Autor zdjęcia: Własne
W przerwie: Johan Cruyff - “Autobiografia”, czyli pozycja nie do końca totalna
Dożyliśmy czasów, gdy piłka nie tylko jest obecna praktycznie 24 godziny na dobę w telewizji i internecie, ale możemy też czytać świetne pozycje o jej historii. Można pomiędzy meczami, można w drodze do pracy, można tam, gdzie królowie chadzają piechotą. Możliwości jest multum. W każdy weekend będziecie mieli okazję przeczytać nasze polecenia. Pewnie częściej będziemy chwalić niż ganić, bo na słabe książki szkoda nam czasu, więc potraktujcie to jako przewodnik po wartościowej lekturze na czas przerwy. Pora przyjrzeć się bliżej człowiekowi, który zmienił futbol dwa razy - jako piłkarz i jako trener.
Johan Cruyff - Autobiografia (Wydawnictwo Literackie)
Zabierając się za lekturę wydanej trzy lata temu autobiografii jednej z najważniejszych postaci w historii piłki nożnej, od razu można sobie po raz kolejny uświadomić, jak nieubłaganie pędzi czas. Zdawałoby się bowiem, że jeszcze tak niedawno podziwialiśmy wybitnego Holendra na ławce Barcelony, gdy prowadzi ją do pierwszego w historii triumfu w Pucharze Mistrzów. Tymczasem było to już blisko trzy dekady temu, a co więcej - o samym bohaterze od 2016 r. piszemy już niestety w czasie przeszłym - rak płuc okazał się jednym z niewielu rywali, z którymi nie udało mu się wygrać.
- Kiedy tylko wystarczająco dorosłem, zacząłem biegać wszędzie sam; często grałem w piłkę na ulicy ze znajomymi, a stadion Ajaksu stał się dla mnie drugim domem. Spędzałem tam każdą wolną chwilę. Od siódmego roku życia, kiedy poszedłem pomagać wujkowi Henkowi na stadionie, zawsze brałem ze sobą torbę z butami piłkarskimi. Nigdy nie dało się przewidzieć, czy drużynie nie zabraknie zawodnika podczas ćwiczeń albo meczu treningowego. Zdarzało się, że miałem szczęście, chociaż zazwyczaj robiło im się mnie żal - byłem kościsty, wyglądałem jak krewetka, więc litowali się nade mną. I dlatego chociaż nie miałem tam nic do roboty i nie byłem nawet w zespole młodzieżowym, grałem w Ajaksie. W ten sposób wadę, a taką była moja mizerna postura, dało się przekuć w zaletę. Przekonanie o tym, że to możliwe, starałem się w przyszłości wpoić innym.
“Autobiografia” Johana wciąga i przez kilkadziesiąt stron pochłania nas bez reszty, ale niestety jako całość odrobinę rozczarowuje. Przede wszystkim dlatego, że jej bohater jawi nam się przez cały czas jako człowiek nieomal nieomylny, robiący wszystko doskonale, wizjonersko, popychający futbol do przodu praktycznie w pojedynkę. W większym stopniu jest to opowieść o tym, jak piłkę nożnę, system szkolenia widziałby Cruyff, a nie historia jego życia.
- Wielu piłkarzy grających na najwyższym poziomie jest obserwowanych przez tysiące osób w mediach społecznościowych. Wspaniale. Jeśli ktoś ma tylu fanów, oznacza to, że ludzie się nim interesują. Tymczasem osoba, którą wszyscy śledzą, powinna się dalej uczyć. Bo czy ma się zająć wyłącznie byciem kimś obserwowanym, jak ci, którzy są dziś znani tylko z tego, że są znani? W takim wypadku popularność będzie tylko kolejnym ograniczeniem tego, co można w życiu osiągnąć.
Genialny piłkarz i trener (to nie ulega wątpliwości, choć nie musi być tak często akcentowane) miał oczywiście w tej pozycji ogrom ciekawych spostrzeżeń i wniosków. Fascynujący jest wywód poświęcony futbolowi, a nawet szerzej - sportowi, w Stanach Zjednoczonych.
To zresztą być może najbardziej istotna część opowieści Cruyffa, w największym stopniu tłumacząca to, jak patrzył na futbol. Nie tylko jak na dyscyplinę sportu, która ma wyłaniać zwycięzców, bohaterów masowej wyobraźni. Chodzi też po prostu o rozrywkę, o to, by dawać ludziom radość, przyjemność. Jakże często się o tym wciąż zapomina…
Ujmę to wszystko następująco - “Autobiografia” genialnego holenderskiego piłkarza i trenera wspaniale wyjaśnia ideę futbolu totalnego, natomiast sama w sobie lekturą totalną zdecydowanie nie jest. Są momenty zwyczajnie nudne, dłużyzny, wątki akcentowane za często i za gęsto. Szkoda.
Nasza ocena (1-6): 3+