Autor zdjęcia: Piotr Matusewicz / PressFocus
Mizerny Kuciak, skuteczny Lech, podium prawie zaklepane. Lech – Lechia 3:2
Lech zrobił to, czego nie potrafił uczynić w środę. Po prostu zdobywał bramki. Inna sprawa, że gdyby nie Dusan Kuciak, który przeżywał dziś ewidentnie głęboki kryzys, wynik mógłby być zupełnie inny. Jest natomiast zwycięstwo Kolejorza 3:2 i jest podium – chyba można ze śmiałością tak powiedzieć, choć nie 100-procentowym przekonaniem, bo iluzoryczne szanse na kompromitację wciąż są. Lechii natomiast pozostaje walka o obronę Pucharu Polski.
Obraz meczów Lecha z Lechią w Poznaniu od jakiegoś jest w zasadzie niezmienny. Gospodarze od razu narzucają swój styl gry, utrzymują się przy piłce, a gdańszczanie – tak jak w środowym półfinale Pucharu Polski – bazują na kontratakach i pojedynczych sytuacjach. A to stały fragment gry, a to jedne dośrodkowanie co 20 minut i co jakiś czas tworzyło się pewne niebezpieczeństwo. Pomijając słusznie nieuznaną bramkę Łukasza Zwolińskiego, Miłosz Mleczko nie musiał w pierwszej połowie wiele się napracować, ale w drugiej Lechia stworzyła sobie więcej okazji.
Było o podobieństwach, ale dzisiaj jednak dostrzegliśmy więcej różnic. Pierwsze z brzegu powiązane ze sobą, czyli zaskakująca skuteczność Kolejorza na tak wczesnym etapie spotkania. Dwa ostatnie mecze to walenie głową w mur, ostrzeliwanie bramki Kuciaka z każdej strony i w sumie 67 uderzeń na bramkę, z czego tylko trzy skończyły w siatce, co było w znacznej mierze sukcesem słowackiego bramkarza. Dzisiaj do przerwy było 3:1, a były golkiper Legii przypominał raczej ręcznik w bramce niżeli ten mur nie do skruszenia, którym był przez większość sezonu. Zawalił wszystkie bramki w dość zaskakujący jak na niego sposób – bo każda z nich (a w szczególności Daniego Ramireza) była spokojnie do wyjęcia. Co ciekawe, identyczny błąd, co przy pierwszym golu, Kuciak popełnił w 2012 roku w… Gdańsku jako bramkarz Legii. Wówczas okazała się to pomyłka na wagę mistrzostwa Polski.
Hat-trick Kuciaka to coś niespotykanego. Bo o ile każdy się spodziewał, że w polu to podopieczni Dariusza Żurawia przejmą inicjatywę, to jednak ci sami ludzie byli przyzwyczajeni, że skoro Słowak jest w bramce, to będzie ratował w krytycznych momentach. A tu proszę, nawet takich nie było trzeba, żeby mieć trójkę z tyłu po pierwszej minucie. Oczywiście kryształowi nie są też defensorzy, którzy do tych stałych fragmentów i generalnie strzałów z dystansu dopuszczali, tak jak młody Kałuziński przy golu Jóźwiaka, ale mimo wszystko postawa Kuciaka powinna zastanawiać.
Nie był to mecz bramkarzy, mówiąc delikatnie. Po przerwie bramkę na swoje konto mógł wpisać też Miłosz Mleczko, ale przed spotkaniem w życiu byśmy nie pomyśleli, że debiutant może lepiej się prezentować od starego wygi. No nic, przynajmniej wreszcie nie narzekamy na brak skuteczności po obu stronach, a że Kubicki daje Tibie wystawkę sam na sam? Że Kostewycz nie potrafi przyjąć piłki od bramkarza, a Robert Gumny traci ją na 30. metrze od swojej bramki prokurując groźną kontrę Lechii? Skłamalibyśmy pisząc, że się nie przyzwyczailiśmy.
Tak samo jak do tego, że fajny mecz nie trwa 90 minut. Druga połowa to była w większości orlikowa gra pełna chaosu i niedokładności. Pozbawiona ładnych strzałów, ale pełna głupich zagrań i strat, wliczając w to czerwoną kartkę Conrado, który w tym sezonie Ekstraklasy już sobie nie zagra.
Tym samym na 99% znamy już skład ligowego podium. Śląsk potrzebowałby dwóch zwycięstw i dwóch porażek Lecha, by coś na szczycie zmienić. A umówmy się – brzmi to trochę niedorzecznie. Lechii natomiast zostaje walka o obronę Pucharu Polski 24 lipca z Cracovią.
Lech Poznań 3:2 Lechia Gdańsk (3:1)
1:0 – 5’ Ramirez
2:0 – 22’ Gumny
2:1 – 43’ Haydary (asysta Pietrzak)
3:1 – 45’ Jóźwiak (asysta Tiba)
3:2 – 48’ Ze Gomes
Lech: Mleczko (4) – Gumny (6), Satka (5), Crnomarković (4), Kostewycz (3) – Kamiński (5), Moder (6), Tiba (5) (90+1’ Muhar – bez oceny), Ramirez (7) (78’ Marchwiński – bez oceny), Jóźwiak (7) – Żamaletdinow (3) (72’ Gytkjaer – bez oceny).
Lechia: Kuciak (2) - Fila (4), Nalepa (4), Maloca (3), Pietrzak (5) – Haydary (6) (73’ Mihalik – bez oceny), Makowski (4), Kałuziński (4) (65’ Gajos – 4), Kubicki (4), Ze Gomes (5) (70’ Conrado – 2) – Zwoliński (6).
Sędzia: Krzysztof Jakubik (Siedlce).
Nota: 5.
Żółte kartki: Satka, Mleczko – Nalepa.
Czerwona kartka: Conrado.
Piłkarz meczu: Kamil Jóźwiak.