Konrad Gołoś: Każdy chce zarabiać jak najwięcej, piłkarze też
28-letni Konrad Gołoś w lipcu ubiegłego roku podjął męską decyzję i postanowił zakończyć karierę, mimo że Górnik Zabrze oferował mu nowy kontrakt. Portal 2x45.com.pl rozmawia z byłym reprezentantem Polski o życiu po zawieszeniu butów na kołku, a także o polskiej piłce - w tym o pieniądzach, czyli najbardziej drażliwej kwestii. Polecamy!
2x45.com.pl: - Minęło pół roku odkąd przedwcześnie zakończył Pan karierę. Nie czuć pustki w życiu?
Konrad Gołoś: - Powiem szczerze, że bardzo brakuje mi piłki. Nie jest to takie proste przejść nagle do porządku dziennego po rozstaniu z boiskiem. Ale jakoś daję sobie radę, więc tragedii też nie ma.
- Kołata Panu w głowie myśl, że może trzeba było dać sobie jeszcze jedną szansę, jeszcze raz wszystko przemyśleć?
- Dwa czy trzy razy miałem takie myśli. Wiadomo jednak, że teraz zbyt dużo nie trenuję, nie ćwiczę. To byłyby tak naprawdę tylko złudzenia, bo gdybym spróbował wrócić i pracować z normalnym obciążeniem, kolano pewnie znów zaczęłoby boleć. Szybko stawiam się do pionu i wątpliwości mijają.
- Towarzysko zdarzy się czasem pokopać?
- Tak, raz w tygodniu chodzę na halę. Czasami jest normalnie, nie czuję żadnego bólu, innym razem trochę gorzej, ale tej przyjemności, żeby chociaż raz na jakiś czas pograć w piłkę, nie jestem w stanie sobie odmówić.
- Koledzy stosują wobec Pana taryfę ulgową, wiedząc o tym, co Pan przechodził?
- Nie, absolutnie! Gramy dwie godziny, zaczyna się spokojnie, jednak z czasem liczy się już tylko chęć zwycięstwa i wtedy bywa ostro.
- Wraca Pan myślami do meczów, akcji i goli w swoim wykonaniu?
- Zdarza się. Czasami się zastanawiam, czy mógłbym coś zrobić inaczej i gdyby tak się stało, to czy dalej mógłbym grać w piłkę. I jak by się to wszystko potoczyło. Takich wspomnień chyba nie sposób uniknąć.
- Najmilsze wspomnienie z kariery to dla Pana...
- ... powołanie do reprezentacji jeszcze za kadencji Pawła Janasa i potem za rządów Leo Beenhakkera.
- Czyli jeśli chodzi o kadrę, przeważa duma, niż niedosyt, że tylko trzy mecze i same towarzyskie?
- Wiadomo, cieszę się, że miałem możliwość doświadczyć czegoś takiego, ale niedosyt jest bardzo duży. Nie chodzi już tylko o reprezentację, ale ogólnie o piłkę. Mogłem zagrać więcej meczów w lidze, więcej osiągnąć i pod tym względem pełnego zadowolenia nie ma.
Piękny gol Konrada Gołosia - jego jedyny w Ekstraklasie w barwach Wisły Kraków:
- Od kilku miesięcy pracuje Pan w agencji menadżerskiej. Na czym dokładnie polega Pana rola?
- Rozmawiam z piłkarzami. Zarówno z młodymi chłopakami na dorobku, ale również z tymi, którzy posiadają już jakąś markę na rynku. Rozmowy dotyczą na przykład podpisania umowy, czy jakiejkolwiek pomocy. Pomagam też zawodnikom, którzy już są w naszej agencji. Jeśli tylko czegoś potrzebują, jestem do dyspozycji.
- Czyli talentów też Pan szuka?
- Między innymi.
- I jak to z tym wygląda w Polsce?
- Uważam, że w niższych ligach jest naprawdę sporo niezłych piłkarzy. Trzeba tylko jeździć na mecze. Później taki chłopak musi po prostu dostać swoją szansę. I w zasadzie tyle...
- Rozumiem, że podróżowanie od stadionu do stadionu to ważny element Pana pracy?
- Teraz czasem wybiorę się na sparing i na tym koniec, bo mamy okres niezbyt sprzyjający do jeżdżenia po Polsce (śmiech). Ale jak tylko zaczną się ligi, będę sporo podróżował po kraju i szukał perełek.
- W same transfery macza Pan palce, czy to już nie Pana działka?
- Jakieś początki już w tym względzie miałem. To znaczy, rozmawiałem z kimś na temat ewentualnego transferu, a resztę ciągnął już Bartek Bolek, który jest moim szefem, więc on odpowiada za najważniejsze kwestie. Na razie staram się zabierać powoli do takich rzeczy.
- A Pana interesowałaby rola agenta piłkarskiego?
- Jak najbardziej. Myślę, że to jest właśnie moja droga. Ją teraz obrałem i krok po kroku zamierzam się realizować w tym fachu.
- Co z Pana ambicjami dziennikarskimi? Zostały zamrożone na jakiś czas, czy upadły definitywnie?
- Chyba jednak upadły. Jedno z drugim się wyklucza, bo zawsze ktoś mógłby mi zarzucić brak obiektywizmu przy wypowiadaniu się na jakiś temat. To byłoby bez sensu...
- Wygląda, że bardzo zajęty z Pana człowiek. Wcześniej dzwoniłem, to były lekcje angielskiego. Ma Pan choć trochę czasu dla siebie?
- Zależy. Są dni, że jest naprawdę dużo do zrobienia i ciężko o wolną chwilę, ale są też dni, kiedy obowiązków znacznie mniej i wtedy czasu wolnego mam sporo. Rytm pracy jest podobny jak w przypadku dziennikarza. Nie pracuję poniedziałek-piątek z wolnymi weekendami. Jasne podziały nie obowiązują. Gdy ligi grają, to sobota, niedziela jestem na dwóch, trzech meczach i w czasie dla większości wolnym jestem najbardziej zajęty.
- Patrzy Pan teraz z boku na polską piłkę. Ostatnie półrocze Pana zbudowało, czy wręcz przeciwnie?
- Nie jestem osobą, która narzeka i ciągle mówi, że coś jest nie tak. Należę raczej do grona optymistów. Ostatni rok był średni, natomiast patrzę na to, jak rozwijają się stadiony, Euro 2012 coraz bliżej. Sądzę, że z naszą piłką będzie coraz lepiej - tak na boisku jak i poza nim.
- Ale przez sam fakt posiadania ładnych stadionów czy organizowania mistrzostw Europy poziom czysto sportowy nagle nie wzrośnie.
- To jest takie gadanie i narzekanie. Nic to nie zmieni. Narzekających u nas pod dostatkiem, niech oni robią swoje. Szukam pozytywnych aspektów w każdej sytuacji, nie dopatruję się ciągle tylko słabego poziomu i tym podobnych. Po prostu nie marudzę.
- Transfery piłkarzy z takimi CV jak Kew Jaliens, który właśnie przeszedł do Wisły, to krok we właściwym kierunku? To już chyba jest coś konkretnego, prawda?
- Nie wiem, trudno mi powiedzieć. Wszystko wyjdzie w grze, na boisku. Mam nadzieję, że każdy taki transfer będzie podnosił poziom Ekstraklasy, ale to się zobaczy.
Pożegnanie Konrada Gołosia przez piłkarzy, kibiców i działaczy Wisły:
- Nie ma Pan wrażenia, że nasza liga jest trochę przeinwestowana? Dany piłkarz zagra kilka dobrych meczów, od razu chce go połowa ligi, więc on od swojego obecnego klubu może żądać królewskiej gaży i często ją dostaje. I już zarabia prawie jak na zachodzie Europy...
- Nie uważam, żeby polska liga była przeinwestowana. Wszyscy narzekają, że zawodnicy zarabiają u nas zbyt dużo, wiem. No kurczę... Przecież te pieniądze płaci im klub, który chce ich pozyskać, czyli zgadza się na takie warunki. Po drugie, każdy człowiek, nie tylko sportowiec, chce zarabiać jak najwięcej...
- ... To oczywiste, ale czy zgadza się Pan z tezą, że piłkarze zbyt szybko zarabiają u nas wielkie pieniądze?
- W takich kwestiach zawsze mam mieszane uczucia. Nikomu nie zazdroszczę i nie bawi mnie zastanawianie się, kto ile dostaje. Jeśli dany klub chce komuś zapłacić określoną kwotę, nie widzę w tym nic zdrożnego. Trzeba pamiętać, że kariera sportowca nie trwa 30 lat, tylko maksymalnie 14-15 lat. W tym czasie ktoś, kto poświęca się danej sprawie bezgranicznie, musi trochę pieniędzy odłożyć.
- Ale to każdy powie, że po zakończeniu kariery piłkarz przecież nadal może pracować. W każdej innej roli.
- Wiem, tylko że chodzi nie tylko o poświęcenie fizyczne, ale też psychiczne, dużą presję przez wiele lat. To ogólnie ciężka praca, bardzo ciężka. Chciałbym, aby każdy zarabiał na tyle dobrze, żeby był zadowolony. Wtedy byśmy o takich rzeczach nie rozmawiali. Do tego jednak nigdy nie dojdzie (śmiech). Niech ludzie zarabiają jak najwięcej, a jeśli piłkarze też mają taką szansę, to dlaczego z niej nie skorzystać?
- A co Pan sądzi o budowaniu kominów płacowych w klubie? Prezesi unikają tego jak ognia, ale niektórzy twierdzą, że lepiej płacić wielkie pieniądze trzem, czterem gwiazdom niż dobre jedenastu ligowym szarakom...
- Każdy piłkarz posiada jakąś renomę, mniejszą lub większą, i to w dużej mierze decyduje, jakie otrzymuje pobory. Czasami bywa tak, że mniej znany chłopak zaczyna grać na wysokim poziomie, staje się znaczącą postacią w zespole i to też powinno zostać docenione poprzez podwyżkę. Tak to powinno wyglądać. A jak ktoś jest dobrym zawodnikiem, dostanie też dobre pieniądze.
- Chodzi mi na przykład o taką sytuację, jaką możemy zaobserwować w Romie. Francesco Totti otrzymuje znacznie więcej niż drugi zawodnik na liście płac, ale układ jest zdrowy: na nim ciąży największa presja, od niego wymaga się najwięcej.
- Dokładnie. To jest dobry układ. Pamiętajmy, że ci, którzy inkasują najwięcej, są też najbardziej obciążeni oczekiwaniami kibiców i działaczy, także moim zdaniem takie rozwiązanie jest jak najbardziej uczciwe.