Autor zdjęcia: Mateusz Czarnecki
Stomil wymyka się wszelkiej logice. Olsztyńskiej twierdzy nie zdobył nawet Raków!
Ależ to jest historia! Przecież na kilka dni przed rozpoczęciem rundy wiosennej Stomil miał nawet nie przystępować do I ligi. Obiekt się sypał, klub tonął w długach, miasto blokowało inwestycje, prezes Radkiewicz złożył desperacką rezygnację… Generalnie jeden wielki dramat. A tu proszę, 4 kolejki później Duma Warmii jest już poza strefą spadkową, zgarnęła 8 na 12 możliwych oczek, a dziś ugrała remis z samym Rakowem!
– Może to zabrzmi nieskromnie czy butnie, ale ja w ogóle nie zakładam, że coś takiego jak spadek do II ligi może się nam przydarzyć – mówił niedawno Maciej Radkiewicz, prezes olsztynian, w rozmowie z 2x45. Całkiem zasadny byłby więc zarzut pomylenia odwagi z odważnikiem, ale… Cholera, jeśli coś zdarza się z taką regularnością jak zdobywanie kolejnych punktów przez Stomil, kluczowość roli przypadku możemy zdecydowanie wykluczyć. Po dzisiejszym starciu nawet nie dziwimy się panu Maciejowi...
Na pierwszy rzut oka jednak Raków wyglądał na ekipę zdecydowanie poza zasięgiem podopiecznych Piotra Zajączkowskiego. Ba, już w 3. minucie gospodarze stracili gola w stylu sugerującym, że głowami są jeszcze w szatni. Puszczamy tu oczko szczególnie w kierunku Janusza Bucholca, który na radar krył (a w zasadzie to wcale nie) Patryka Kuna. Jego uderzenie głową Piotr Skiba zdołał instynktownie odbić, chociaż wprost pod nogi Szczepańskiego. Do dobitki już nie zdążył dofrunąć, aby to uczynić musiałby mieć chyba moce niejakiego Flasha z uniwersum DC.
Jak mawia klasyk – szybko strzelony gol ustawił ten mecz. Faktycznie, Raków zyskał komfort prowadzania tak błyskawicznie, że chyba nawet sami jego piłkarze się tego nie spodziewali. Wykorzystali to w dość wyrachowany sposób, wszak nie zdecydowali się na dalszy szturm. Woleli się cofnąć, trochę poprzepychać w środku, utrzymać się przy futbolówce i przede wszystkim nie pozwolić gospodarzom zbliżać się do Gliwy i jego bramki.
Trzeba przyznać, iż przez dłuższy czas całkiem nieźle im to wychodziło. Na palcach jednej ręki dałoby się policzyć momenty, kiedy doświadczonemu golkiperowi rzeczywiście coś zagrażało. W ogóle sytuacje Stomilu trudno nawet nazwać klarownymi. Pierwsza to przecież strzał Mateusza Gancarczyka z dystansu po zejściu do środka z lewej flanki. Golkiper gości wypluł futbolówkę przed siebie, lecz nie miało to żadnych konsekwencji. W jego szesnastce zakotłowało się także pod koniec pierwszej połowy, kiedy po dośrodkowaniu zabłąkana piłka trafiła do pola bramkowego. Wtedy tym, kto dobiegł do niej najszybciej był Arkadiusz Kowalski, lecz ewidentnie skiksował.
Poza tym gospodarze byli umiejętnie trzymani na dystans od bramki Rakowa. Mniej więcej na 30, może 25. metrze kończyły się pomysły olsztynian na rozegranie akcji. Ale nie dziwota, skoro non stop stała przed nimi czerwono-niebieska ściana. Próby dryblingów? nieskuteczne, ponieważ częstochowianie asekurowali się tak umiejętnie, jakby mieli ze 4 graczy więcej na boisku. Centry? bez sensu. Tomas Petrasek zbierał większość górnych piłek. Kontry? Czech, tak samo jak Niewulis i Kasperkiewicz gasił większość niczym pety w kałuży. Zwłaszcza, że sami podopieczni Piotra Zajączkowskiego bywali skrajnie niedokładni. Strzału nie oddali nawet w sytuacji, gdy sunęli z atakiem 3 na 2, aczkolwiek Grzegorz Lech podał wówczas tak leciutko, jakby od paru dni nie jadł obiadu.
Kręcił głową, nie dowierzając jak świetną sytuację właśnie koncertowo schrzanił. Zresztą, nie tylko wtedy, ponieważ patrząc globalnie nie rozgrywał zbyt dobrego meczu. Ale właśnie na tym polega magia Stomilu w rundzie wiosennej, że ze wszystkiego potrafi wyjść obronną ręką. Jakkolwiek spojrzeć Grzesiek Lech ostatecznie został dziś olsztyńskim bohaterem!
80. minuta. Podopieczni Piotra Zajączkowskiego próbują coraz bardziej desperackich szarży. Starają się iść na przebój dosłownie w każdej nadarzającej się okazji. W końcu jedna kończy się faulem. Piłkę od bramki dzieli – tak na oko – ze 20 metrów. Grzegorz Lech bierze głęboki wdech, gwizdek. Krótkie rozegranie, uderza technicznie, piłka rogalikiem mija mur i ląduje w siatce. Gliwa nie miał tu absolutnie żadnych szans. – Przed meczem rozmawiałem o stałych fragmentach z Pawłem Głowackim. Powiedziałem mu, że warto będzie spróbować takiego rozegrania, jeśli nadarzy się okazja. Super, że się udało! – nie krył radości Lech tuż po końcowym gwizdku. Po golu olsztynianie rzucili się do kolejnych ataków i chociaż drugiego już nie ugrali, i tak powinni być z siebie wielce zadowoleni.
Raków z kolei padł ofiarą własnego minimalizmu. Bo o ile rzeczywiście świetnie się bronił przez zdecydowaną większość starcia, o tyle mocno rozczarował nas swoją postawą z przodu. Eze Friday dopiero w drugiej połowie mógł postraszyć Skibę – choć i tak najgroźniej uderzył po rożnym – ponieważ wcześniej między nim a kolegami powstała niezrozumiale duża dziura. Być może to jest jakieś wytłumaczenie czemu tak rzadko przeprowadzali składne akcje. Jedną świetnie skasował Skiba, kładąc się pod nogi pędzącemu na niego Zacharze. Poza tym posiadanie piłki w skali meczu Raków miał duże, w początkowej fazie spotkania przebijało 70%, ostatecznie stanęło na 60, lecz skrajnie rzadko przekładało się to na kreowanie klarownych okazji. Pole karne Dumy Warmii było raczej bombardowane nieskutecznymi wrzutkami.
Dopiero w końcówce Domański jeszcze postraszył gospodarzy, gdy najpierw z dziecinną łatwością ograł Kubana, a potem podkręcił piłkę w kierunku dalszego słupka. Kibice Stomilu na chwilę wstrzymali oddechy, lecz jeśli zaraz potem usłyszeliście huk – to kamienie spadły z ich serc, gdy futbolówka poszybowała nad poprzeczką.
Zobaczcie skrót meczu @_1liga_ @StomilOlsztynSA - @rksrakow #STORCZ https://t.co/1tOYO6qT8D
— Polsat Sport (@polsatsport) 23 marca 2019
Marek Papszun przed spotkaniem stwierdził, iż w Częstochowie nawet nie pamiętają kiedy ostatnio przegrali. Fakt, dzisiaj też nie stracili trzech punktów, aczkolwiek jeśli weźmiemy pod uwagę ich formę czy różnicę w potencjale obu zespołów, to Raków był oczywistym faworytem. Z drugiej strony nawet jeśli ŁKS wygra swój najbliższy mecz, obecny lider pierwszej ligi zachowa nad nim przewagę w wysokości 9 punktów. Da się wybaczyć, że zdobył olsztyńskiej twierdzy. Ot, wypadek przy pracy.
Stomil Olsztyn - Raków Częstochowa 1:1 (0:1)
0:1 – Szczepański 3’
1:1 – Lech 80’