Autor zdjęcia: Krzysztof Dzierżawa / PressFocus
Solidny ligowiec: Szkalowany przez Wójcika, szanowany przez Beenhakkera
W Polsce znany jest przede wszystkim jako główny bohater słynnego nagrania z udziałem Janusza Wójcika, który o jego bramkarskich umiejętnościach, mówiąc delikatnie, nie wypowiadał się najlepiej. A przecież Bartosz Fabiniak był swego czasu naprawdę niezłym golkiperem, który otarł się nawet o reprezentację Polski.
„Fabik, co Ty k... robisz, Ty idioto Ty k....”
„Co Ty robisz, Ty k...., co on robi w tej bramce k....”
„K...., w ch... mać, co Ty k... robisz, k..... j.....”
„Zobacz co ten robi idiota w tej bramce, k...., no co jest”
„Nie mam bramkarza, k.... gramy bez bramkarza, k....”
„Widziałeś, widziałeś co on robi, k...., on odbija, siatkówka k....”
Tak na błędy Fabiniaka, w spotkaniu Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski z Widzewem Łódź (3:0), reagował ówczesny trener 4-krotnych mistrzów Polski, Janusz Wójcik. Owszem, łódzki golkiper spisywał się wówczas tragicznie, popełnił błąd w zasadzie przy każdym golu dla gospodarzy, ale przecież nie można jego ligowego dorobku ograniczyć jedynie do tego feralnego spotkania. Zwłaszcza że wcześniej zwykle był mocnym punktem RTS-u.
W Ekstraklasie zadebiutował w sezonie 2004/2005 w barwach Pogoni Szczecin, ale to był jego jedyny występ w tamtych rozgrywkach. W szczecińskiej bramce niepodważalną pozycję miał wówczas Boris Pesković, a 23-latek dostał wtedy okazję gry w ostatniej kolejce. Nieco lepiej wiodło mu się rok później, kiedy zaliczył już siedem występów. W Szczecinie występował jednak tylko jesienią, gdyż wiosną został wypożyczony do II-ligowego Widzewa. Stefan Majewski, który wówczas prowadził łódzką ekipę, do żadnego z bramkarzy nie miał stuprocentowego zaufania, gdyż stale nimi rotował, ale akurat Fabiniak doskonale sobie poradził w tej sytuacji. Z 10 meczów, które rozegrał, w aż siedmiu potrafił zachować czyste konto! Dzięki temu na stałe wywalczył sobie miejsce w bramce Widzewa, gdy ten jesienią 2006 roku wracał na ekstraklasowe areny.
W najwyższej klasie rozgrywkowej piłkarze z Al. Piłsudskiego zabawili jednak tylko dwa lata. Fabiniak w obu sezonach był jedną z wyróżniających się postaci czerwono-biało-czerwonych. Wysoki i dobrze zbudowany znakomicie radził sobie na przedpolu. Imponował również niesamowitym refleksem. W sezonie 2006/2007 siedmiokrotnie zachowywał czyste konto. Znakomite występy Fabiniaka zwróciły wówczas uwagę Leo Beenhakkera, który zaczął wysyłać mu pierwsze powołania. Najpierw zaprosił go na grudniowe zgrupowanie kadry, która udawała się do Turcji na towarzyski mecz z Bośnią i Hercegowiną, jednak nie mógł zagrać z powodu problemów z obojczykiem. W lutym 2008 nic już nie stanęło na przeszkodzie, aby bramkarz Widzewa pojawił się na zgrupowaniu, ale nie dostąpił zaszczytu debiutu w reprezentacji Polski. Cały mecz z Estonią przesiedział na ławce rezerwowych, a polskiej bramki strzegł wówczas Sebastian Przyrowski.
Fabiniak co jakiś czas pojawiał się jednak w mediach jako kandydat do wyjazdu na EURO 2008. Niekwestionowanym numerem jeden był oczywiście Artur Boruc, ale reszta golkiperów miała swoje problemy. W Arsenalu nie grał Łukasz Fabiański, do ligi polskiej wrócił Wojciech Kowalewski, zaś dostający co jakiś czas szansę występów w Manchesterze United, Tomasz Kuszczak nigdy nie należał do grona faworytów Beenhakkera. Fabiniak jednak już nigdy nie dostał okazji na zaprezentowanie się w kadrze.
Widzew co prawda z hukiem zleciał do II ligi, ale trudno było obwiniać za to akurat Fabiniaka. Starał się jak mógł, ale w pojedynkę nie był w stanie wybronić dla Łodzi Ekstraklasy. W większości spotkań był najlepszym zawodnikiem swojego klubu. Wyjątkiem był ten nieszczęsny mecz w Grodzisku Wielkopolskim, gdy Fabiniak podejmował irracjonalne decyzje. Błędy jednak mogą zdarzać się każdemu, ale wspomniany już Wójcik nie wychodził z podobnego założenia.
Kamery przyłapały go, gdy wręcz wyżywał się przy linii bocznej na Fabiniaku. Na pomeczowej konferencji prasowej „Wójt” najpierw stwierdził, że nie może za błędy swojego bramkarza odpowiadać, bo nie on go pół sezonu trenował. Później zaś zarzucił mu, że ten w przerwie meczu poprosił o zmianę. Fabiniak już po latach wyznał, że wydarzenia w szatni miały zupełnie inny przebieg. - Przyznaję, to nie był dobry mecz w moim wykonaniu. Przytrafiały mi się głupie błędy, nie byłem sobą. Drużyna też miała swoje problemy. Przegraliśmy 0:3, a w przerwie meczu w szatni doszło do jatki. Trener Wójcik zaczął obrażać zawodników, w tym mnie. Pojawiły się później plotki, że nie chciałem wychodzić na drugą połowę. Bzdura. Powiedziałem tylko, że jeżeli wini tylko mnie i ma powiedzieć o jedno słowo za dużo, to może dokonać zmiany – wyznał w rozmowie ze sport.pl.
Casus Fabiniaka jest zadziwiający. Po feralnym starciu z Dyskobolią nie wrócił już do bramki Widzewa. Ba, nigdy więcej nie zagrał już w Ekstraklasie, a przecież od 2008 roku różnych ananasów oglądaliśmy w najwyższej klasie rozgrywkowej na tej pozycji. Co więcej, tak naprawdę jego przygoda z Ekstraklasą trwała dwa sezony. Rzadko jednak się zdarza, aby ktoś występując w lidze tak krótko, cieszył się uznaniem w oczach selekcjonera reprezentacji Polski.