Dawid Jarka dla 2x45.com.pl: Radzionków wisi mi 200 tys. zł. Teraz mam oferty z II i III ligi polskiej...
Dawid Jarka był rewelacją sezonu 2007-08, gdy strzelił dla Górnika 11 goli w Ekstraklasie. Teraz to tylko wspomnienia. 24-letni napastnik jest na wylocie z GKS Katowice i w najlepszym razie zagra w II lidze. Piłkarz w wywiadzie dla 2x45.com.pl nie ukrywa, że Ruch Radzionków do dziś jest mu winny dużo pieniędzy i nie zmartwił go fakt, że zimą nie wrócił do tego klubu. Przeciwko temu protestowali radzionkowscy kibice.
- Odchodząc do GKS-u zrzekł się Pan zaległych pieniędzy z Radzionkowa. O jaką kwotę chodziło? To prawda, że nie płacono Panu przez 12 miesięcy?
- Prezes wisi mi około dwustu tysięcy złotych. Przez półtorej roku, które spędziłem w Radzionkowie, otrzymałem tylko trzy wypłaty.
- Ale dostał Pan z opóźnieniem chociaż część pieniędzy?
- Gdy odchodziłem, otrzymałem jedną wypłatę...
- Zrzeknięcie się zaległości było warunkiem postawionym przez klub?
- Ja się niczego nie zrzekłem. Po prostu nie było szans na odzyskanie tych pieniędzy. Musiałem odejść i poszukać sobie czegoś nowego.
- Powiedział Pan wtedy, że przy poszukiwaniu nowego klubu będzie zwracał uwagę tylko na aspekt sportowy. GKS Katowice był rzeczywiście najlepszy?
- GKS się po mnie zgłosił i przyznam, że nie miałem lepszych ofert. Rękę podał mi trener Rafał Górak, z którym wcześniej miałem możliwość pracować w Radzionkowie. Pojechałem na testy i wyglądało to na tyle dobrze, że szkoleniowiec dał mi szansę.
- Czyli innych propozycji z I ligi nie było?
- Jedynie II liga, ale nie było to nic konkretnego.
- Trener Górak usilnie zabiegał o Pana transfer czy raczej odwrotnie – niejako załatwił Panu angaż w Katowicach?
- Oczywiście, musiałem pokazać na co mnie stać. Trener przyznał, że nieco zniknąłem mu z oczu i musiał przyjrzeć się mojej osobie lepiej. Wydaje mi się, że zaprezentowałem się dobrze, bo powiedział działaczom, że warto mnie zakontraktować. Na pewno w jakimś stopniu mi pomógł, ale nie dostałem tej umowy po znajomości.
- Pewnie trochę odżył Pan sobie finansowo?
- W GKS-ie nie ma na co narzekać. Pieniądze otrzymujemy miesiąc w miesiąc, a jeśli już zdarzy się jakiś poślizg, to naprawdę niewielki.
- Przedsezonową prezentację drużyny oglądał Pan jeszcze z trybun. "Ekstraklasa albo śmierć" - tak motywowali zawodników kibice. Nie przestraszył się Pan takiej presji?
- Katowice są specyficznym miejscem. Od zawsze presja na wynik była tu ogromna. Kibice są bardzo zżyci z klubem i chcą Ekstraklasy. A ja się im wcale nie dziwię. Spełnienie ich marzenia tkwi w nogach i głowach piłkarzy. Na razie wynik jest mizerny, ale wierzę, że w niedługim czasie GKS-owi będzie dane grać na najwyższym szczeblu.
- Naprawdę wierzył Pan w awans z GKS-em do Ekstraklasy?
- Wszyscy żyliśmy nadzieją i wiedzieliśmy, że jeśli dobrze zaczniemy, to będziemy bić się o Ekstraklasę. Tych ludzi na to stać. Jednak nie zawsze prezentowaliśmy się tak, jak powinniśmy. Przegrywaliśmy z zespołami, z którymi nie powinniśmy przegrać. Punktów zaczęło brakować i przez to GKS jest skazany na walkę o utrzymanie.
- "Wciąż jest nieobliczalny, ale już niegroźny" - tak powiedział o Panu trener Rafał Górak. Źle Pan przepracował okres między sezonami?
- Nie chcę komentować słów trenera. Jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa. Trener ma pole do popisu, ilość moich spotkań i bramek nie powala. Jednak będę chciał udowodnić, że się myli.
- Chyba zgodzi się Pan z tym, że momentami drużyna grała tragicznie. Cała drużyna...
- Był moment, kiedy wyglądaliśmy beznadziejnie. Trener nie robił zmian, stawiał wciąż na tych samych zawodników, a wyniki ciągle były słabe. Lał nas praktycznie każdy. Czasami naprawdę zastanawiałem się, dlaczego trener nie stawia na innych.
- W środku rundy na osiem dni trafił Pan do drużyny rezerw. Chodziło o pańską formę?
- Z tego co wiem, zagrałem gorzej w meczu rezerw. Wcześniej wyróżniałem się i strzelałem bramki. Nie wyszło mi to jedno spotkanie, trener na nim był i obraził się.
- Klub wystawił Pana na listę transferową. Chce Pan odejść?
- Jeśli mam nie grać, siedzieć na ławce albo występować w rezerwach, to w sumie lepiej, że znalazłem się na tej liście. Mogę sobie szukać nowego pracodawcy. Jestem po rozmowie z działaczami i GKS nie będzie robił mi żadnych problemów w kwestii odejścia. Podamy sobie ręce i pójdziemy w swoją stronę.
- W tej chwili cały czas trenuje Pan z rezerwami?
- Zgadza się. Jestem też po rozmowach z innymi klubami. Zresztą dobrze wiedzą, że cały czas jestem w treningu. Z tym nie będzie problemu. Na sparingi i inne rzeczy przyjdzie czas, gdy rozwiążę kontrakt z GKS-em.
- Zdradzi Pan jakie to zespoły?
- Na dziś nie mogę nic powiedzieć. To nawet nie są drużyny pierwszoligowe.
- Czyżby zagranica?
- Polska, trwają rozmowy z klubami z drugiej i trzeciej ligi.
- Jakiś czas temu mówiło się o Ruchu Radzionków. Wiadomo – temat już nieaktualny, ale jak zrodził się pomysł powrotu do "Cidrów"?
- Zadzwonił do mnie prezes Tomasz Baran i zaprosił na treningi. Trenowałem bez żadnych zobowiązań, miałem pozwolenie z Katowic. Trener Artur Skowronek chciał zobaczyć jak się prezentuję i ostatecznie był na "tak". Chciał, żebym pozostał w Radzionkowie. Ale z różnych względów nie wyszło.
- Doszłoby do transferu, gdyby nie kibice?
- Szczerze mówiąc, to od początku nie chciałem iść do Radzionkowa. Mają tam duże zaległości wobec mnie. Liczyłem na treningi z pierwszoligowym zespołem i miałem taką możliwość. A kibice? W ogóle się nimi nie przejąłem, to, co napisali było wielkim kłamstwem
- Zarzucili Panu niewierność do barw swojego klubu, lekceważenie ich głównych wartości. O co chodziło?
- Przede wszystkim to oni lekceważyli mnie. Ubliżali mi w czasie spotkań, jeszcze gdy grałem w Radzionkowie. Mimo że zostawiałem kawał zdrowia na boisku, to przez całe spotkania wyśmiewali się ze mnie i krytykowali. Ruch nie był i nie będzie moim ukochanym klubem. Takim – i mówię to od dawna – jest Górnik Zabrze. Nie wiem czy ich to boli czy nie, ale niech tak zostanie.
- Czyli chodzi o Górnik? Czy niechęć zrodziła się w jakiś inny sposób?
- Chodzi o to, że... sam już nie wiem o co im chodzi. Obrazili się, a ja dokładnie nie wiem o co. Nie chcę tego komentować, śmieszy mnie to, że poszli to prasy i wystosowali jakieś pismo.
- Miał Pan z nimi jakieś pozastadionowe scysje?
- Broń Boże, nic takiego nie miało miejsca. Chodzi głównie o ich zachowanie w czasie meczów. Gdy grałem już w GKS-ie, jechali ze mną przez całe spotkanie. Strzeliliśmy bramkę i pokazałem w ich kierunku, że cieszę się, iż udało się nam trafić do siatki. Bez żadnego "fuck you" czy czegoś podobnego. Po prostu dałem wyraz swojej radości. Chyba wtedy się obrazili.
- Kibice zarzucili Panu również prowadzenie niesportowego trybu życia. Ten zarzut ciągnie się przez całą pańską karierę...
- Mogą pisać i mówić różne rzeczy. Nikt na niczym mnie nigdy nie przyłapał i nie przyłapie. Prowadzę sportowy tryb życia.
- Nie tak dawno w podobnej sytuacji był Kuba Świerczok. Pańskim zdaniem kibice powinni mieć tyle do powiedzenia?
- Mają swoje prawa i tyle. Nie powinno być jednak tak, że kibice rządzą klubem. Jeśli chodzi o Radzionków, to powtarzam, że to ja nie chciałem tam grać. Niechęć kibiców nie miała nic do rzeczy. Co do Kuby Świerczoka, słyszałem, jaki to "niesportowy tryb życia" prowadzi. Taki, że gra teraz w Bundeslidze...
- Właśnie - Niemcy. Wciąż jest Pan w stanie rzucić to wszystko i wyjechać za zachodnią granicę do normalnej pracy?
- Ten okres już minął. Grałem wtedy w Radzionkowie, nie płacili mi i był dramat. Takie myśli nie przychodziły bezpodstawnie. Dzięki pobytowi w GKS-ie wszystko się trochę wyrównało. Chcę normalnie trenować i grać.
- Mówił Pan kiedyś, że panowie Ryszard Szuster i Krzysztof Hetmański z Górnika Pana oszukali. Chodziło o transfer i klauzulę. Gdyby nie to, pańska kariera potoczyłaby się inaczej?
- Czasem powracają takie myśli. Przecież gdyby kwota odstępnego była taka, jak na moim kontrakcie, zarobiłbym nie tylko ja, ale też klub. Zostałem oszukany, a mogłem być teraz w innym miejscu.
- Nazwałby Pan tę dwójkę winowajcami swoich niepowodzeń?
- Było, minęło, to już za nami. Nie ma do czego wracać, w końcu życie toczy się dalej.