Autor zdjęcia: thesetpieces.com
Helmuth Duckadam – bohater zza żelaznej kurtyny
7 maja 1986. Sewilla, Estadio Sanchez Pizjuan. FC Barcelona podejmuje Steauę Bukareszt w finale Pucharu Europy. Regulaminowy czas gry i dogrywka nie wystarczają, by wyłonić najlepszą drużynę Starego Kontynentu. Konkurs rzutów karnych. Bramkarz bukaresztańczyków Helmuth Duckadam broni wszystkie cztery jedenastki wykonywane przez zawodników Barcy. Tak, to naprawdę się wydarzyło. Steaua jako pierwsza drużyna ze wschodu Europy sięga po Puchar Mistrzów.
Żaden bramkarz nie miał nigdy większego wpływu na rozstrzygnięcie tak ważnego meczu niż Duckadam. Dzięki swojej heroicznej postawie na stałe zapisał się na kartach futbolu, ciesząc się przy tym ogromnym uznaniem w całej Rumunii. Dziś piastuje urząd honorowego prezydenta Steauy, ale jego historia nie jest wcale tak kolorowa, jak mogło by się wydawać.
fot. sptfm.ro
Skazany na bramkę
Helmuth, podobnie jak tysiące dzieci w jego wieku, rozpoczął swoją przygodę z piłką w lokalnych klubach – najpierw w Constructorul, a później w UTA Arad, w barwach którego zadebiutował w dorosłej piłce.
- Zawsze chciałem grać na bramce, ponieważ byłem zbyt leniwy, aby biegać za piłką - Duckadam w rozmowie z portalem panenka.org.
Szybko czynił postępy, co nie uszło uwadze większych ekip. W 1982 roku po Duckadama zgłosił się nie byle kto, bo Steaua Bukareszt. - Stanąłem przed wyborem między Universitateą Craiova a Steauą. Drużyny z prowincji płaciły więcej, ale w stolicy było o wiele łatwiej się wybić - wyznał w rozmowie z panenka.org.
Nie pomylił się – Steaua właśnie wkraczała w swoją złotą erę, a Duckadam stał się jej ważną częścią. Parafrazując Tomasza Hajtę, rok 1986 był istną truskawką na torcie dla stołecznego zespołu, jak i całego rumuńskiego futbolu. Steaua właśnie dotarła do finału Pucharu Mistrzów, najbardziej elitarnych rozgrywek w Europie. Po drodze zgarnęła mistrzostwo Rumunii na kilka kolejek przed końcem sezonu, ale na nikim nie robiło to wielkiego wrażenia, zważywszy, że na to trofeum Steaua posiadała monopol.
Kibice nie wrócili
Rywalem w decydującym starciu okazała się być FC Barcelona. Szybko, łatwo i przyjemnie – tak według wielu miał wyglądać tryumf Dumy Katalonii. Nikt nie dopuszczał do świadomości innego scenariusza. Ktoś, kto twierdził inaczej, z miejsca był uznawany za szaleńca.
Dokładnie 60 tys. ludzi zasiadło tamtego pamiętnego wieczoru na trybunach Sanchez Pizjuan w oczekiwaniu na rychłe zwycięstwo Blaugrany. Tylko mała grupka 250 sympatyków Steauy przybyła do Andaluzji wspierać swój ukochany zespół. Większość z nich nie wróciła już do kraju w nadziei na poprawę jakości swojego życia.
Spotkanie toczyło się zdecydowanie pod dyktando Katalończyków, ale Rumunom udało się utrzymać bezbramkowy remis do końca regulaminowego czasu gry. Z każdą kolejną sekundą presja na Barcelonę rosła. Dość powiedzieć, że zmieniony tuż przed dogrywką Bernd Schuster, wziął prysznic, zamówił taksówkę i najzwyczajniej w świecie pojechał na lotnisko. Koszulki Barcy już nigdy więcej nie założył.
Dogrywka również nie zmieniła wyniku meczu. Dopiero konkurs rzutów karnych miał wyłonić najlepszą drużynę w Europie. Właśnie wtedy swój wielki koncert rozegrał Duckadam.
fot. fcsteaua.ro
Czarodziej czterech jedenastek
- Marzyłem, by zagrać w finale – nie tyle w finale Pucharu Mistrzów, ile jakimkolwiek finale – i zostać najważniejszą postacią na boisk - opowiadał Duckadam w wywiadzie udzielonym Jonathanowi Wilsonowi.
Konkurs jedenastek rozpoczęli zawodnicy Steauy. Do piłki podszedł Mahail Majearu, lecz z jego strzałem Javier Urruti poradził sobie bez problemu. Po raz pierwszy od początku meczu wydawało się, że losy spotkania obracają się przeciwko Steaule. W odpowiedzi Duckadam zatrzymał futbolówkę uderzoną przez Jose Alexanco. Wracamy do gry.
Laszlo Boloni uderzył w niemal identyczny sposób, co jego poprzednik. Urruti wyczuł jego intencje i obronił strzał. Steaua znów znalazła się pod ścianą, ale o swojej osobie – nie po raz pierwszy i nie ostatni – przypomniał Duckadam. Drugi raz obronił jedenastkę i po dwóch seriach nadal nie padła żadna bramka.
Marius Lacatus postanowił się nie patyczkować i tyle, ile fabryka dała, kropnął tuż pod poprzeczkę. Steaua miała okazję wyjść na prowadzenie. Wszystko zależało od tego, czy Pichi Alonso z Barcy znajdzie drogę do zaczarowanej bramki Duckadama. Nie znalazł. Duckadam z wręcz olimpijskim spokojem złapał piłkę. Atmosfera na stadionie stała się tak gęsta, że można by ją przecinać nożem.
Gavril Balint oszukał bramkarza Blaugrany i Steaua prowadziła już dwiema bramkami. Nad Pizjuan zawisła przeszywająca cisza. Oznaczało to, że Marcos musiał strzelić, aby utrzymać Katalończyków przy życiu. Nie udźwignął presji – strzał nie był zbyt mocny, czym tylko ułatwił zadanie niezwyciężonemu Duckadamowi.
Zresztą, zobaczcie sami:
Steaua została najlepszą drużyną w Europie, a Duckadam w oczywisty sposób stał się legendą (do dziś żaden bramkarz nie powtórzył jego wyczynu). Niestety, romantyczny związek Duckadama ze Steauą zakończył się właśnie tamtego wieczora w Sewilli. Było to jego ostatnie poważne spotkanie, w jakim wystąpił. Po prostu zniknął. Jakby w jednym momencie zapadł się pod ziemię.
Nieodebrany samochód i połamane ręce
Jak to możliwe, że ktoś taki jak Duckadam przepadł bez śladu na pięć długich lat? Ludzie lubią plotki, a plotki lubią ludzi. Paranoiczna rzeczywistość ówczesnej Rumunii tylko napędzała tę niekończącą się spiralę.
Ktoś twierdził, że Duckadam został ukarany za obrazę członka rodziny Ceausescu, odmawiając przyjęcia premii w postaci samochodu. Ktoś pisnął słówko, że ucięto mu ręce, a ktoś jeszcze inny że mu je połamano. Totalny folklor.
Prawda, jak wyjaśniał Duckadam w rozmowie z Wilsonem, była zupełnie inna i nie tak bardzo traumatyczna. - W prawej ręce odczuwałem bóle już na pół roku przed finałem. Lekarze dawali mi leki przeciwbólowe, ale nie były one wystarczająco silne. Tamtego lata odwiedzałem z przyjaciółmi moje rodzinne miasto i przewróciłem się. Podparłem się ręką, by uchronić się przed upadkiem, i w mojej żyle powstał tętniak, który zablokował krążenie w całym ramieniu. Miałem operację, wszczepiono mi pewien rodzaj bypassa. W1998 roku miałem kolejną operację, a potem w 2010 kolejną z wykorzystaniem nowoczesnych technologii. W 2012 trafił do szpitala z podejrzeniem konieczności amputacji całej ręki, ale skończyło się tylko na strachu.
Duckadam powrócił do futbolu po poddaniu się pierwszej operacji, rozgrywając kilka spotkań dla Vangonul Arad, drużyny z jego rodzinnego miasta. Pięcioletnia absencja zrobiła swoje – Duckadamowi daleko było do dyspozycji sprzed lat i postanowił zawiesić buty na kołku.
By zarabiać na życie po zakończeniu kariery imał się różnych zajęć – był celnikiem na granicy węgierskiej, utworzył również szkółkę piłkarską noszącą jego imię, zanim w 2010 został mianowany honorowym prezydentem Steauy.
Jeśli któregoś dnia będziecie przechadzać się w pobliżu Camp Nou, raczej odradzamy przywoływania postaci Helmutha Duckadama. W Barcelonie wielu nadal nie rozumie, dlaczego w 86' ich ukochana drużyna nie zdobyła upragnionego Pucharu Europy.