Autor zdjęcia: odraopole.pl - oficjalna strona Odry Opole
Daisuke Matsui w Odrze Opole, czyli Sandecja może się uczyć i... wziąć Aleksandra Hleba
Brzmi nieprawdopodobnie, ale Daisuke Matsui oficjalnie w Odrze Opole! W beniaminku I ligi nie ukrywają, że to w dużej mierze transfer marketingowy, czyli w tym względzie nie różnią się od Sandecji Nowy Sącz, jednak w przeciwieństwie do historii z Freddym Adu, jest szansa, że doświadczony Japończyk da jeszcze boiskową jakość.
- Jest to zagadkowa historia nie tylko dla kibiców, ale też poniekąd dla nas samych. To bomba szczególnie marketingowa, bo Daisuke wraz ze swoją żoną są w Japonii bardzo popularni. Pamiętając jednak, że kilka lat temu był gwiazdą w Lechii Gdańsk, liczymy też, że okaże się bombą pod względem piłkarskim i bardzo pomoże nam w walce o punkty - mówił w zeszłym tygodniu po zapowiedzeniu przylotu zawodnika na testy medyczne prezes Odry, Paweł Wójcik.
Orzeł Wylądował! / Eagle has landed! #odraopole #opole #daisukematsui pic.twitter.com/lZ4GbhEDwS
— Odra Opole (@ODRAOPOLEpl) 8 sierpnia 2017
Na powitalnej konferencji prasowej również szybko zaakcentowano marketingowe zalety tego przedsięwzięcia. - Obecność pana prezydenta również podnosi rangę tego wydarzenia. Bo to ogromne wydarzenie nie tylko dla klubu, ale śmiem twierdzić, że również dla miasta Opola. Wpis na Twitterze, ogłaszający, że Daisuke Matsui przechodzi do Odry, zyskał około milion wyświetleń. To ogromny zasięg. Mam nadzieję, że pan prezydent uwzględni to w przyszłorocznej dotacji dla klubu - żartował Wójcik.
- Takiego transferu w naszym klubie nie było. To pierwszy zawodnik spoza Unii Europejskiej, który do nas teraz dołączył. Daisuke Matsui ma 31 występów w reprezentacji Japonii, grał na mistrzostwach świata, w Polsce znamy go z Lechii Gdańsk. Jestem przekonany, że to będzie bardzo mocny punkt, strzał w dziesiątkę marketingowo, ale przede wszystkim – sportowo. Jesteśmy już po badaniach medycznych. Wiemy, że wyszły bardzo dobrze. Daisuke jest przygotowany do gry. Jego doświadczenia i umiejętności technicznych nie trzeba dodatkowo reklamować. Będą służyły nam jako klubowi, ale i młodym adeptom piłki w Opolu. Do naszego miasta trafiło duże nazwisko - dodał.
#witamynaOleskiej! pic.twitter.com/JEKVyRbcXf
— Odra Opole (@ODRAOPOLEpl) 8 sierpnia 2017
- W ubiegłą sobotę Daisuke został godnie pożegnany w Iwacie przez dotychczasowy klub; stadion był pełny, przyszło 17 tysięcy ludzi. Mam nadzieję, że teraz zostanie przez pełny stadion powitany w Opolu i wraz z jego pomocą powalczymy o jak najlepszy wynik meczu z Miedzią Legnica - podkreślił Wójcik (wypowiedzi od odraopole.pl).
Matsui w maju skończył 36 lat, ale cały czas był w grze i treningu. Ostatni, symboliczny występ dla Jubilo Iwata zaliczył dokładnie miesiąc temu. Odkąd zimą 2014 odszedł z Lechii do tego klubu, rozegrał 99 meczów, w których strzelił 10 goli i osiem wypracował. Jubilo po udanym sezonie 2015 awansowało do japońskiej ekstraklasy i wtedy rola 31-krotnego reprezntanta kraju zmalała. Przez ostatnie półtora roku uzbierał jedynie 23 występy ligowe - i to często jako rezerwowy - ale to i tak pozycja wyjściowa nieporównywalnie lepsza niż w przypadku Adu.
Nie należy się jednak nastawiać, że Matsui będzie wytrzymywał w I lidze po 90 minut, skoro w Jubilo przez tak długi czas od początku do końca wytrwał na boisku tylko w pięciu przypadkach. Jako rezerwowy na pół godziny może jednak dać bardzo dużo jakości. Nie przez przypadek ma w CV 148 meczów we francuskiej ekstraklasy, a zanim Michał Probierz spotkał Konstantina Vassiljeva, to właśnie o Matsuim mówił, że to najlepszy piłkarz z jakim współpracował. W Opolu zatem cel marketingowy już zrealizowali, a jest nadzieja, że sportowo także klapy nie będzie.
W gruncie rzeczy Odra dokonała tego, czego chciał dokonać Sandecja z Adu. Całą historię już chyba każdy zna: koniec końców beniaminek Ekstraklasy bardzo stracił wizerunkowo i w świat poszło, że nie jest poważnym klubem, skoro sprowadza na testy piłkarza, którego trener nawet nie zamierza sprawdzić.
Ciekawe, czy w Nowym Sączu wyciągną wnioski. Nadal bowiem mogą sprowadzić wielkie nazwisko. To właśnie Sandecja jest klubem, o którym w kontekście Aleksandra Hleba wspominał Piotr Koźmiński z "Super Expressu". Gdy Białorusin dowiedział się na początku o 5 tys. euro, był w szoku, że można tyle płacić, ale przedstawił swoje warunki: minimum 10 tys. euro na rękę. Nie są to pieniądze robiące większe wrażenie w polskiej piłce, a choć były pomocnik m.in. Arsenalu i Barcelony już od dobrych kilku sezonów odcina kupony od dawnej sławy, w Sandecji nadal mógłby coś znaczyć. Jeżeli jednak ma się ruszać z Białorusi, to za odpowiednie pieniądze, bo niedawno po raz drugi się ożenił i po raz pierwszy został ojcem. Trudno też, żeby nie był przyzwyczajony do wysokich pensji, skoro nawet w BATE jeszcze w 2013 roku dostawał... 130 tys. dolarów miesięcznie!