
Autor zdjęcia: Lukasz Sobala / Press Focus
W ten weekend warszawianie jeszcze nie mieli ochoty na huczną imprezę… Legia 1:1 Piast
Nie podejrzewamy legionistów o to, że ze względu na sporą przewagę punktową już im się nie chce. Trudno jednak dyskutować z faktem, że coś się w tej ekipie ostatnio zacięło. Porażka z Górnikiem, bezbarwny remis z Jagą i dzisiejszy z Piastem… Martwiące o tyle, że ekipa Vukovicia zaczęła grać dopiero, kiedy trzeba było gonić wynik.
To był jeden z niewielu zrywów gliwiczan, kiedy z lewej strony w polu karnym pojawił się Sebastian Milewski. Wpadł i… Padł. No właśnie, czy tam rzeczywiście był faul? Nawet powtórki nas nie przekonały, więc do teraz mamy wątpliwości. Nie żeby w ogóle nie wystąpił kontakt między nim a Wszołkiem, wszak skrzydłowy faktycznie zahaczył pomocnika, lecz czy na tyle mocno, by nie móc kontynuować akcji? Cóż, taki to był miękki karny, aczkolwiek gol z niego liczy się jak każdy inny i tym razem z trafienia cieszył się Felix.
Nie było jednak mowy o pójściu za ciosem, ponieważ chwilę wcześniej z boiska wyleciał Rymaniak. I znów – czy słusznie? Dziwna to była sytuacja… Z jednej strony bowiem obrońca ewidentnie pociągnął Luquinhasa za koszulkę. Z drugiej, Brazylijczyk zdążył się mu urwać i spokojnie mógł kontynuować kontrę. Z trzeciej i tak przewrócił się na murawę, lecz ze znacznym opóźnieniem. Rozumiecie nasze wątpliwości?
Andre Martins od początku meczu zdawał się być jedynym zawodnikiem na boisku, który kontrolował zdarzenia. Był we właściwych miejscach, gdy trzeba było przerwać akcję, ustawiał się tak, że piłka spadała mu pod nogi. Właśnie z tego wzięła się też kontra na drugą kartkę Rymaniaka.
— Michał Zachodny (@mzachodny) June 27, 2020
Ocenicie to już według własnego sumienia, lecz fakty są takie, że wyrzucenie Rymaniaka z boiska „ustawiło mecz”. W tym sensie, iż gliwiczanie po prostu skupili się na możliwie najdokładniejszym zaparkowaniu autobusu w polu karnym i przetrwaniu do końca meczu. Jeśli już ktoś pojawiał się pod polem karnym Legii, to zazwyczaj Felix w jakim desperackim rajdzie, albo Tuszyński, kiedy akurat posłano na niego lagę.
Warszawianie natomiast dopiero w ostatnich 30 minutach wzięli się do roboty. Zupełnie jakby dopiero w przewadze jednego zawodnika ogarnęli, że mogą wygrać, a wcześniej w siebie nie wierzyli. Ile konkretnych akcji do tego momentu zrobili Wojskowi? Kojarzymy dwie – rajd Luquinhasa i jego strzał prosto w bramkarza, oraz tę sytuację, po której Gwilia posłał futbolówkę na orbitę.
Vuković jednak zareagował prawidłowo w całym tym chaosie. Już kilka minut po golu na boisko wszedł Cholewiak za Lewczuka, niedługo później zaś na boisku pojawił się Rosołek za Andre Martinsa. Czyli: skrzydłowy za stopera i napastnik za rozgrywającego bez szczególnego ciągu na bramkę. Do tego jeszcze wpuścił Rochę – pamiętacie go jeszcze?! – za beznadziejnego dziś Wszołka jednocześnie przesuwając Karbownika na prawe skrzydło.
Niemniej oddajmy Serbowi – miał świetnego nosa do zmian, ponieważ gol padł po dośrodkowaniu bocznego obrońcy z prawej flanki, które wykorzystał Rosołek. Przypadek czy nie – plusik przy decyzjach Vukovicia trzeba postawić.
Joker Rosołek 🃏 Kolejny ważny gol Maćka 👌pic.twitter.com/lHt3la0CS9
— Legia Warszawa (@LegiaWarszawa) June 27, 2020
Mimo długiej indolencji warszawian Piast jednak powinien cieszyć się z dowiezienia tego jednego punktu. Jakkolwiek spojrzeć, zwłaszcza w końcowym kwadransie Legia go ostro docisnęła i gdyby nie tragiczna dyspozycja Pekharta, pewnie nawet udałoby się jej zwyciężyć. Przed oczami mamy choćby okazję, kiedy dogrywał mu Rocha, Czech miał przed sobą pustą bramkę, lecz w ogóle nie trafił w piłkę. Innym razem, też po centrze Portugalczyka, próbował strzelać piętą i po wyskoku, ale skończyło się tak samo. Mało? No to jeszcze dodajmy dwie fatalne główki i w zasadzie dostaniemy obraz fatalnego występu Tomasa, który najpierw przechodził obok meczu, a kiedy się obudził, zmarnował 4 dobre okazje w 10 minut. Szacun!
Chociaż jak już się czepiamy, to wspomnimy także, iż Jędrzejczyk powinien był przynajmniej spróbować uderzać po dośrodkowaniu Antolicia, zamiast cofać piłkę w stylu Jordiego Alby, akurat do nikogo.
Pół żartem, pół serio można stwierdzić, że Legia po prostu nie chciała przyklepywać majstra nawet nie będąc na boisku. Zakładając bowiem scenariusz z dzisiejszym zwycięstwem warszawian i jutrzejszą stratą punktów przez Lecha, tytuł już powędrowałby na Łazienkowską. A tak trzeba się jeszcze chwilę wstrzymać. Przynajmniej do następnej serii gier, kiedy zespól Vukovicia zmierzy się – a jakże – z Kolejorzem!
Legia Warszawa 1:1 Piast Gliwice (0:0)
0:1 Felix 59’ (kar.) (asysta Milewski)
1:1 Rosołek 84’ (asysta Karbownik)
Legia: Majecki (5) – Jędrzejczyk (5), Wieteska (5), Lewczuk (5) (63’ Cholewiak 4), Karbownik (6) – Antolić (6), Martins (6) (73’ Rosołek 6) – Wszołek (2) (76’ Rocha 6), Gwilia (4), Luquinhas (5) – Pekhart (3)
Piast: Plach (5) – Rymaniak (3), Korun (5), Czerwiński (6), Kirkeskov (7) – Sokołowski (5) (90’ Huk), Milewski (6) – Konczkowski (3), Hateley (4), Felix (6) – Parzyszek (2) (58’ Tuszyński 2)
Sędzia: Szymon Marciniak
Nota: 2
Żółte kartki: Gwilia, Wieteska – Rymaniak x2
Czerwone kartki: Rymaniak
Piłkarz meczu: Mikkel Kirkeskov
Widzów: 6000