Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Tomasz Folta / PressFocus

Gdy los płatał figle, Brosz odkrył nowe karty. Ile asów w rękawie jeszcze mu zostało?

Autor: Michał Kwieciński
2020-10-07 13:05:32

Na początku był chaos, dalej już myśl Marcina Brosza, która błyskawicznie zaczęła kiełkować. Dziś Górnik Zabrze w ekranizacji 47-latka imponuje, choć do niedawna budził wiele wątpliwości. Pracy wciąż wiele, ale perspektywa zachęca, by poprzeczkę postawić wyżej.

Za nami sześć kolejek Ekstraklasy, a Górnik Zabrze wciąż w czołówce. Jeszcze dwa miesiące temu nikt nie przypuszczał, że śląski zespół pójdzie z prądem pomimo bardzo znaczących ubytków w składzie. Z klubu odeszła czołowa postać ofensywy Górnika - Igor Angulo, ale i filar defensywy - Paweł Bochniewicz. Zabrze opuścili także Mateusz Matras, Szymon Matuszek, czy Kamil Zapolnik. Do macierzystych klubów wrócili Giorgos Giakoumakis, David Kopacz i Erik Jirka. Sporo, nieprawdaż?

W związku ze sporym zwężeniem kadry, Górnik wyciągnął rękę po kilka świeżych nazwisk. Pod skrzydła Marcina Brosza trafili Krzysztof Kubica, Alex Sobczyk, czy Bartosz Nowak. Ostatni z wymienionych miał za sobą znakomity sezon w Stali Mielec na zapleczu Ekstraklasy. Łącznie 14 bramek i 13 asyst w 38 meczach - a przecież mówimy o ofensywnym pomocniku! Inaczej sytuacja wyglądała z Sobczykiem, który w Spartaku Trnava występował w roli osamotnionego napastnika, ale z liczbami było u niego raczej średnio. Wątpliwości co do zastąpienia Igora Angulo były zatem uzasadnione.

Górnicy także ściągnęli z powrotem Kacpra Michalskiego, który miałby stanowić alternatywę dla Giannisa Masourasa na prawej stronie defensywy. Tak, Górnik ponownie sięgnął po wsparcie z ligi greckiej, co patrząc z perspektywy czasu w ogóle nie dziwi. Artur Płatek nie pierwszy raz sięgnął po gracza z tamtego rynku.

Jak się jednak okazało, w zabrzańskiej drużynie za personalnymi zmianami poszły także spore modyfikacje taktyczne.

Brosz znów zaskoczył, wystawiając na inaugurację zespół w formacji z trójką obrońców i dwójką napastników. Wówczas w kadrze śląskiej ekipy był jeszcze Bochniewicz, którego z czasem zastąpił Michał Koj. W parze z Przemysławem Wiśniewskim i do niedawna nominalnym lewym defensorem Adrianem Gryszkiewiczem mieli stanowić barierę nie do przejścia. Problem z prawą stroną został zażegnany. Brosz z Masourasa korzystał w drugiej linii, dając sobie więcej możliwości w kontekście rotacji. Na tym skorzystali choćby Pawłowski, Ściślak, czy nawet Ryczkowski. W środku Bartosz Nowak świetnie wpasował się w nowe ustawienie, choć w jego przypadku niewiele się zmieniło. Tego samo nie można powiedzieć o Jesusie Jimenezie, który dotychczas grał bliżej lewej flanki. Po odejściu Angulo przeszedł bliżej środka, tworząc ofensywny duet wraz z Alexem Sobczykiem.

Zamiast walczyć z kadrą lepiej znaleźć harmonię

Powiedzmy sobie szczerze - ofensywa Górnika dotychczas uzależniona była od dyspozycji Igora Angulo. Gdy Baska nagle zabrakło, wydawało się że Ślązaków czeka posucha. Niewielu liczyło, że Sobczyk wejdzie w buty Hiszpana. Zgoda, nie wszedł, ale wraz z Jimenezem, który wyrósł na prawdziwego lisa pola karnego, wzajemnie uzupełniają swoje braki. Współpraca wygląda naprawdę dobrze, mimo że czasu na zgranie wiele nie było. Łącznie sześć bramek w sześciu meczach Ekstraklasy to wynik nad wyraz solidny, nawet pomimo faktu, iż Alex na listę wpisał się zaledwie raz. No ale jednocześnie dał kolegom aż 4 asysty, więc narzekanie na niego byłoby szaleństwem.

Słowa Brosza sprzed paru tygodni okazały się prorocze - zadania Angulo trzeba było rozdzielić między całą siłę ofensywną. Plan wdrożono błyskawicznie, a na rezultaty nie trzeba było długo czekać.

Zmieniona formacja wpłynęła również na samą intensywność zabrzańskiej ekipy. W ubiegłym sezonie Górnik z trójką defensorów już grać próbował, ale na testach się skończyło. Cofnięty środek pola zadziałał usypiająco, a Wisła Płock momentalnie obnażyła słabość wdrożonego planu Brosza. Jedynym wsparciem ofensywnego duetu był niżej ustawiony Jimenez. Eksperyment nie wypalił bo, mimo że na boisku przeważali, to tej przewagi nie mogli przełożyć na bramki.

Tym razem szkoleniowiec śląskiej ekipy do systemu podszedł inaczej, rozsądniej dysponując siłami, stawiając przede wszystkim na wywieranie pressingu nieco wyżej. To zaczęło przynosić rezultaty. Coraz częściej oglądamy Górnika grającego piłką, częściej angażującego większą liczbę graczy na całej szerokości boiska, ale przede wszystkim naciskającego na przeciwnika. W polskim środowisku pressing wydaje się złotem, bo rywal z presją radzi sobie różnie. Nikt nie jest spóźniony, a zespół błyskawicznie po utracie futbolówki przechodzi do odbioru. To w Zabrzu funkcjonuje bardzo dobrze i to może się podobać. Głównie dlatego, że to przynosi efekty, ale i dlatego, że świeżość zawsze budzi wiele emocji. 

Cud nad Wisłą zachęcił Miedziowych

To, co Legii po raz pierwszy od 22 lat się nie udało (przegrała 1:3 przy Łazienkowskiej), dość zaskakująco wyszło Wiśle Kraków. Górnik chyba nie spodziewał się, że oponent tak szczegółowo odrobi pracę domową. Wiślacy uznali, iż najlepiej zneutralizować zabrzan ich własną bronią. To oni byli aktywniejsi, biegali więcej, odcinając Ślązakom środek pola od linii ataku. Tym samym zamiast miejsca na rozegranie z przodu, Górnik musiał grę rozciągać, co nie było na rękę gospodarzom głównie z uwagi na wąskie ustawienie defensorów. Mniej mobilni obrońcy odpierali liczne ataki skrzydłami, a że tyły wspierać trzeba, to i częściej zespół musiał się cofać. No i jeszcze te długie piłki rzucane za kołnierz wysuniętych stoperów... Prawdziwa zmowa. Okej, i Gryszkiewicz, i Wiśniewski są całkiem dynamicznymi stoperami, aczkolwiek nawet przy nich taki styl to ryzyko. Zwłaszcza gdy sił i pomysłu brakuje na własną ofensywę. W efekcie ówczesny lider z Wisłą po raz pierwszy w tym sezonie stracił punkty.

 

 

Plan Wisły Kraków poniekąd kontynuowało Zagłębie Lubin. Choć w bezpośrednim starciu zmierzyły się zespoły, które dotychczas zdążyły dostarczyć nam wiele pozytywnych emocji, to w Lubinie widowiska nie było. Górnik do wysokiego pressingu już nas przyzwyczaił, choć okazuje się, że i rywal potrafi wyciągać wnioski. Właściwie od meczu ze Stalą Mielec w podstawowej jedenastce Górnika zmienia się niewiele. Idąc dewizą "zwycięskiego składu się nie zmienia" zabrzanie na boisku zachowują spójność, ale to, co dziś uznawane jest za pozytyw, jutro okaże się przeszkodą. Z rywalem łatwiej sobie poradzić, gdy ten staje się przewidywalny. Gospodarze wycofani na własną połowę swoich szans szukali w grze długą piłką, bo Górnik musiał mierzyć się z własnymi błędami. Od tego Martina Chudego, po którym Miedziowi objęli prowadzenie, po mozolność rozegrania w wykonaniu Adriana Gryszkiewicza w parze z Michałem Kojem, co jakoś szczególnie nie dziwi. Po odejściu Bochniewicza, który akurat wyprowadzał piłkę świetnie, poradzenie sobie z tą kwestą jset dla Brosza jedną z większych zagwozdek. Z tym trzeba walczyć, bo na horyzoncie pewnych alternatyw brakuje. Zagłębie grało konkretniej, co przełożyło na wynik. Tej konsekwencji zabrakło Górnikowi i zamiast poprawy po ostatniej potyczce do domu wracali bez żadnych punktów.

Przyszłość w pod znakiem zapytania...

Górniku, usiądź i nam opowiedz, jak to jest walczyć z własnym nałogiem. No właśnie, nieodzowny już problem ekipy z Roosevelta wrócił latem, ale Marcin Brosz świetnie zdał egzamin, choć lepiej byłoby użyć słowa “klasówka”, bo sezon długi i wymagający.

Co roku Górnik, zamiast się wzmacniać, notorycznie traci i znów musi lepić z tego, co los da. Przyszedł zaciąg grecki i choć dziś jeszcze skromny to przyszłość pokaże, czy zabrzanie na tym punkcie głowy nie stracą. Androutsos i Markovic ostatecznie do Zabrza nie trafili, co nie przeszkodziło w transferze Stefanosa Evangelou. Niemniej jednak sukcesów personalnych w aktualnej kampanii też nie brakuje, bo okazuje się, że z poszczególnych piłkarzy można wyciągnąć więcej. Oprócz wspomnianego Jimeneza inaczej wygląda też Manneh - widać, że nadrobił braki fizyczne, w końcu też zyskał pewność siebie, co widać po tym jak dyryguje teraz zespołem z drugiej linii i na jak wiele odwaznych podań się decyduje. Gra wyżej powinna posłużyć też Janży, który w roli wahadłowego ma jeszcze więcej zadań ofensywnych. To, czego z pewnością brakuje to konkretów w bloku defensywnym, bo umówmy się - nie każdy w trójce grać potrafi, a budując trzon z przodu, trzeba zabezpieczać tyły.

I dochodzimy do sytuacji, gdy spoglądamy na zachwycającego nas Górnika i przychodzi ta myśl, czy śląskiej ekipie starczy argumentów, aby wykon z września utrzymać dłużej. Apetyt rośnie w miarę jedzenia i w zabrzański balonik zdążył już urosnąć. Teraz Brosz musi się postarać, aby powietrze nie uszło z niego zbyt szybko.


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się