Autor zdjęcia: Rafal Rusek / PressFocus
Miało być wzmocnienie, wyszła wielka klapa. Mihajlović opuścił Arkę
Kiedy w styczniu Nemanja Mihajlović przychodził do Arki przecieraliśmy oczy ze zdumienia, że akurat gdyński zespół, trawiony wówczas problemami finansowymi, zdecydował się na sprowadzenie takiego zawodnika. Mowa tu przecież o piłkarzu, który w Serbii miał wysoką pozycję, a w Holandii zarabiał spore pieniądze. Były skrzydłowy Partizana Belgrad swój pobyt w Trójmieście zakończył tak jak w Heerenveen. Katastrofą.
Kiedy w styczniu 2020 roku pojawiły się pierwsze doniesienia o możliwym transferze Nemanji Mihajlovicia to łapaliśmy się w redakcji za głowy. Serb naturalnie nie miał najlepszego okresu w Heerenveen, przez 2,5 roku w Eredivisie rozegrał raptem 29 meczów, czyli w sumie tyle ile Cristiano Ronaldo w tym sezonie w Serie A i Lidze Mistrzów w barwach Juventusu. Drugim, chyba najważniejszym, aspektem wywołującym u nas zdziwienie były zarobki Mihajlovicia, który w Holandii pobierał sowitą pensję. Za niemałe pieniądze również trafił on do byłego klubu Radosława Matusiaka, bo kwota 1,7 mln euro jest nieosiągalna nawet dla polskich klubów.
Dlatego w styczniu przy okazji przyjścia Serba do Gdyni szeroko pisaliśmy o naszych wątpliwościach: „Teraz jednak ważniejszym pytaniem jest, skąd gdyński klub wziął na niego pieniążki. Wedle ostatnich doniesień przecież płynność finansowa klubu ma zostać zachwiana już w lutym, po tym, jak ze sponsorowania klubu wycofało się miasto”.
I dalej jeszcze na temat formy i potencjału Mihajlovicia:
„Nie zmienia to jednak faktu, że do Gdyni zawitał naprawdę ciekawy zawodnik, w dodatku dalej stosunkowo młody. Na pewno do odbudowy, przez ostatnie pół roku praktycznie nie pojawiał się na boisku i trenował w większości indywidualnie, ale potencjał ma bardzo duży, co pokazywał w serbskiej lidze. Podpisał kontrakt na półtora roku, zna go doskonale jego rodak, trener Aleksandar Rogić, więc teoretycznie może to wypalić. Kto wie, może Arka w przyszłości nawet coś na nim zarobi”.
No niestety, ale drugi skład przepaść. Mihajlović to szykuje się niezła mina, na 20 akcji jego stroną wrócił może z 2 razy. Nie wiem, ale nawet z brzuchem to chyba można przebiec się parę razy w tę i z powrotem.
— Kuba Mazan (@Mazzano7) January 26, 2020
Pierwsze sygnały o tym, że ten transfer nieźle wyglądał jedynie na papierze, a gorzej jest w rzeczywistości, jeszcze zimą wysyłał Kuba Mazan. Mihajlović przed przyjściem do Arki nie miał nic wspólnego z regularną grą w Heerenveen, pisało się o jego treningach indywidualnych, ale sam piłkarz chyba nie przykładał się do nich tak jak trzeba, bo przyjechał do Polski totalnie zapuszczony i pozbawiony ambicji. Bo jak inaczej wyjaśnić to, że w opisywanej powyżej sytuacji ze sparingu zespołu nie chciało mu się nawet wracać pod własną bramkę?
Na pewno dodatkowe kilogramy nie pomagały w odpowiednim prezentowaniu się na boisku, ale klasowy piłkarz w takim momencie uruchamia cechy wolicjonalne i daje z wątroby aż do upadłego. Mihajlović za Arkę umierać najwidoczniej nie miał zamiaru i dlatego zaledwie po ośmiu występach grzecznie podziękowano mu za jego oddanie.
A przecież Serb, jak na formę w jakiej przyszedł do Gdyni, ten początek miał całkiem niezły. Wszyscy pamiętamy jego występ z Rakowem Częstochowa, kiedy to jego bramka zadecydowała o wygrane z beniaminkem. Już po tym trafieniu widać, że Mihajlović miał smykałkę do większej piłki niż ta ekstraklasowa, bo wielu naszych ligowców w podobnym przypadku nawet nie oddałoby celnego strzału.
Nemanja Mihajlović i jego debiutancki gol.
— Arka Gdynia (@ArkaGdyniaSSA) February 22, 2020
Cudo 🥐😍#ARKRCZ #ArkaRazem pic.twitter.com/pCY6oLjYvM
Co z tego jednak, skoro Serbowi zabrakło chęci do gry również w defensywie. Dobitnie pokazał to mecz z Legią, kiedy Mihajlović wszedł na boisko za Kamila Antonika, a to właśnie skrzydłami nacierali wicemistrzowie Polski. Autostrada utworzyła się zwłaszcza po lewej stronie gdynian, gdzie Adama Marciniaka miał asekurować właśnie bohater tego tekstu. Obejrzeliśmy skrót tego meczu i w każdej groźnej sytuacji lub bramce dla warszawian Mihajlović odegrał rolę pachołka. Serb tylko pozorował krycie, pozorował powroty do obrony i jedynie przyglądał się jak koledzy desperacko próbują bronić.
Podobnie jego przydatność dla zespołu ocenił Ireneusz Mamrot, bo z Wisłą Kraków skrzydłowy na boisku już się nie pojawił, a dzisiaj rozwiązano z nim kontrakt za porozumieniem stron. Jeśli Arka ma grać piach i dostawać oklep od każdego z rywali, to lepiej z młodzieżowcami lub Polakami w składzie.
Klub z Gdyni nie zarobi zatem na Mihajloviciu, większego pożytku z gry na boisku również nie będzie miała, a jedynym sukcesem Serba mogą być te dwa punkty, które skrzydłowy dał drużynie w meczu z Rakowem. Nam 24-latek będzie się jedynie kojarzył z kolejnym przypadkiem piłkarza, którego polski klub przygarnął niczym kota w worku. Bez dłuższej obserwacji, bez wywiadu środowiskowego, a jedynie na papier i ładne oczy. I nie mogło z tego wyjść nic innego jak katastrofa, bo piłkarz cały czas wozi się na łatce wielkiego talentu, a wszyscy nabierają się na jego świetne liczby z sezonu 2015/16 (pięc bramek i 13 asyst w Partizanie).
Nie wróżymy zatem Mihajloviciowi wielkiej kariery, skoro odbił się już nie tylko do Eredivisie, ale nawet od Ekstraklasy.