Autor zdjęcia:
Droga pod prąd, czyli jeden puchar dla wszystkich
W obliczu pędzącego ekskluzywnego pociągu z napisem "Liga Mistrzów" przez wyłącznie najsilniejsze piłkarsko państwa, proponuję radykalną zmianę rozkładu jazdy. Wjedźmy na każdą stację.
Za nami pierwsze kolejki w rozgrywkach pucharowych. Piłkarze na całym kontynencie od wtorku do czwartku rozgrywają kilkadziesiąt spotkań w Lidze Mistrzów i Lidze Europy. Co jakiś czas powraca dyskusja na temat liczby i formuły rozgrywania europejskich pucharów. Zwłaszcza w okresie rewanżów grupowych nasilają się wątpliwości dotyczące obecnego systemu. Wiemy już, że reforma Platiniego nie wytrwała długo i jesteśmy coraz bliżej superligi najbogatszych drużyn ze Starego Kontynentu. Eksperyment nie udał się. Odroczył tylko w czasie to, do czego zmierzają najbogatsze piłkarsko kraje w Europie. Od sezonu 2018/2019 zaczną się zmiany, które będą być może początkiem stworzenia rozgrywek na wzór NBA czy NHL.
Ale po kolei. Jak wiemy w 1992 roku została utworzona Liga Mistrzów jako kontynuacja Pucharu Europy Mistrzów Klubowych. Oczywiście Champions League rozrosła się do takich rozmiarów, że grają w niej nie tylko zwycięzcy lig europejskich. Z pewnością jednym z ważniejszych, o ile nie najważniejszym powodem tej reformy były finanse. Więcej spotkań, to więcej pieniędzy z biletów, praw telewizyjnych czy szeroko pojętego tak zwanego „dnia meczowego”. Jednak widzimy, że korzyść głównie osiągnęły z tego powodu kluby najbogatsze. Po prostu bogaci stali się jeszcze bardziej zamożni. Wydawać by się mogło, że dla przeciętnego kibica to uczta jakich mało. Bez wątpienia Liga Mistrzów to rozgrywki znakomite, ale czy bez skazy? A może jest jakieś inne, alternatywne rozwiązanie?
Nie ukrywam, że trochę z sentymentem wspominam kiedy na Starym Kontynencie królowało kilka pucharów. Najpierw zostaliśmy zubożeni o najmniej prestiżowy z nich, czyli Puchar Intertoto. Czy można za nim tęsknić? Tak, bo ten puchar zdobywała Polonia Bytom w sezonie 1964/1965, a biorąc pod uwagę występy polskich drużyn na arenie międzynarodowej to rzecz niebywała. Poza tym, jeszcze dwukrotnie dotarliśmy do finału za sprawą wspomnianej Polonii i Ruchu Chorzów. Następnym pucharem, który „odebrano” kibicom był Puchar Zdobywców Pucharów. Wielu fanów twierdzi, że to właśnie w PZP polska piłka klubowa osiągnęła dotychczas największy sukces. W pamiętnym sezonie 1969/1970 do finału dotarł Górnik Zabrze, który uległ na stadionie w Wiedniu Manchesterowi City 1:2. Najpóźniej, bo w 2009 roku przestał istnieć w swojej formule Puchar UEFA, który przemianowano na obecną Ligę Europy. Na marginesie dodam, że obecna nazwa nieszczególnie do mnie przemawia – wolałem Puchar UEFA. Cóż, kwestia gustu. Tym sposobem nie mamy już żadnego pucharu, który od początku do końca rozgrywał się
w systemie „play-off”.
Swego czasu pojawiały się głosy, że może dojść do wchłonięcia Ligi Europy przez Ligę Mistrzów. Czy możliwy jest taki scenariusz? Jak pokazały wcześniej władze UEFA nie można niczego wykluczyć. Wspólny europejskich puchar? Czemu nie, ale widzę tylko jedną możliwość, aby ten pomysł się udał. Jaką? Powrót do korzeni, czyli rezygnacja z fazy grupowej i rozgrywka wyłącznie systemem: mecz i rewanż. Mało tego, zlikwidowałbym rozstawienie drużyn w losowaniu. Wyobraźcie to sobie. Już sam akt losowania z pewnością zyskałby na wartości i wzbudzał jeszcze większe emocje niż obecnie. Można trafić na giganta, a można też na kopciuszka. Nie musimy czekać na ćwierćfinał czy półfinał żeby zobaczyć potyczkę Real vs Barca czy Chelsea vs Juventus. Większa szansa dla słabszych drużyn (w tym polskich) na sukces i wbrew pozorom na pieniądze. Każdy mecz o stawkę. UEFA już raz się przejechała na tym wprowadzając podwójną fazę grupową w Lidze Mistrzów, kiedy grano więcej spotkań „o pietruszkę”. Ograniczy to praktyki wystawiania rezerwowych składów w fazie grupowej przez drużyny, które zapewniły wcześniej sobie awans. Często właśnie tak się dzieje, co zaobserwujemy już wkrótce. Bez wątpienia cierpi na tym kibic, który właśnie przychodzi na stadion, żeby zobaczyć Ronaldo czy Rooneya w akcji. Ponadto, dlaczego mamy odbierać możliwość zobaczenia na żywo piłkarskich gwiazd kibicom na Malcie czy Wyspach Owczych? Nie oszukujmy się, w obecnej formule jest to prawie niemożliwe. Chyba że w telewizji. Również pod względem finansowym kluby nie straciłyby, ponieważ rund byłoby wystarczająco dużo. Kwestia tylko ustalenia odpowiedniego systemu premiowania.
Jeden wielki, wspólny Klubowy Puchar Europy. Powrót do korzeni. Tak, taka forma mi się podoba. Puchar, gdzie może wydarzyć się wszystko, gdzie mały klubik na starcie nie jest już przegrany w konfrontacji z europejskim tuzem, bo tak wynika to z systemu. A często spotkania z tymi wielkimi są pamiątką i powodem do dumy na długie lata.
No dobra, wracam na ziemię. W obecnym układzie sił na piłkarskiej mapie Europy to rozwiązanie raczej z gatunku filmów science-fiction. Ale pomarzyć zawsze można.