawda wtedy co nieco powątpiewano w warsztat trenerski Mamrota, mówiąc, że przejął gotową drużynę od swojego poprzednika, aczkolwiek szkoleniowiec pochodzący z Trzebnicy wprowadził wiele nowych elementów gry, które dały sporo dobrych momentów, które będzie mógł teraz z przyjemnością wspominać.
Jednym z takich meczów była pamiętna rywalizacja z Legią przy Łazienkowskiej wygrana przez Jagiellonię 2:0, która często wymieniana jest przez białostockich kibiców jako jeden z najlepszych meczów drużyny z Podlasia w XXI wieku. Ze statystyk wynikało bowiem, że przyjezdni zdominowali warszawską drużynę nawet bardziej niż Borussia Dortmund, z którą ówczesny mistrz Polski przegrał u siebie 0:6 w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Kolejnym takim momentem jest ostatnia przygoda Mamrota w europejskich pucharach, gdy ze swoim zespołem po szalonym spotkaniu wygrał na wyjeździe z Rio Ave. Drużyna złożona jeszcze z takich piłkarzy jak Przemysław Frankowski, Cillian Sheridan czy Arvydas Novikovas wielokrotnie zmieniała losy meczu i po remisie 4:4 uzyskała awans do kolejnej rundy eliminacji Ligi Europy.
Oczywiście do tego dochodzi wspomniane wicemistrzostwo kraju oraz finał tegorocznej edycji Pucharu Polski na PGE Narodowym. Jagiellonia co prawda przegrała po wyrównanym meczu z Lechią Gdańsk, ale wreszcie potrafiła uszczęśliwić swoich kibiców, którzy często narzekali, że te rozgrywki przez klub traktowane są po macoszemu. Podsumowując rezultaty odnoszone podczas drużynę od 1 lipca 2017 roku, żółto-czerwoni zanotowali aż 150 punktów w Ekstraklasie, co daje drugie miejsce spośród wszystkich drużyn najwyższej klasy rozgrywkowej. I warto też zwrócić uwagę na poniższe zestawienie, na którym możemy zauważyć, że w pierwszych miesiącach pracy Mamrota Jagiellonia biła się łeb w łeb z odwiecznym rywalem, Legią.
Druga połowa to z kolei stagnacja, z której drużynie, mimo kilku prób, ostatecznie nie udało się wyjść. Do tego przyczyniło się wiele aspektów, ale tak czasem w piłce jest. Inaczej wszyscy by wygrywali, a tak się nie da. Czas na zmiany, które wyjdą na dobre i Jadze, i trenerowi. pic.twitter.com/XsJb1IYzP4
— Kuba Seweryn (@KubaSeweryn) December 8, 2019
Nie da się jednak ukryć, że śmiało tych oczek powinno być więcej i kto wie, czy gdyby nie gorsze czasy, które nastały w ostatnich miesiącach, to białostoczanie w tym zestawieniu byliby przed warszawskim zespołem. No właśnie, już w poprzednich rozgrywkach nie było tak różowo. Początkowo Jagiellonia utrzymywała się w czołówce, ale wiosną miała sporo słabszych momentów, po których de facto zaczęło się pisać o możliwym pożegnaniu z trenerem. Włodarze wytrzymali presję, nie dokonali zmian, wyrażając zaufanie oraz kontynuację współpracy z obecnym szkoleniowcem. Białostoczanie jednak zakończyli sezon w złych nastrojach, bowiem w lidze zajęli piąte miejsce, w ostatniej kolejce przegrywając rywalizację o udział w eliminacjach Ligi Europy. Do tego oczywiście należy dodać przegrany finał Pucharu Polski.
Ale w stolicy Podlasia patrzyli z niecierpliwością na nowy sezon, na zakończenie którego drużyna będzie obchodzić 100-lecie swojego istnienia. Niepowodzenia poprzedniego sezonu kibice pragnęli przełożyć na sukcesy w tym nadchodzącym. Bo przecież nie trzeba było łączyć początku sezonu z wyjazdami na mecze w europejskich pucharach, za to pojawiła się możliwość spokojnego wejścia w ligowe rozgrywki i budowania swojej pozycji w tabeli, aby ostatecznie sięgnąć po upragnione mistrzostwo Polski. Jagiellonia zaczęła świetnie, bo od zwycięstwa z Arką, ale widać było jak na dłoni, że bardzo trudno będzie o sezon taki jak 2017/2018, gdy drużyna biła się z Legią o mistrzostwo.
Brak regularności (wygrane notorycznie przeplatane porażkami), słaba dyscyplina w zespole, problemy z mentalnością i koncentracją, nieoficjalnie można się również dowiedzieć o tym, że trener nie miał w szatni posłuchu. No cóż, przez ten czas powstało wiele problemów i niestety nie znaleziono sposobu, aby je rozwiązać. Co przekładało się na postawę drużyny na murawie. Przykro patrzyło się w ostatnich tygodniach na grę Jagiellonii, bowiem regres w porównaniu do tego, co zespół prezentował jeszcze niedawno, był porażający. Zespół Mamrota w zasadzie w niczym nie przypominał ekipy, której obejmował. A przecież szkoleniowiec mówił, że jego drużyna chce grać ofensywnie i ładnie dla oka. W ostatnich spotkaniach jednak trudno było mówić o białostoczanach jako jedenastce zawodników, która jest zgrana i wie dokładnie, co ma robić na murawie.
Ireneusz Mamrot już kilkanaście godzin po meczu z Zagłębiem Lubin pożegnał się z drużyną i klub rozwiązał z nim kontrakt za porozumieniem stron. Do końca roku, czyli w meczach z Lechią Gdańsk oraz Górnikiem Zabrze w rolę tymczasowego szkoleniowca wcieli się Rafał Grzyb. O ile na początku tego roku głosy o zwolnieniu Mamrota były może zbyt przesadne, to teraz nie było wątpliwości, że rozstanie będzie najlepszą możliwą opcją. Władze dały kolejną szansę, postawiły na obecnego trenera, ale koncepcja najwyraźniej już się wypaliła.
- Chciałbym podziękować trenerowi za walkę do ostatniej chwili o mistrzostwo Polski w pierwszym sezonie jego pracy w Białymstoku, jak również za trud włożony w grę w Pucharze Polski w poprzednim sezonie. Wpływ na dzisiejszą decyzję ma obecna sytuacja, która zupełnie nas nie zadowala i nie odzwierciedla oczekiwań względem zespołu. W związku z tym wspólnie z trenerem przeanalizowaliśmy sytuację i doszliśmy do wniosku, że jest to moment, w którym nasze drogi muszą się rozejść - tłumaczy prezes Jagiellonii Cezary Kulesza, cytowany przez oficjalny portal klubu.
W orbicie zainteresowań klubu widnieją Radoslav Latal oraz Marcin Brosz, w ostatnich tygodniach sporo mówiło się o Maciej Stolarczyku, choć można usłyszeć, że to zagraniczny trener będzie priorytetem dla władz białostockiego klubu. Kto by jednak nie przyszedł, kibice muszą nastawić się na to, że runda wiosenna może nie być taka, jakiej oczekują. Tylko przy naprawdę wyjątkowych okolicznościach będzie można sądzić, że żółto-czerwoni w tym sezonie powalczą o najwyższe cele na stulecie klubu.