Autor zdjęcia: Piotr Matusewicz / PressFocus
Zadaniowiec na wagę złota
W polskim słowniku piłkarskim „zadaniowiec” ma raczej konotacje negatywno-prześmiewcze. Pierwsza osoba, jaka przychodzi mi na myśl to – z wiadomych względów – Sławomir Peszko, ale po wczorajszym wieczorze chyba czas zrewidować swój pogląd i docenić tych, którzy rzeczywiście, zamiast się burzyć, godzą się ze swoim miejscem w szeregu. Wykonując przy okazji świetną robotę.
Ja osobiście mam przed oczami grupowy mecz Polaków z Niemcami na Euro 2016 i wejście Peszki na boisko w 87. minucie. Jedyne co udało mu się wówczas zrobić, to przyprawić kibiców o palpitację serca, gdy w ostatniej minucie sfaulował rywala nieopodal swojego pola karnego i plany wyrwania choćby punktu mogły szybko wziąć w łeb. Coś jak polscy piłkarze ręczni, którzy w czasach swojej świetności rzadko kiedy pozwalali fanom odejść od telewizora bez zapobiegawczego zmierzenia tętna i ciśnienia.
OBSTAWIAJ MECZE LECHII W BETCLIC, ZAREJESTRUJ SIĘ TERAZ Z KODEM 2X45INFO I SPRWADŹ KURSY
Przez ten kilkuletni epizod Peszki w reprezentacji słowo „zadaniowiec” powędrowało gdzieś w czeluść internetowej szydery i zostało tam do dzisiaj. Mimo że nie powstają już nowe memy, bo piłkarz Wieczystej Kraków z kadrą skończył jakiś czas temu, to jednak w podświadomości jest zakodowane takie powiązanie. Mało kto teraz pamięta, że prawdziwym zadaniowcem za czasów gry w Rennes był Kamil Grosicki – w sumie wchodząc z ławki zdobył 10 bramek, zaliczył 5 asyst i zawsze był asem w rękawie trenera.
Kiedyś się zastanawiałem, czy mamy w naszej lidze kogoś takiego. W dłuższej perspektywie znaleźć nie mogłem, ale już zmieniając kryteria zadaniowca pomyślałem – czemu nie Zlatan Alomerović? Wczorajszy mecz Lechii z Lechem tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że lepszego układu w bramce gdańszczanie wymarzyć sobie nie mogli. Bo mieć fenomenalnego bramkarza, który co drugi mecz ci wybroni wynik to jedno. Ale mieć takich dwóch to jak wygrać w Lotto. Piotr Stokowiec trafił szóstkę i jest wniebowzięty, trudno się dziwić. Z kolei Zlatan Alomerović przypomina chłopaka, który co jakiś czas kupi zdrapkę za piątaka i dziwnym trafem prawie za każdym razem wygrywa. Podwaja, potraja swój budżet, wie, że jedna wpadka może zniszczyć wszystko, ale na nią się bynajmniej nie zanosi. I po dłuższym okresie trudno zarzucić mu, że tylko szczęście go ratuje.
Tak widzę rolę Alomerovicia w Lechii i autentycznie jestem pod wrażeniem, bo od momentu przyjścia do Gdańska, z pewnymi wyjątkami, układ jest w zasadzie taki sam. To znaczy – dla Zlatana Puchar Polski, dla Kuciaka liga. A jeśli jeden gdzieś zagrać nie może, to nie ma paniki – wejdzie ten drugi. Czy umowa pod względem regularności gry jest sprawiedliwa – można się kłócić. Ale tylko wśród kibiców, bo serbski golkiper najwidoczniej o nic nie ma pretensji. Wszak w maju przedłużył kontrakt do 2023 roku.
.@LechiaGdanskSA w finale Totolotek Pucharu Polski! 🏆
— Totolotek Puchar Polski (@PZPNPuchar) July 8, 2020
CO TO BYŁ ZA MECZ! 😲 pic.twitter.com/aJWCrYqaaS
23 mecze w dwa lata – szału nie ma. Pierwszą poważną szansę otrzymał dwa miesiące po rozpoczęciu sezonu 18/19 w meczu z Wisłą Kraków w Pucharze Polski. Potem utrzymał miejsce w składzie, bo trener Stokowiec chciał obu golkiperów sprawdzić na placu boju. Ale to był pierwszy i ostatni niewymuszony i tak regularny okres występów Alomrovicia w Gdańsku. Następne kilka spotkań z rzędu rozegrał pod koniec ubiegłego roku, kiedy Dusan Kuciak doznał kontuzji.
– U nas jest wyjątkowo dobra rywalizacja na pozycji bramkarza. Życzyłbym sobie takiej na każdej pozycji. Dusan ma wyrobioną markę, ale chcemy być gotowi na inne warianty. Bramkarz to specyficzna pozycja. Nie chciałbym, by dochodziło do podobnych sytuacji jak we wcześniejszych sezonach, gdy Oliver Zelenika przez dwa lata zagrał jedno spotkanie. Naszą ideą jest mieć dwóch bramkarzy w dobrej formie – powiedział jesienią 2018 roku Piotr Stokowiec.
W innych klubach Ekstraklasy trudno mówić o jakiejkolwiek wyrównanej rywalizacji w bramce. Jeżeli są kozacy, jak Putnocky czy Stipica, to próżno szukać dla nich sensownych zmienników. Więc rotacji albo nie ma i zachodzi taka sytuacja o której mówił Stokowiec – drugi bramkarz gra jeden mecz przez dwa lata – albo wobec zmiany w bramce wszyscy z otoczenia klubu muszą obgryzać paznokcie i rwać włosy z głowy w oczekiwaniu na to, by fartem udało się dowieźć wynik bez żadnego babola po swojej stronie. W Lechii tego problemu od dwóch lat już nie ma.
Dlatego wypada uszanować to, co robi Zlatan Alomerović, bo pozycja zmiennika na pewno nie jest łatwa do zniesienia pod względem psychicznym. Jeśli od grudnia zagrałeś tylko jeden mecz i nagle musisz wyjść na półfinał przeciwko natarczywej ofensywie Lecha, dotrwać do karnych, obronić dwie piłki meczowe przy asyście poznańskiego morza gwizdów i wprowadzić drużynę do finału drugi raz z rzędu, to wiedz, że masz przed sobą zadanie arcytrudne. A jeśli je wykonałeś, to wiedz, że masz czym się chwalić, a nazwanie tego przypadkiem jest znacznie bardziej niesprawiedliwe niż układ bramkarski zaproponowany przez Piotra Stokowca.
Zwycięstwo w dziewięciu meczach pucharowych z rzędu, w tym centymetry od uderzenia rakietą w Wejherowie, w międzyczasie dźwiganie odpowiedzialności przez niespodziewane wejście do bramki pod koniec ubiegłego sezonu, gdy Lechia walczyła o podium. Może Alomerović nie zawsze prezentował poziom godny naśladowania, może wczoraj było u niego widać zdenerwowanie i brak pewności siebie, może i mógł zachować się lepiej przy bramce Ramireza, ale kto będzie teraz o tym pamiętał? Kibic zestawi puszczony strzał z dystansu z obronionymi dwiema bramkami na wagę finału i co ma powiedzieć? Chyba tylko „dziękuję”.
- Wychodziłem z założenia, że jeśli czegoś bardzo chcesz, dasz radę to osiągnąć. To była dla mnie jakaś motywacja. „Patrzcie, pokażę wam!”. Wiele rzeczy robiłem nie słuchając nikogo – powiedział Alomerović w wywiadzie dla Weszło za czasów gry w Koronie Kielce.
W ciągu roku osiągnął trzecie miejsce w lidze, wygrał Puchar Polski i ma szansę na powtórkę odgrywając w tym wszystkim pierwszoplanową rolę. Takim zadaniowcem żaden klub by nie pogardził.