Autor zdjęcia: Cezary Koluch
Spieszmy się kochać skutecznych napastników, tak szybko wyjeżdżają… TOP 5 snajperów minionego sezonu według not 2x45
Ten, kto stwierdził niegdyś, że gole są przereklamowane, powinien mocno puknąć się w czoło. Otóż nie są, a ci panowie zebrani poniżej doskonale to udowodnili w zakończonym niedawno sezonie. Ich trafienia dały nam dużo frajdy, szkoda tylko, że 3 z 5 już nie ma w Ekstraklasie… Prezentujemy pięciu najlepszych napastników rozgrywek 2019/20 według naszych not!
5. Bartosz Białek (5,11)
Dla Zagłębia zarazem niedobrze i doskonale się stało, że w beznadziejnej formie w tym sezonie byli Patryk Szysz oraz Rok Sirk. Z jednej strony więc Sevela miał do dyspozycji dwóch niezbyt przydatnych napastników. Z drugiej, właśnie dzięki temu szansę w ogóle dostał Bartosz Białek. I jak już wszedł do wyjściowej jedenastki, to miejsca nie oddał do końca rozgrywek. Mądrze gra ten chłopak, bo skoro nie imponuje ani warunkami fizycznymi, ani jakąś diabelną szybkością, to wykorzystuje inne aspekty, bardziej taktyczne. Spójrzcie jak porusza się po boisku, szukając wolnej przestrzeni. Obrońców musi szlag trafiać, gdy przychodzi im kryć tak ruchliwego gościa. Efekt końcowy – 19 meczów, 9 goli, 4 asysty oraz prezes Janowski wołający za niego 6-8 milionów Euro. I wcale sternik w tych żądaniach nie odfruwa.
4. Patryk Klimala (5,14)
Trochę trwało, zanim na dobre odpalił. Wcześniej, kiedy już dostawał okazje do gry, nie potrafił przekonać trenera, aby postawił na niego stanowczo i ostatecznie. Ba, sam Ireneusz Mamrot mówił, iż Patryka trzeba czasem utemperować pod względem wychowawczym. Dlatego w pewnym momencie, kiedy rzeczywiście Klimala musiał wziąć na siebie odpowiedzialność za bycie podstawowym napastnikiem, mieliśmy mieszane uczucia.
Cóż, zdecydowanie niepotrzebnie, ponieważ młodzian spłacił kredyt zaufania wobec szkoleniowca. Zaliczył bowiem naprawdę dobrą jesień, podczas której do siatki trafił 7 razy, a do tego dołożył jeszcze 3 asysty w 17 meczach. Zimą natomiast postanowił, że nie ma co czekać nie wiadomo na co, tylko wyjechać za granicę, dzięki czemu rozwinąłby się jeszcze szybciej. Ostatecznie walkę o względy Klimali wygrał Celtic, który zapłacił za niego 4 miliony Euro. Szkoda, że później praktycznie przez całą rundę wiosenną Polak grzał ławę. Może w przyszłym sezonie dostanie więcej szans?
3. Jose Kante (5,15)
Musimy przyznać, że kiedy przychodził do Legii, robiliśmy wielkie oczy. Serio? Ziomek, który odbił się od Górnika Zabrze i tylko trochę postrzelał w Wiśle Płock ma odpowiadać za strzelanie goli w stołecznym zespole? Nie no, to się nie dodawało...
A jednak! W tym sezonie Gwinejczyk, który swego czasu znajdował się praktycznie na wylocie z klubu, stał się ważną postacią zespołu. Przekonał Aleksandara Vukovicia na tyle, by późną jesienią uczynić z niego strzelbę numer jeden. Albo przynajmniej piłkarza będącego na równi z rozstrzelanym Niezgodą. Wyczyny Polaka jednak nie odstraszały Jose, lecz nakręcały go. I kiedy już doczekał się pierwszego trafienia – dopiero w swym 9. występie ligowym – reszta polała się niczym keczup ze słynnego powiedzenia. Łącznie Kante pokonywał bramkarza 10-krotnie, a do tego dołożył 3 asysty. Gdyby nie kłopoty zdrowotne w rundzie wiosennej, pewnie ten wynik byłby dużo bardziej okazały.
Ciekawi jesteśmy tylko co z przyszłością Kante, który po incydencie z koszulką Legii nie ma najlepszej prasy u kibiców, zwłaszcza tych zagorzałych. No ale skoro Aleksandar Vuković publicznie wziął go w obronę, to może ten związek jeszcze da się uratować?
Jose Kante zawodnik Legii Warszawa 😁pic.twitter.com/NCjQAhNCvy
— Bogo (@Bogo136) June 21, 2020
2. Christian Gytkjaer (5,16)
Współczujemy kibicom Lecha. Nie dość, że z drużyny odszedł gość, który rok w rok gwarantował kilkanaście goli, a czasem strzelał je dosłownie z niczego. Wiecie, w takich meczach, kiedy drużynie zupełnie nie idzie, między obrońcami brakuje miejsca, a napastnik bez celu snuje się po boisku. Aż tu nagle bach, Duńczyk uderzał jakąś bezpańską piłkę czy rąbnął główką po stałym fragmencie i bramkarz kapitulował. Mieć takiego gościa w składzie – złoto. Kolejorz długo walczył o jego pozostanie, ale nie ma się co dziwić, że Christian wolał kontynuować karierę gdzie indziej. Okej, AC Monza to wciąż dla nas nieco dziwny kierunek – beniaminek Serie B – lecz na przykład sam kraj już nie. I tak niech się poznaniacy cieszą, że nie wypiął się na klub już w czerwcu, tylko zgodził się na przedłużenie kontraktu o kolejne 3 tygodnie, by wspólnie z Lechem zakończyć sezon 2019/20. W którym de facto zdobył koronę króla strzelców z 24 bramkami na koncie.
1. Jarosław Niezgoda (5,39)
Kiedy startował sezon wydawało się, że w hierarchii u Aleksandara Vukovicia nie da się być niżej. Szkoleniowiec Legii wolał stawiać na Kulenovicia, Carlitosa, Kante. Gdyby Sanogo nie zerwał więzadeł, pewnie i Francuza by wolał. Z drugiej strony Serb miał prawo do takiego podejścia, skoro wcześniej Niezgoda miał gigantyczne problemy zdrowotne, przez które stracił praktycznie całe dwa sezony.
No ale jak już Jarek wjechał do pierwszego składu i w trzecim takim występie ukąsił ŁKS, to rozpędził się na tyle, że fotoradary nie złapałyby takiej prędkości. Zwłaszcza od końcówki października, gdy zaliczył następującą serię:
Chłopak rozbujał się do tego stopnia, że w pewnym momencie zaczęliśmy zastanawiać się, czy dobuja do 30 goli w sezonie Ekstraklasy, co nie zdarzyło się od 1948 roku, kiedy 31 bramek zdobył Józef Kohut z Wisły Kraków. Później blisko byli jeszcze Nikolić (28) oraz Koniarek (29), lecz magicznej bariery nie naruszyli. No ale nie dziwimy się też Niezgodzie, że kiedy pojawiła się okazja na zagraniczny transfer, zdecydował się złapać tę srokę za ogon. Przecież wcześniej powtarzał z wyraźnym żalem, że zdrowie pokrzyżowało mu plany na karierę poza Polską. Na szczęście Jarka potem pojawiło się Portland Timbers i ostatecznie za 3,60 mln Euro trafił do MLS. Cóż, dobrze, że chociaż przez pół roku mogliśmy go pooglądać.