Autor zdjęcia: Klaudia Ogrodnik
Maciej Pałaszewski dla 2x45: Raków? Trenerowi nie odpowiadały moje warunki fizyczne. Wróciłem do Śląska, bo potrzebowałem gry
Maciej Pałaszewski pierwszy skład w Śląsku Wrocław wywalczył sobie już pod koniec poprzedniego sezonu i w bieżącej kampanii przeważnie również wychodzi od początku. 20-latek staje się coraz ważniejszym zawodnikiem w talii Tadeusza Pawłowskiego. W rozmowie z nami opowiada m.in. ile zawdzięcza obecnemu trenerowi Śląska, jak opiekuje się nim Piotr Celeban, dlaczego nie wyszło mu w Rakowie Częstochowa i wspomina początki w Polarze Wrocław.
Piotr Potępa (www.2x45.info): - Pierwsze pytanie będzie od Piotrka Celebana.
Maciej Pałaszewski: - Od Piotrka? No to już się boję.
- Nie przeszkadza ci wczesne wstawanie Piotrka podczas zgrupowań, gdy jesteście zazwyczaj razem w pokoju?
- Początki były trudne, bo ja jestem typem śpiocha, ale przyzwyczaiłem się i teraz to nawet lubię, bo jak się rano przebudzę i widzę, że Piotrek wstaje i siedzi z telefonem to wiem, że mogę zawsze jeszcze jakąś godzinkę sobie pospać.
- Z tego co wiem, Piotrek jest dla ciebie kimś w sensie mentora lub opiekuna. Jak wygląda ta jego „opieka” nad tobą?
- Bardzo dużo się od niego uczę. Zawsze, gdy wchodzę do naszego pokoju na zgrupowaniach to na stole można znaleźć całą masę różnego rodzaju odżywek, suplementów itp. Pełen profesjonalizm, Piotr jest dla mnie wzorem. Oprócz tego bardzo mi pomaga także na treningach, czy nawet w trakcie meczów. Czasami, gdy trzeba mnie ochrzanić, to również to robi, ale wiem, że wyjdzie mi to na dobre. Pomaga mi też bardzo w życiu codziennym. Nie ma takiej sprawy, z którą nie mógłbym się do niego zgłosić. Zawsze wiem, że otrzymam od niego pomoc lub dobrą radę.
- No dobra to teraz Piotrka już trochę zostawimy w spokoju, a ty powiedz mi, na której pozycji na boisku czujesz się najlepiej - 6, 8 czy 10? Zaznaczam od razu, że odpowiedź „zagram tam, gdzie ustawi mnie trener” jest zakazana.
- W takim układzie muszę powiedzieć, że 6 z tych trzech jest przeze mnie najmniej lubiana. 10 nawet lubię, ale według mnie optymalną dla mnie pozycją jest 8. Tam się najlepiej czuję.
- Gdy obserwuję jak grasz, to zauważam, że lubisz sobie klepnąć tiki-takę z pierwszej piłki. W tej sytuacji można odnieść wrażenie, że to właśnie dycha jest pozycją stworzoną dla ciebie.
- To jest właśnie coś, na co sporo osób zwraca mi uwagę. Mam jednak tak, że odkąd zacząłem grać, fascynowała mnie gra Barcelony. Wyrobiłem sobie na tej podstawie taki nawyk, którego jednak muszę się oduczyć, bo wiem, że powinienem więcej strzelać lub dawać więcej prostopadłych piłek. Cały czas nad tym pracuję.
- Chciałbym teraz zapytać cię o Raków Częstochowa. Zostałeś tam wypożyczony na rok, a już po sześciu tygodniach chciałeś wracać. Dlaczego?
- Na początku tam przyszedłem i grałem we wszystkich sparingach od deski do deski. Byłem szykowany pod pierwszy skład. Wszystko wyglądało fajnie i dobrze się zapowiadało. Potem wszedłem z ławki w meczu Pucharu Polski. Myślę, że dałem dobrą zmianę, a mimo to trener przestał na mnie stawiać. W związku z tym po rozmowach z trenerem doszedłem do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem będzie powrót do Śląska, bo to był moment, w którym potrzebowałem regularnej gry.
- Trener przestał na ciebie stawiać, bo ściągnięto do klubu kogoś na twoją pozycję? Czy jednak nie do końca wiesz, dlaczego tak się stało?
- Nikt nowy nie przyszedł. Z tego co wiem, trenerowi nie do końca odpowiadały moje warunki fizyczne. Nie mam jednak pojęcia, ile w tym prawdy. Wtedy zostały już tylko trzy dni do zamknięcia okienka transferowego i dlatego podjąłem decyzję o powrocie. Nie mogłem sobie pozwolić na bycie rezerwowym przez najbliższe pół roku.
- Ostatecznie wychodzi na to, że to był chyba dobry ruch?
- To jeszcze czas pokaże, ale wydaje mi się, że tak, bo bardzo potrzebowałem regularnej gry.
- Jak ci się układa współpraca z trenerem Pawłowskim? Wszyscy wiemy, że jest specjalistą od pracy z młodzieżą. Pomaga ci jeszcze w jakiś sposób poza takimi standardowymi treningami?
- Trener Pawłowski był pierwszym szkoleniowcem, który pozwolił mi zmierzyć się z seniorską piłką, bo kiedy był tutaj kilka lat temu włączył mnie do treningów z pierwszą drużyną. Jestem mu za to bardzo wdzięczny. Trener lubi grać w piłkę i jako były piłkarz daje mi bardzo dużo wskazówek choćby w kwestii tego jak uderzać piłkę, jak poruszać się w polu karnym. Nie mogę więc powiedzieć, że to jest tak, że tylko przychodzę na trening, robimy co trzeba i wracamy do domu. Trener pracuje ze wszystkimi młodymi zawodnikami. Dzieli się z nami doświadczeniem w typowo piłkarskich aspektach.
- A ty czasem tak z własnej inicjatywy zostajesz czasem po treningu, żeby wykonać jeszcze jakieś dodatkowe ćwiczenia?
- Ja zazwyczaj schodzę jako jeden z ostatnich z treningu. Tak mam, że jak kończy się trening, to zawsze chcę przez 10-15 minut zrobić jeszcze coś dla siebie, bo w skali roku ten kwadrans dziennie procentuje. Zazwyczaj chcę poćwiczyć przerzuty czy strzały.
- Zostaje z tobą ktoś jeszcze?
- Praktycznie wszyscy młodzi zawodnicy. Czasem zdarza się tak, że gdy zbliża się mecz, to trener nas goni.
- Nie pozwala?
- Pozwala. Jak jest mecz w weekend to poniedziałki, wtorki czy nawet środy możemy zostawać, ile chcemy. Jednak kiedy zbliża się spotkanie, to zaczyna nas pilnować i czasem każe nam już schodzić.
- Czy trener Pawłowski potrafi krzyknąć w szatni? Pytam, bo wiem, że przyklejono mu łatkę „sympatycznego Tadzia”, który trenuje swoich chłopców. Jednak z informacji, które ja mam wynika, że czasem potrafi krzyknąć tak, że ściany się trzęsą.
- Masz bardzo dobre informacje. Ja szczerze mówiąc nawet nie słyszałem o łatce, o której wspomniałeś i według mnie to nie jest prawda. Trener potrafi panować nad emocjami. Kiedy trzeba, jest szalenie sympatycznym człowiekiem, ale kiedy się zdenerwuje, to lepiej zejść mu z drogi.
- Słyszałem właśnie, że po meczu w Sosnowcu poziom decybeli w szatni przekroczył dopuszczalne limity, ale nie ma co ukrywać, że wtedy wam się taka bura należała.
- Dokładnie.
- Masz już 20 lat, więc przyszłość na pewno planujesz. Myślisz już o tej przyszłości w kontekście transferu zagranicznego?
- Na razie bardziej marzę. Nie myślę, bo trener zaszczepił we mnie coś takiego, żeby koncentrować się tylko na najbliższym meczu. Transfer zagraniczny pozostawiam jednak w sferze marzeń, bo każdy piłkarz powinien chcieć iść coraz wyżej i grać dla coraz lepszych klubów. Do tego jednak jeszcze długa droga, którą trzeba podeprzeć ciężką pracą. Nie ma czegoś takiego, że osiągasz pewien poziom i już ci się coś należy. Na wszystko trzeba zapracować i stale udowadniać, że się zasługuje na miejsce, w którym się znalazłeś. Podsumowując, marzyć mogę, ale na co dzień myślę o każdym kolejnym meczu.
- W takim razie pozostaniemy jeszcze w tej sferze marzeń. Wymarzona liga? Wymarzony klub?
- Liga hiszpańska. Barcelona.
- No tak, stylem gry byś pasował.
- Nie jestem fanem Barcelony, ale chciałbym tam zagrać.
- Ale w Realu byś nie zagrał?
- Zagrałbym.
- Nie ma u ciebie tych katalońsko-madryckich animozji?
- Nie, ja bardziej patrzę na futbol. W kwestiach kibicowania to bardziej liga angielska. Jestem fanem Manchesteru City, ale bardziej lubię styl, jaki prezentują hiszpańskie zespoły.
- Czekaj, czekaj. Jak ty kibicujesz City, to jak ty z Celebanem w jednym pokoju żyjesz, skoro on jest Czerwonym Diabłem?!
- Bałem się, że to wyciągniesz (śmiech). Ogólnie ostatnie kilka lat to ja mogę się bardziej czuć pewnie, bo Citizens stoją lepiej od United. Czerwone Diabły póki co są w dołku, więc Piotrek musi poczekać na trochę lepsze czasy.
- Masz szczęście, że się nie znaliście jeszcze w erze Fergusona w United.
- O tak, to się zgadza. Miałbym przechlapane.
- No to skoro mówimy o przeszłości, to pomówmy o czasie, kiedy trafiłeś z Polaru do Śląska. Twoje umiejętności zachwyciły wtedy nawet Sebastiana Milę, który nie mógł uwierzyć w to, że jesteś taki mały, a masz takie umiejętności. Porównywano cię nawet wtedy do Sebastiana. Mówiono, że możesz być dla Śląska nowym Milą. Widzisz u siebie jakieś nawyki boiskowe czy umiejętności, które upodabniają cię do Sebastiana?
- Ciężko mi na to pytanie odpowiedzieć, bo nie jestem człowiekiem, który lubi mówić o swoich umiejętnościach i oceniać swoją grę. Oczywiście bardzo mnie cieszą takie porównania, ale ja zawsze przyjmuję je z przymrużeniem oka. Pół roku w piłce to jest wieczność, w której wszystko może się błyskawicznie zmienić. Staram się jednak pracować, żeby chociaż zbliżyć się do poziomu Sebastiana. Na razie jednak do tego jeszcze droga daleka.
- Wiesz w ogóle, że jesteś ostatnim wychowankiem Polaru, który osiągnął taki poziom?
- Wiem.
- Wychowałeś się praktycznie przy samym stadionie Polaru. Może masz jakieś ciekawe historie, wspomnienia z czasów gry w Polarze?
- Do boiska Polaru miałem niecałe trzy minuty drogi, dzięki czemu zawsze byłem pierwszy na treningach. Wspominam to bardzo dobrze, bo zawsze pozwalano mi grać ze starszymi rocznikami, a to procentowało. Zdecydowanie więcej się uczyłem od starszych kolegów. Wspomnienia są dobre, bo tato kiedyś grał w piłkę…
- Twój brat też, jeśli dobrze pamiętam.
- Tak, z bratem graliśmy razem.
- Trener Polaru wspominał, że jak były treningi zimowe, to czasem przychodziło was tylko dziesięciu i ta ósemka była zmienna, a dwaj Pałaszewscy byli zawsze.
- Ja mam taki charakter, że jak coś robię, to na 100%, ale akurat tych zimowych treningów nie będę mile wspominał.
- Ja też swego czasu przeżywałem treningi i mecze zimowe, więc wiem, jak to jest. Nic przyjemnego. Kopiesz piłkę i jedyne co czujesz to ból przemarzniętej stopy.
- W Polarze mieliśmy jeszcze w dodatku takie piłki Select.
- Pamiętam te piłki. Piekielnie twarde!
- Jak było -10 stopni to trening z tymi piłkami był już poważnym wyzwaniem.
- Dowiedziałem się, że miałeś też przygodę z futsalem. Prezes futsalowego ekstraklasowego klubu z Jelcza-Laskowic, Sebastian Bednarz…
- …tak, kojarzę ekipę Orła. Sprawdzam wyniki na bieżąco.
- …no właśnie, więc Sebastian prosił żebym zapytał cię, czy pamiętasz gdy jako piętnastolatek na turnieju futsalowym U-18 w Poznaniu kręciłeś starszymi zawodnikami. Nie zastanawiałeś się nad karierą futsalowca?
- Nie, raczej nie. Piłka halowa zawsze była po prostu odskocznią od futbolu jedenastoosobowego. To było dodatkowe zajęcie, bo ja nie lubię siedzieć w miejscu. Zawsze muszę coś robić. Pamiętam ten turniej, ale nie lubię oceniać siebie, więc nie wiem, czy kręciłem przeciwników, ale fajnie, że inni pamiętają.
- To teraz będzie wesoło. Mam pytanie od Szymona Mikołajczaka (kierownik drużyny rezerw Śląska - przyp. PP), a potem będzie pytanie od Mata.
- Scaleta?
- Tak.
- O kurde! (śmiech)
- Szymon prosił żebym zapytał, czy denerwujesz się, kiedy przegrywasz w FIFĘ?
- (śmiech) Oj! Szymon był z nami na obozie na Cyprze i tam była spora grupa zawodników, którzy po treningach, jak był wolny czas, to grali w FIFĘ.
- No i jak z tym znoszeniem porażek u ciebie?
- Nie lubię przegrywać w jakiejkolwiek dziedzinie, więc zdarzało mi się denerwować, ale później jakoś się uspokajałem i wychodziło to wszystko dobrze. No, ale teraz boję się następnego pytania od Mata.
- Spokojnie, pytanie od Mata wydaje się całkiem proste. Kto według Ciebie jest najlepszym graczem w FIFĘ w Śląsku?
- (niechętnie) Chyba niestety on.
- To niedobrze, bo wyzwałem go na pojedynek.
- Tak? Oj, to uważaj, bo jest naprawdę dobry, ale z tego co wiem, to on cały czas gra w tę grę. No i bezdyskusyjnie trzeba przyznać, że jest najlepszy. Zawsze ciężko się z nim gra. Nie lubię na niego trafiać, bo wtedy od razu wiadomo, że będzie mecz stykowy i będzie ciężko.
- No to teraz powiedz mi, na której pozycji lokujesz siebie?
- Niech będzie na drugiej (śmiech).
- Kto z obecnej ekipy jeszcze gra?
- Kamil Dankowski, Wojtek Golla i Daniel Łuczak.
- Teraz będzie trudne pytanie. FIFA czy Football Manager?
- Stawiam znak równości.
- Czyli łoisz w jedno i w drugie?
- Jak jestem w domu, to wolę pograć w FIFĘ, mimo tego, że przy niej bardziej się denerwuję. Jednak kiedy wychodzi nowy FM to zawsze muszę sprawdzić, bo mnie to strasznie wkręca.
- Z managerów to ja jestem fanem, ale jeszcze Championship Managera. Sezon 97/98 to była jedna z pierwszych gier w jakie grałem.
- To ja się wtedy urodziłem.
- Dobra, to zmieniam temat, bo poczułem się staro. Wśród kibiców krąży taka informacja/plotka, że jest w Śląsku jakiś dziwny układ między piłkarzami, przez który Śląsk od kilku sezonów mając ekipę na TOP3 dołuje. Wiesz coś na ten temat?
- Układ między piłkarzami?
- Tak.
- Nawet nie wiem, jak się odnieść do tego pytania. Pytanie dotyczyło trzech ostatnich sezonów, a ja tak naprawdę szansę od trenera Pawłowskiego dostałem dopiero w tym i poprzednim, więc o wcześniejszych nie mogę się wypowiadać. Jeśli chodzi o ten sezon, to kompletnie nie wiem o co chodzi. To chyba jednak oczywiste, że wszyscy chcą grać jak najlepiej i wygrywać, dawać kibicom radość, a nie powody do dziwnych plotek.
- Czyli nie zauważasz czegoś takiego, że jest jakaś grupa piłkarzy, która ma nadrzędną władzę i np. narzuca składy itp.?
- Pierwszy raz coś takiego słyszę. Nigdy w życiu się z czymś takim nie spotkałem. W profesjonalnym futbolu nie ma miejsca na takie rzeczy. Jest sztab, trener i oni o wszystkim decydują.
- No to poszukajmy teraz przyczyn tego, że gracie dwa piękne mecze jak z Piastem i Jagą, a potem przychodzi coś takiego jak z Arką. W czym tkwi problem? Wiemy już, że potraficie zagrać ładnie i dobrze. Pytanie, dlaczego nie potraficie tego zrobić w pięciu czy sześciu meczach z rzędu?
- Z Piastem oraz Jagą wygraliśmy i uważam, że w pojedynku z Arką też nie byliśmy zespołem, który zasłużył na porażkę. Mieliśmy swoje okazje. Naprawdę nie umiem powiedzieć, dlaczego tak się dzieje.
- To jest dla mnie dziwne, bo oprócz wygranych z Piastem i Jagą zagraliście też kilka meczów, których wręcz nie powinniście przegrać, jak choćby te z Lechem czy Wisłą. Z Arką oddaliście 17 strzałów, ale tylko trzy były celne. Cały czas szukam przyczyn i zastanawiam się co trzeba zrobić, żeby te dobre wyniki były powtarzalne.
- Moim zdaniem trochę brakuje nam szczęścia, czasem ostatniego podania, czasem kilku centymetrów przy strzale. Tworzymy sytuacje, ale zawsze czegoś brakuje. Mam nadzieję, że to się w końcu odwróci i to przeciwnicy będą mówić po meczach z nami, że brakowało im szczęścia.
- Jak Twoja ręka?
- Dobrze.
- Widziałem, że z Arką niefortunnie upadłeś, a potem prosiłeś o zmianę.
- Źle upadłem, a wcześniej zostałem uderzony łokciem. Przeciwnik trafił w nerw i w ogóle nie mogłem zgiąć ręki. Nie wiedziałem co się dzieje, bo każda próba zgięcia tej ręki powodowała okropny ból. Zszedłem, lekarze od razu się mną zajęli i teraz jest już dobrze.
- Na koniec, czy masz jakąś pasję niezwiązaną z piłką? Taką, która pozwala ci się wyciszyć i odpocząć od piłki?
- Tak, muzyka jest taką moją pasją. Zawsze, kiedy mam trochę czasu wolnego, to zakładam słuchawki i słucham. W wolnych chwilach lubię się też wyciszyć spędzając czas z rodziną oraz z najbliższymi przyjaciółmi. Nie ukrywam, że gry na PC czy PS też są w pewnym sensie moją pasją.
www.2x45.info