Autor zdjęcia: Krystyna Pączkowska slaskwroclaw.pl
Piotr Waśniewski dla 2x45: Problem wynika z zaburzenia procesu budowy drużyny. Dziś Śląsk jest zlepkiem kilku koncepcji naraz
Śląsk Wrocław niespodziewanie obrał kurs na I ligę i coraz więcej wskazuje na to, że z Ekstraklasy spadnie. Spotkaliśmy się zatem z prezesem WKS-u, Piotrem Waśniewskim, by porozmawiać o tym, jak doszło do takiej sytuacji. Kto według Prezesa jest winny? Czy trener Lavicka zostanie w klubie? Jak wyglądają rozmowy z radą drużyny? Czy w Śląsku faktycznie są opóźnienia w wypłatach? Czy w klubie rządzi Grzegorz Schetyna? I dlaczego budowanie akademii przy Oporowskiej jest nieefektywne? Zapraszamy!
Piotr Potępa (www.2x45.info): - Nie może być innego początku tej rozmowy jak fatalna sytuacja Śląska w tabeli. Trzeba to głośno powiedzieć, że musicie liczyć się ze spadkiem. Ma pan już gotowy plan działania, gdyby stało się najgorsze?
- To oczywiście ostateczność, ale z każdym członkiem drużyny, który po ewentualnym spadku nie będzie zainteresowany renegocjacją umowy, możemy rozwiązać kontrakt właśnie ze względu na spadek sportowy. Oczywiście po spełnieniu odpowiednich warunków, te kwestie regulują przepisy PZPN.
- Czy odbywa się to wtedy bezkosztowo?
- Prawie bezkosztowo. Przepisy mówią, że w takiej sytuacji nie ma odpraw półrocznych, trzymiesięcznych czy wypłaty całego kontraktu. Można rozwiązać umowy na w miarę komfortowych warunkach. Wiadomo, że nie możemy zrobić tak, że z dnia na dzień zrywamy kontrakt, bo drużyna spadła, ale przy zachowaniu interesu obu stron, czyli np. uregulowaniu wszystkich zobowiązań wobec zawodnika, można dojść do porozumienia. Jest to przepis, który funkcjonuje już od kilku lat.
- Czy ci piłkarze, którzy zdecydują się zostać będą mieli obniżone wynagrodzenie czy nadal będą funkcjonować na tym samych kontraktach?
- Nie chcę tutaj składać jednoznacznych deklaracji, bo to jeszcze nie ten czas. Z drugiej strony trudno mi sobie wyobrazić, żeby zawodnicy mogli grać w pierwszej lidze na ekstraklasowych kontraktach.
- Czy w razie spadku trener Lavicka zostanie?
- To jest trudne pytanie, bo odpowiedź nie zależy tylko ode mnie, jako prezesa zarządu, ale także od trenera. Okres na cztery kolejki przed końcem sezonu to nie czas rozliczeń. Dzisiaj Śląsk Wrocław gra w Ekstraklasie i musi zrobić wszystko, żeby w tej Ekstraklasie pozostać. Dotyczy to zarówno trenera Lavicki, każdego zawodnika, jak i pracowników klubu. To, czy z zawodnikami X i Y rozwiążemy kontrakt, czy dojdę do porozumienia w sprawie nowego wynagrodzenia, czy trenerem będzie Vitezslav Lavicka, czy ktoś inny, wyjaśni się po zakończeniu rozgrywek. Dzisiaj świadomość tego, co można stracić, kiedy nie uda się uniknąć spadku, jest najważniejszym, może negatywnym, ale jednak motywatorem dla nas wszystkich.
- Skąd w pana opinii aż tak słabe wyniki? Przecież ta kadra nie jest wcale tak słaba na jaką wygląda.
- Moim zdaniem problem wynika z zaburzenia procesu budowy tej drużyny. Jeśli spojrzymy w perspektywie długoterminowej to kłopoty Śląska Wrocław nie są kłopotami sprzed trzech, sześciu czy ośmiu miesięcy. Śląsk od czterech sezonów walczy w strefie spadkowej. Dla mnie zaburzeniem obrazu klubu było zachwycanie się tym, że jesteśmy liderami dolnej ósemki. Jeśli przyjrzymy się dokładniej, to z roku na rok było coraz gorzej. Mówiąc wprost, budowa drużyny piłkarskiej nie jest procesem trwającym pół roku czy rok. Trwa ona dwa, trzy, może nawet cztery lata w zależności od etapu, w którym zaczynamy tę budowę. W sytuacji, w której w tak krótkim okresie czasu mieliśmy kilka zarządów, kilku trenerów czy sztabów szkoleniowych należy zrozumieć, że dziś ten klub jest zlepkiem wielu koncepcji naraz. Uważam, że to jest duży kłopot.
Nie mówię tego jednak po to, żeby usprawiedliwić samych zawodników, bo tutaj zgodzę się, że z tym potencjałem piłkarskim my nie pasujemy do strefy spadkowej i walki o utrzymanie. Należy jednak pamiętać, że wygląd drużyny to nie są pojedynczy piłkarze. To praca zespołowa, czasami umiejętność stworzenia drużyny z zawodników, którzy indywidualnie nie wydają się wzmocnieniem. W ostatnich miesiącach Śląsk funkcjonuje w „pożarze”. Staramy bardziej gasić go na bieżąco niż realizować długoterminową strategię i mam tutaj na myśli samą drużynę niż klub jako całość.
- Co przekonało pana do trenera Lavicki? Zostały mu postawione jakieś warunki dotyczące stylu gry czy jednak dostał w tej kwestii wolną rękę?
- Trener Lavicka jest typem trenera, który wyznaje filozofię pracy systemowej. Polega ona m.in. na tym, że dostosowuje on swoją strategię do możliwości piłkarzy. W związku z tym nie było jakichś jednoznacznych oczekiwań ze strony trenera odnośnie do nowych zawodników. Nie mówił nam, że np. tych pięciu piłkarzy mu nie pasuje, więc w ich miejsce potrzebuje kolejnych siedmiu. Wręcz przeciwnie. On zdawał sobie sprawę z tego, w jakim miejscu jest klub. Wiedział, jaki potencjał ma drużyna i na tej podstawie przedstawiał mi oraz dyrektorowi sportowemu koncepcję funkcjonowania tego zespołu zarówno podczas najbliższych miesięcy, jak i najbliższych lat.
Trener Lavicka wie, jak docelowo ma funkcjonować drużyna, w jakim systemie ma grać, ma doświadczenie w grze młodymi zawodnikami i potrafi ich wstawić w tory swojej strategii. Moim zdaniem Śląsk Wrocław zatrudniając trenera Lavickę zaangażował jednego z najlepszych trenerów, jacy kiedykolwiek z zagranicy przyszli do Ekstraklasy.
- Oby tylko trener Lavicka miał czas zrobić to wszystko, o czym pan wspomina. Wiadomo jak w Ekstraklasie traktuje się trenerów.
- Obecnie patrzymy na wszystko pod kątem grania w Ekstraklasie. Bardzo często spotykamy się ostatnio z trenerem i dyrektorem sportowym i konkluzja jest jedna: dla Śląska brak występów w Ekstraklasie będzie zupełnie nową rzeczywistością.
- Na czym polegają te spotkania pana, trenera i dyrektora Sztylki? Czy piłkarze również brali w nich udział?
- Tak, spotykaliśmy się indywidualnie, spotykaliśmy się też z radą drużyny. Tych spotkań naprawdę jest dużo. Jeśli chodzi o spotkania z trenerem, to określiłbym je jednym słowem – konstruktywne. Nie tracimy czasu na rozpatrywanie scenariuszy „co będzie, jeśli...”. Próbujemy znaleźć odpowiedź na pytanie, co zrobić, żeby było lepiej tu i teraz. Nie chcę być przesadnym optymistą, ale jeśli porówna się nasze ostatnie mecze, to można dostrzec tam światełko w tunelu. To nie jest tak, że sytuacja jest jednoznacznie beznadziejna. Ona jest bardzo trudna, jesteśmy drużyną, która absolutnie jest w gronie walczących o utrzymanie. Z punktu widzenia naszej współpracy z trenerem najważniejsze jest, żeby wykorzystać przed każdym z meczów potencjał zawodników, jakimi dysponujemy. Śląsk Wrocław ma z tym kłopot. To nie chodzi o to, czy piłkarze są mniej, czy bardziej zaangażowani. Jest wiele aspektów, o których jako sztab czy jako klub nie informujemy nikogo na zewnątrz, bo byłoby to strzelaniem sobie w kolano. Chodzi np. o stan zdrowia graczy czy dyspozycję po wyleczeniu kontuzji. To samo dzieje się pewnie w każdym zespole.
Prezentacja Vitezslava Lavicki jako nowego trenera Śląska, fot. Krystyna Pączkowska slaskwroclaw.pl
- Jak na tę chwilę wygląda sytuacja finansowa klubu? Wszystkie zaległości wobec piłkarzy są już uregulowane? Swego czasu pojawiła się na Twitterze informacja, że zaległości są spore i piłkarze są bliscy rozwiązywania umów z tego powodu.
- Nie jest to prawda. Oczywiście nie mogę powiedzieć, że jesteśmy ze wszystkimi na zero, jak zresztą zdecydowana większość klubów w Ekstraklasie.
- To jak wygląda kwestia wynagrodzeń?
- Funkcjonowanie Śląska w kwestiach finansowych jest zawsze w pierwszym półroczu bardziej skromne, ale to nie sprawia, że są podstawy prawne do tego, żeby zawodnicy mogli rozwiązywać kontrakty. Zdecydowanie jeśli środki, jakie posiada Śląsk, pozwalają na regulowanie zobowiązań, to są one natychmiast regulowane. Nie ma tutaj zagrożeń rozwiązywania umów czy też wystąpienia dyskomfortu u zawodników, powodującego obniżenie ich zaangażowania. Nie mogę jednak też złożyć deklaracji, że wszystko jest super, bo trudno zwiększać przychody, kiedy drużyna rok w rok walczy o utrzymanie. To nie zachęca ani kibiców, ani sponsorów.
- Jak będzie wyglądało finansowanie klubu przez właściciela lub sponsorów w razie spadku?
- Wierzę w to, że zaangażowanie gminy Wrocław jako gospodarza w dalszym ciągu będzie miało miejsce, bo w takiej rzeczywistości, w jakiej jest Śląsk Wrocław, bez gospodarza rzeczywiście moglibyśmy mówić o braku wiarygodności finansowej. Jak to finansowanie będzie wyglądało? Mogę tylko powiedzieć, że inaczej. To jest rzeczywistość pierwszoligowa, trudna. Przestrzegam przed popularną ostatnio opinią, że spadek dla Śląska byłby oczyszczający, bo to oczyszczenie mogłoby spowodować wypalenie do gołej ziemi.
- Niedługo trzeba będzie złożyć papiery licencyjne na nowy sezon.
- Już złożone.
- Z deklaracją, że miasto będzie nadal wspierać klub?
- Tak.
- Zakładam, że przyszedł pan tutaj nie tylko, żeby gasić pożary, o których wspominał pan wyżej. W związku z tym chciałbym poznać pańską wizję klubu na najbliższe 3 do 5 lat.
- Chciałbym podtrzymać tutaj jedną zasadniczą tezę, która przez niektórych została na początku mojej pracy źle odebrana. Śląsk Wrocław mający swoją siedzibę w takim mieście jak Wrocław, mający taki stadion, jest przedsięwzięciem, które musi grać lub przynajmniej walczyć o europejskie puchary. To nie może być drużyna tułająca się w dolnej części tabeli, ciesząca się z utrzymania. Parafrazując pewne powiedzenie... Nie o taki Śląsk Wrocław walczymy. Gdyby w jednym zdaniu ująć strategię Śląska Wrocław, to właśnie na tym bym się skupił. To musi być drużyna, która będzie przyciągała na stadion nie kilka tysięcy osób, tylko kilkanaście, a najlepiej ponad 20 tysięcy. Na podstawie doświadczeń, jakie mam z lat wcześniejszych uważam, że Wrocław ma jeden z większych potencjałów w kraju, jeśli chodzi o kibiców. Ktoś mógłby powiedzieć, że bardziej przywiązani do klubu są w Poznaniu czy Warszawie, tylko jak spojrzymy przez pryzmat ostatnich lat i tego, jak wiele sukcesów te drużyny odnosiły oraz że często był to ciąg sukcesów, to można stwierdzić, że w takich warunkach łatwiej jest tych kibiców budować i utrzymać. Czasami warto też zobaczyć, jak bardzo ta frekwencja spada, kiedy te kluby rzeczywiście mają poważny dołek. W przypadku Śląska Wrocław ten dołek jest permanentny od 4 lat.
- Powiedziałbym, że tutaj to już taki głębszy dół się robi.
- Mimo to frekwencja potrafi utrzymać się na poziomie 7-8 tysięcy osób. Ten klub musi zacząć walczyć o europejskie puchary, bo ja nie twierdzę, że ten klub musi od razu w nich grać, ale przynajmniej musi o nie walczyć, bo ludzie chcą przychodzić na takie projekty. To jest jak z pójściem do kina albo do restauracji. Nikt nie chce jadać w miejscu, gdzie może się zatruć albo oglądać filmu, który w skali dziesięciostopniowej jest oceniany na dwa. Jeśli natomiast wiesz, że restauracja ma dobre opinie, a film jest oceniany na 7 lub 8 i ma szansę na Oscara, to najpierw jesz w tej restauracji, a potem idziesz oglądać film.
Śląsk nie musi być drużyną gwiazd, ale to musi być drużyna, o której się mówi przed rozpoczęciem sezonu albo trakcie jego trwania, że walczy o medal i w konsekwencji walczy o europejskie puchary. Ludzie w mieście, w którym jest tak wiele atrakcji, dokonują wyboru. Nikt nie chce oglądać kopaniny na boisku przez 90 minut. Albo inaczej - ludzie zaakceptują kopaninę przez 90 minut, jeśli ta kopanina na koniec sezonu daje medal mistrzostw Polski. To nie jest tak, że na trybunach rozsiadają się tylko wybitni znawcy piłki nożnej. Kibice oczekują emocji i właśnie taki klub chciałbym zbudować.
Natomiast czy będzie się składał z Polaków, czy z obcokrajowców, czy z zawodników w wieku 30 lat i starszych, czy młodzieżowców, to naprawdę jest jedna z wielu składowych i tutaj znów wracamy do trenera Lavicki. To jest trener, który jest w stanie nam coś takiego zbudować zarówno z zawodnikami nastoletnimi, jak i z tymi znacznie starszymi. My nie możemy obrażać się na zawodników doświadczonych albo ograniczać się do tego, że w Śląsku będą grać tylko zawodnicy z regionu, bo to fajnie brzmi, ale poza tym niczego więcej nie daje. Drużynie potrzebny jest balans polegający na tym, żeby na boisku nie było słabego punktu. W zespole musi być rywalizacja na każdej pozycji i zachowanie równowagi między doświadczeniem i młodością. Najlepiej jest mieć zawodnika młodego i już doświadczonego, tylko że on kosztuje tyle, że zazwyczaj nie gra w polskiej Ekstraklasie, a już na pewno nie może grać w drużynie, która nie ma przychodów drużyny medalowej.
Pamiętajmy, że aspirując i walcząc w naszej Ekstraklasie o europejskie puchary, wpadamy też do innej puli podziału środków finansowych. Poza tym chciałbym, aby rozwój naszej akademii był w stanie wygenerować nam jeśli nie chłopców, to chociaż chłopca, który byłby wiarygodny jako chłopak stąd. Z Waldkiem Sobotą wszyscy się identyfikowali, mimo że nie był z Wrocławia. Wspaniale byłoby jednak wskazać chłopaka jak Darek Sztylka, który pochodzi z symbolicznego bloku oddalonego o 200 metrów stąd i niemal całe swoje życie spędził w Śląsku Wrocław. Oczywiście nie chciałbym powtórki historii Darka, czyli jego drogi przez ciernie z trzeciej ligi.
- Jest koncepcja, wie pan co chce osiągnąć, ale podstawowe pytanie - jak to zrobić? Jaki jest pana sposób na wyjście z błędnego koła, w którym Śląsk toczy się od lat. Zapowiedzi walki o górną ósemkę, potem brutalna weryfikacja, w zimie wymiana zarządu i sztabu szkoleniowego, trochę lepsza wiosna, nowy sezon, zapowiedzi walki o górną ósemkę i znów brutalna weryfikacja. Jak chce pan wdrożyć swoją koncepcję, żeby uniknąć tego błędnego koła?
- Odpowiedź na to pytanie wydaje się bardzo prosta. Tylko stabilizacja może nas uratować.
- To jest kluczowe słowo w Ekstraklasie. Każdy go używa, ale chyba mało kto wie co ono oznacza.
- To jest klucz filozofii budowania sportu i piłki nożnej.
- Właśnie o tym każdy mówi. Liczę więc, że może pan będzie pierwszym, który przestanie tylko o tym mówić.
- Ja też mam taką nadzieję. Oczywiście w grę wchodzi to, o czym rozmawialiśmy wcześniej, czyli może trochę nam przeszkodzić pierwsza liga, co sprawi, że niektóre decyzje nie do końca mogą być później realizowane w zgodzie ze strategią budowania drużyny. Niestety, jest to całe przekleństwo i całe piękno sportu. Natomiast jeśli spojrzymy przez pryzmat Śląska Wrocław w ostatnich latach, to nie chodzi o to, że ja chciałbym budować swoją pozycję i występować w roli wielkiego znawcy, bo się za takiego nie uważam. Nigdy nie uważałem i nie uważam siebie za bezwzględnie potrzebny element do odnoszenia sukcesów, ale mam dwudziestoletnie doświadczenie w roli menedżera sportowego. Może jedni uznają, że dobre, inni, że złe, ale sądzę, że tego bagażu doświadczeń ostatnio w Śląsku Wrocław nieco brakowało. Była duża rotacja wśród pracowników, była duża rotacja wśród zarządu, doradców, dyrektorów itd.
- Największa była wśród trenerów i piłkarzy.
- Zgadza się. Pierwsze, co powiedziałem Darkowi Sztylce po powrocie tutaj, to że rzucono go na naprawdę głęboką wodę. Fajnie powiedzieć, że Darek Sztylka jako symbol Śląska Wrocław będzie teraz dyrektorem sportowym i będzie w tej roli skuteczny, choć jego doświadczenie, jeśli spojrzymy przez pryzmat drużyny ekstraklasowej, nie jest duże.
Generalnie uważam, że Śląsk Wrocław nie może budować zespołu ludzi, przypisując jedynie nazwiska do poszczególnych stanowisk. W ten sposób uznajemy, że nie ma już kłopotu z zarządem, bo jest tam wpisany ktoś jako prezes, z dyrektorem sportowym również, bo jest ktoś pełniący tę funkcję i nie ma co martwić się trenerem, bo jego stanowisko też jest już obsadzone. Później możemy zejść do poziomu zawodników. Najważniejsze są kompetencje, wiedza, doświadczenie. Wracamy do stabilizacji. Ona daje nam przeświadczenie czy to, co robimy, przynosi skutek. Natomiast brutalna rzeczywistość pokazuje, że czasami nie jesteś w stanie dotrwać do momentu, w którym twoja ciężka praca jest doceniona. Według mnie najlepszym przykładem pokazującym, gdzie pojawił się problem w Śląsku Wrocław, był okres przejściowy, kiedy potencjał był jeszcze spory i klub osiągał przyzwoite wyniki sportowe, mimo poważnych cięć finansowych. Wszyscy uwierzyli, że można wejść do pucharów z potężnym zmniejszeniem nakładów na drużynę i bieżące funkcjonowanie klubu. Dzisiaj tak naprawdę zbieramy żniwo za okres tych ostatnich 3-4 lat, kiedy kosztem stabilizacji rezygnowano co chwilę z jednej koncepcji, zastępując ją inną.
- Skoro już przy koncepcjach jesteśmy. Jaka jest koncepcja na sponsora na koszulce? Niedługo kończy się umowa z forbetem i słyszałem, że nie będzie przedłużona.
- To jest bardzo trudne pytanie szczególnie w chwili, w której walczymy o ekstraklasowy byt. Chciałbym podkreślić, że fakt, iż walczymy o utrzymanie, nie jest naszym zmartwieniem jedynie w rozumieniu sportowym. To dużo szersze pole do interakcji między biznesem a sportem. W ostatnich miesiącach prowadzone były bardzo intensywne negocjacje na temat obecności sponsora na przodzie koszulki, ale w związku z zaistniałą sytuacją zostały wstrzymane. Trudno jest komukolwiek podejmować wiążące decyzje dotyczące współpracy z partnerem, co do statusu którego nikt nie ma stuprocentowej pewności. Dziś każdy scenariusz jest możliwy. W sytuacji, w której nie mogę powiedzieć, czy w przyszłym roku na pewno zagramy w Ekstraklasie, nie chciałbym składać jednoznacznej deklaracji, że wygasająca umowa z obecnym sponsorem zostanie przedłużona, albo że na koszulkach pojawi się nowy. Partnerzy przede wszystkim są zainteresowani współpracą z klubami Ekstraklasy. Oczywiście interesuje ich też pierwsza liga, ale ja nie mogę zaakceptować tych pierwszoligowych warunków. W związku z tym ta przestrzeń będzie bardzo dynamiczna.
- Czyli rozmowy są prowadzone i jest zainteresowanie tym najbardziej eksponowanym miejscem na koszulkach?
- Prowadzimy rozmowy i jest zainteresowanie, ale dziś nasze działania są ograniczone, bo nie możemy określić, co tak naprawdę jest przedmiotem dyskusji. Ten biznes przede wszystkim oparty jest na wyliczeniach efektywności powierzchni reklamowych, które różnią się na poziomie Ekstraklasy i I ligi.
Piotr Waśniewski (z prawej) i Dariusz Sztylka, fot. Krystyna Pączkowska slaskwroclaw.pl
- Zmienimy trochę temat. To chyba najważniejszy aspekt: akademia. Stwierdził pan, że Oporowska nie jest dobrym miejscem. Podobno została przygotowana alternatywna koncepcja. Chciałbym poznać tę koncepcję i ewentualnie lokalizację, w której ona będzie realizowana.
- To nie jest tak, że koncepcja budowy akademii Śląska Wrocław została odrzucona. Nawet gdy mówimy o przebudowie Oporowskiej. Projekt trafił do ministerstwa, skąd nadal nie otrzymaliśmy żadnej decyzji.
- Czyli kolokwialnie mówiąc ten projekt nie został jeszcze ubity?
- Tak. Nasze zdanie jako zarządu było takie, że koncepcja budowy centrum treningowego dla akademii na Oporowskiej jest raczej nieefektywne.
- Na czym polega ta nieefektywność?
- Jeśli z obecnych dwóch płyt mają powstać trzy płyty i to cokolwiek ma zmienić w rzeczywistości funkcjonowania akademii, to ja chciałbym zapytać co konkretnie się zmieni? Zwiększymy potencjał obecnej bazy o 30%. Co to zmienia w sytuacji, kiedy akademia ma kilkanaście drużyn, są rezerwy i pierwsza drużyna? Zbudowanie takiego centrum treningowego z trzema płytami wyłącznie dla pierwszej drużyny bardzo chętnie zaakceptuję, ale dla mnie takie miejsce dla szeroko pojętej akademii oznacza 8 – 10 płyt. Nie ma szans wygenerowania takiej przestrzeni w centrum miasta. Oporowska jest przestrzenią ograniczoną i bardzo złożoną w kwestii już istniejących nieruchomości. Rozumiem, że obecna koncepcja przewiduje rozbiórkę m.in. wałów, które są tutaj usypane. Nie chcę oceniać, czy wystarczy X pieniędzy, ale w mojej opinii te koszty, które zostały przewidziane, nie wpisują się w możliwość realizacji tego przedsięwzięcia. Jest wiele znaków zapytania, rozpoczynając od pieniędzy, a kończąc na przydatności tej inwestycji.
W dyrygowaniu klubem kieruję się zasadą, aby nikt nie robił czegoś tylko dla samego zrobienia. Przywiązuję wagę do tego, aby wiedzieć, po co to robimy. Jakie będą korzyści i czy jest to efektywne? Nie możemy ograniczać się tylko do efektowności. Musimy po wybudowaniu takiego centrum i wydaniu publicznych pieniędzy, osiągnąć odpowiednie założenia. Nie widzę możliwości zaspokojenia potrzeb szkoleniowych akademii po wybudowaniu zaledwie jednej dodatkowej płyty. To pierwsza część. Druga jest taka, że są w mieście takie przestrzenie, gdzie mogłoby powstać centrum treningowe. Według mnie nie powinno być ono pomysłem na polepszenie warunków pierwszej drużyny, a rzeczywiście dołożeniem kolejnej cegiełki do uwiarygodnienia istnienia i funkcjonowania akademii piłkarskiej dla dzieci i młodzieży. Początki akademii Śląska to końcówka mojej poprzedniej pracy w klubie i nie zapomnę sytuacji, w której przedstawiając koncepcję ówczesnym właścicielom Śląska Wrocław na kilkaset tysięcy złotych rocznie, usłyszałem, że nie ma na to środków. Minęło parę lat, sytuacja się odmieniła, teraz włodarze widzą możliwość przeznaczania środków na szkolenie dzieciaków. Z drugiej strony przez siedem lat nie wykonaliśmy kolejnego kroku infrastrukturalnego, który jest też oczywiście bardzo trudny, ponieważ wiąże się z kosztami. Chciałbym, abyśmy przy podjęciu decyzji brali pod uwagę realne koszty wykonania tego projektu, ocenili je logistycznie, a jeśli jest otwartość ze strony gminy, aby powstało coś z prawdziwego zdarzenia, to zróbmy to. Uważam jednak, że zaprezentowanie tego projektu - pomysłu na całość i alternatywnej lokalizacji - należy do właściciela klubu. Wiem natomiast, że jest wola i chęć naszego gospodarza, aby takie centrum powstało i przyniosło korzyści nam wszystkim.
W kwestii projektu Oporowska obawiam się jeszcze następującej rzeczy. Powstanie tu centrum treningowe, niezależnie od tego, czy jego budowa potrwa rok czy dwa lata. Nie potrafię sobie jednak wyobrazić, jak w czasie budowy miałyby być rozgrywane mecze, biorąc pod uwagę fakt, że przynajmniej trzy drużyny młodzieżowe regularnie uczestniczą tutaj w rozgrywkach. Zastanawiam się, jaki budżet musi pochłonąć samo wyrównanie terenu… A na końcu, wszyscy upoceni ciężką pracą powiemy: "Jest! Mamy jeszcze jedną pełnowymiarową płytę".
- Za 15 milionów.
- Jeśli zmieścimy się w 15 milionach, bo ja mam poważne wątpliwości, czy uda nam się zamknąć w tej kwocie, biorąc pod uwagę różne przeszkody. Lecz nawet, gdy się w niej zmieścimy, to nagle okazuje się, że niewiele osiągamy, bo młodzieżowe drużyny Śląska nadal trenują w różnych lokalizacjach na terenie miasta. Dyspozycyjność ośmiu płyt nie jest gwarantem sukcesu, ale jest chociaż bazą do rozwoju sportowego i do powiedzenia sobie, że to jest jeden z elementów ogólnej strategii budowania klubu. Najłatwiej jest powiedzieć, że największą przeszkodą Śląska Wrocław w porządnym funkcjonowaniu są pieniądze. Nawet polska liga dostarcza nam przykład choćby Polonii Warszawa, pokazujący, że pieniądze nie dają sukcesu 1 do 1. Najpierw musisz mieć koncepcję. Trudno będzie Śląskowi kiedykolwiek uzbierać pieniądze zbliżone do Legii czy Lecha, ale przecież już udowodniliśmy lata wstecz, że można z czwartym czy piątym budżetem w lidze zdobywać medale i zrobić mistrza Polski. Chciałbym to powtórzyć, ale nawet przy tamtej rotacji trenerów każdy z nich był prawie dwa lata w klubie. Z różnych względów oni odchodzili, ale jeśli spojrzeć przez pryzmat administracji i ludzi zarządzających klubem, to ta stabilizacja była dużo większa.
Wracając do samej filozofii budowania klubu - bardzo ważną rolę w tym procesie odgrywa trener. On może być współuczestnikiem w podejmowanych decyzjach dotyczących budowy i kształtu drużyny, ale nie jest główną składową podjętej decyzji. Konieczny jest dyrektor sportowy, zarząd, tworząc wspólnie sztab rady transferowej, która te decyzje podejmuje i rozważa wszystkie za i przeciw w kwestii kontraktowania nowych graczy. Uważam, że to w Śląsku Wrocław – patrząc przez pryzmat ciągłych rotacji – nie miało prawa odpowiednio działać. Ja nie chcę doszukiwać się złych intencji u osób, które podejmowały te decyzje i podpisywały kontrakty. Nie wierzę, żeby ktoś, kto pracował w tym klubie przez ostatnie lata, chciał robić coś na złość klubowi lub wbrew jego interesowi. Każdy miał dobre intencje, tylko w rzeczywistości mamy to, co mamy.
- Wspominał pan o kwestii lokalizacji centrum treningowego twierdząc, że są we Wrocławiu lepsze lokalizacje niż Oporowska. Może pan podać jakiś przykład takiej lokalizacji?
- Są takie lokalizacje. Nie chciałbym jednak sugerować, że już zapadły jakiekolwiek decyzje. Zależy mi, aby przebiegło to w odpowiedni sposób, poprzez proces, w którym wszystkie strony czują się komfortowo, jeśli chodzi o podejmowane decyzje i presję czasu. Stoję na stanowisku, że jest to zbyt istotne strategicznie dla Śląska Wrocław, dla całej akademii, a nie tylko pierwszej drużyny, aby sugerując za pośrednictwem mediów konkretną lokalizację czy terminy, kogokolwiek do czegokolwiek przymuszać. Może się wkrótce okazać, że priorytetem dla nas będzie funkcjonowanie w rzeczywistości pierwszoligowej. Mamy jednak przekonanie jako klub, że w tej kwestii właściciel jest po naszej stronie i chce, aby tego typu przedsięwzięcia były zrobione raz, a porządnie. Myślę, że po zbudowaniu przy Oporowskiej centrum treningowego, za dwa czy trzy lata znów czekałaby nas rozmowa o budowie czegoś na potrzeby najmłodszych drużyn.
Oporowska ma ogromną wartość sentymentalną i historyczną dla Śląska Wrocław, ale z punktu widzenia stricte sportowego, czyli jako baza, jest po prostu za ciasna. Było tak już 10 lat temu, kiedy tu pracowałem i od tamtego czasu nic się nie zmieniło.
Cieszy mnie natomiast koncepcja przyjęta przez Jacka Sutryka w ocenie sportu we Wrocławiu. Mamy do czynienia z prezydentem, który „czuje to” w wyniku doświadczeń związanych z kierowaniem departamentem spraw społecznych i ma wiedzę na temat naszego codziennego funkcjonowania. Cieszę się też, że nie wybiera do tych zadań osób tylko z grona urzędników, którzy także mogliby się tą przestrzenią się zająć, choć z drugiej strony Śląsk Wrocław jest dziś przecież jedną z miejskich spółek.
- To ciekawe, bo właśnie przez urzędnika zostałem skierowany do pana. Moją intencją na początku była rozmowa z prezydentem Sutrykiem, od którego chciałem w końcu otrzymać jasną deklarację w sprawie Śląska. Jednak przedstawiciel prezydenta skierował mnie do pana jako osoby odpowiedzialnej za tematy związane ze Śląskiem.
- To pokazuje inną rzecz, która jest potwierdzeniem mojej filozofii, czyli delegowania kompetencji i odpowiedzialności. Zostałem wyznaczony na tę funkcję i ja mam się tą przestrzenią zająć. Nie jest to objaw lekceważenia pytającego, ale sygnał, że tutaj jest odpowiedzialność i tutaj są kompetencje, które powinny udzielić odpowiedzi na pojawiające się pytania.
- No dobrze, ostatnie, aczkolwiek polityczne pytanie. Jaka jest rola pana Grzegorza Schetyny w zarządzaniu Śląskiem? Krąży sporo informacji, że to właśnie on, a nie prezydent Sutryk ma decydujący głos w kwestii Śląska. Często widuje się pana Grzegorza na meczach i to nie tylko tych we Wrocławiu.
- Grzegorz Schetyna jest oddanym kibicem tego klubu i tak określiłbym jego rolę. Pomimo natłoku obowiązków, kiedy jest we Wrocławiu, znajduje chwilę, by pójść na mecz, a jeśli jest w okolicy miasta, w którym Śląsk gra na wyjeździe, to także stara sie tam być. Podobnie jest zresztą z meczami koszykówki. Jest wielkim fanem obu tych dyscyplin i generalnie fanem Śląska Wrocław. Chciałbym, aby osób na tym szczeblu było wokół Śląska jak najwięcej.
- Czyli nie ma tutaj wpływu na żadne decyzje dotyczące działalności klubu?
- Nie ma. Powiem więcej - Grzegorza Schetynę znam od ponad 20 lat, bo pracowałem dla niego, kiedy był właścicielem koszykarskiego Śląska. Najpierw byłem dyrektorem finansowym, a potem prezesem zarządu w tym późniejszym okresie jego bardzo dużego zaangażowania w politykę, kiedy nie miał czasu być we Wrocławiu przez cały tydzień. Niestety, nie da się zarządzać przez telefon. Trzeba delegować odpowiedzialność, a patrząc teraz przez pryzmat jego obecnej roli w polityce, to teorie spiskowe o tym, że zarządza Śląskiem muszą oznaczać, że doba nie ma 24, a 48 godzin.
Jestem przekonany, że o Śląsku myśli jak każdy kibic, a gdy nie jest na meczu, to sprawdza w internecie, co dzieje się w klubie. Jego zaangażowanie mentalne jest ogromne, ale tak naprawdę jest tylko kibicem, którego odbiór społeczny jest trochę szerszy. Uważam, że wielu kibiców w swoim domu lub w gronie swoich przyjaciół analizuje wszystkie wyniki Śląska Wrocław i nie wiem, dlaczego mielibyśmy odbierać to innym. Dlatego cieszę się, że Grzegorz Schetyna angażuje się w to przedsięwzięcie jako kibic.
- Podsumowując, Grzegorz Schetyna jest wielkim fanem Śląska, ale wszystkie teorie o jego władzy w klubie można włożyć między bajki, tak?
- Tak, zdecydowanie. Dla mnie pojęcie władzy oznacza bieżący wpływ. Nie jest to człowiek, który ma szansę w ciągu swojej krótkiej doby to osiągnąć. Założę się jednak, że wszystkie informacje na temat WKS-u są przez niego przeczytane. Robi dokładnie to samo każdy z nas, uważający się za wielkiego fana Śląska Wrocław.
www.2x45.info