Autor zdjęcia: Norbert Barczyk / PressFocus
Zaskakujący reprezentant Polski: Niewypał na lewej obronie. Największa pomyłka Nawałki?
Adam Nawałka powołał go jako panaceum na odwieczny problem reprezentacji Polski z lewą obroną. Szybko okazało się, że Rafał Kosznik naszej kadry nie zbawił, kontuzje na pewno namieszały mu w dalszej karierze, ale największe marzenie piłkarza zostało spełnione.
Były obrońca Górnika Zabrze został powołany do reprezentacji Polski po jego świetnym początku w klubie wówczas prowadzonym przez Adama Nawałkę. Latem 2013 roku Rafał Kosznik trafił do 14-krotnego mistrza Polski, a przecież gdyby nie kłopoty finansowe Warty Poznań być może nie opuściłbyWielkopolski i na zawsze utknąłby w I lidze, a przyszłego selekcjonera oglądałby w domowym szkiełku.
- Całkiem możliwe, że do dzisiaj grałbym w Warcie. (...) Miałem trochę szczęścia, prezes Pyżalski nie podołał finansowo, pożegnaliśmy się z Wartą i pojawiła się nadzieja, żeby zaistnieć w Ekstraklasie. Odszedłem do Bełchatowa, później do Górnika, jestem tu i bardzo się z tego cieszę – mówił w rozmowie z portalem gol24.pl tuż przed powołaniem, po tym jak pojawiły się pierwsze plotki o możliwym wyjeździe na kadrę.
Jesień 2013 roku była bardzo ciekawa również z powodu otwartości medialnej Nawałki, który chyba w każdym możliwym medium wyjaśniał swój pomysł na reprezentację. W rozmowie z „Przeglądem Sportowym” powiedział o odwadze w poszukiwaniu nowych twarzy: - Mam pomysł na lewego obrońcę. Jeśli mają być zaskoczenia w powołaniach, to też na tej pozycji. Wiemy, kogo mieliśmy do tej pory i czego możemy się po nich spodziewać. Jest wreszcie trochę czasu, żeby na lewej obronie sprawdzić innych.
Jak już wspomnieliśmy, nowy selekcjoner doskonale znał Kosznika, bo sam latem gorąco zabiegał o jego transfer do Zabrza. Co więcej, to pod jego skrzydłami lewy obrońca najszybciej się rozwinął i jesienią 2013 roku należał do czołowych ligowowców na swojej pozycji. Do tego stopnia, że eksperci zastanawiali się nad przewagą 30-latka nad Tomaszem Brzyskim. Taktycznym credo Nawałki było zwiększenie liczby zawodników w polu karnym rywali, a co za tym idzie uwolnieniem Roberta Lewandowskiego spod opieki przeciwnika.
Miały w tym pomóc walory Kosznika: dokładne podania otwierające drogę do bramki. W klubie z Zabrza skrajni defensorzy pełnili ważny dodatek w ofensywie, czego dowodem były statystyki Kosznika i Pawła Olkowskiego. Pierwszy do momentu powołania miał dwie bramki i trzy asysty, drugi sześć dokładnych ostatnich podań.
I teraz dochodzimy do najważniejszej kwestii, która miała spory wpływ na dalszą karierę piłkarza. Oczywiście nie będziemy zaklinać rzeczywistości i pisać, że Kosznik dzięki swoim umiejętnościom zbawiłby kadrę Nawałki, bo tak nie było. Niemniej jednak gdyby nie kontuzje, lewy obrońca na pewno mógłby więcej osiągnąć na krajowym podwórku. - To właśnie urazy zahamowały rozwój mojej kariery. Po powrocie z Cypru straciłem całą rundę na rehabilitację. Odbudowałem się w Warcie Poznań i trafiłem do GKS Bełchatów. To był bardzo dobry krok, bo choć zespół był na ostatnim miejscu, to zostałem zauważony przez Adama Nawałkę, wtedy trenera Górnika Zabrze (…). Właściwie kilkanaście dni po debiucie (w reprezentacji – red.) złapałem kontuzję w meczu z Podbeskidziem Bielsko Biała i dwa miesiące dochodziłem do siebie. Później życie znów nie szczędziło przeszkód i pod koniec 2015 roku doznałem bardzo groźnej kontuzji więzadła w kolanie.
Wynalazek Nawałki nie wypalił i Kosznik nie zbawił naszej reprezentacji. Dziś można zadawać sobie pytanie, czy pomysł jego powołania nie był największą pomyłką byłego selekcjonera. I chociaż obrońca w Ekstraklasie uzbierał 115 meczów, zdobył osiem bramek i zanotował 12 asyst, brakuje mu w CV jakiegoś tytułu i jest tam spadek do I ligi z GKS-em Bełchatów. Gdyby nie kontuzje, lewy defensor na pewno osiągnąłby w swojej karierze więcej, ale to najważniejsze marzenie spełnił: zagrał w kadrze narodowej.