Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Wikimedia: David Ruddell

O tym jak futbol kształtował nastroje francuskiego społeczeństwa w erze Zizou

Autor: Piotr Potępa
2019-06-09 11:30:19

„Kiedy wygrywają są Trójkolorowymi, kiedy nie – są zwykłą hołotą” Eric Cantona. Wyniki, które konfrontują społeczeństwo z jego lękami. Wspólne świętowanie pod francuską flagą po zwycięstwach i rozłam po porażkach kończący się ulicznymi burdami. Będzie to tekst o piłkarskiej reprezentacji Francji, której zróżnicowanie etniczne i kulturowe powoduje, że jej zwycięstwa i porażki odzwierciedlają losy całego francuskiego społeczeństwa.

Porażki, zamachy, patriotyzm

W 1996 roku w kadrze Francji grali tacy zawodnicy jak Desailly, Djorkaeff, Loko, Karembeu, Guerin czy Zidane. Właśnie wtedy zaczęły pojawiać się pierwsze negatywne komentarze.

Zawodnicy inny kadr śpiewają swoje hymny pełną piersią, podczas gdy piłkarze francuscy mylą słowa lub nie śpiewają wcale! – grzmiał Jean - Marie Le Pen założyciel i wieloletni przywódca francuskiego Frontu Narodowego. Jego zdaniem powoływanie naturalizowanych piłkarzy do reprezentacji powoduje, że ta traci swoją patriotyczną tożsamość, a kto nie jest patriotą ten nie ma prawa nazywać siebie Francuzem. 

W tamtym czasie wśród 22 reprezentantów Francji tylko Marcel Desailly nie urodził się we Francji. Lillian Thuram tłumaczy, że ówczesny kandydat na prezydenta wypowiadając się w tym temacie powinien wiedzieć, że warunkiem przyjęcia do reprezentacji kraju nie jest kolor skóry, lecz narodowość. Wtóruje mu Bernard Lama, który twierdzi, że wypowiedzi Le Pena to była gruba przesada.

Dyskusję na temat kryteriów powołań do kadry błyskawicznie ucina jednak szkoleniowiec Le Bleus Aime Jacquet:

To wolny kraj i kazdy robi co chce. Zapewniam francuskich kibiców, że dzielnie bronimy naszych barw narodowych.

Front Narodowy nie dawał jednak za wygraną, a do intensyfikacji działań zachęcił go wysoki wynik w wyborach prezydenckich. Cztery i pół miliona głosów sprawia, że partia Le Pena ma silną pozycję na francuskiej arenie politycznej. Wynik ten był odzwierciedleniem nastrojów społecznych. Ludzie byli zaniepokojeni tym co się dzieje w kraju.

Między 1995, a 1996 rokiem dochodzi do zamachów. 6 października 1995 roku na stacji metra Maison Blanche w Paryżu. Zamach zorganizowany przez Zbrojną Grupę Islamską w odwecie za zabicie przez francuską policję Khaleda Kelkala francuza algierskiego pochodzenia odpowiedzialnego za zamach na dworcu Saint-Michel z 25 lipca 1995 w którym zginęło 8 osób, a 117 zostało rannych. Na stacji Maison Blanche rannych zostało 18 osób.


Khaled Kelkal, źródło: Wikimedia

Kelkal z miejsca stał się wrogiem publicznym i to nowym jego rodzajem. Nie był przecież białym Francuzem, lecz Arabem z przedmieść. Temat imigracji stał się we Francji tematem numer jeden. W 1996 roku partia rządząca zaostrzyła prawa obcokrajowców.

Aime Jacquet jako persona non-grata

W tym samym czasie reprezentacja Francji dochodzi do półfinału mistrzostw Europy odbywających się w Anglii. Mecz z Czechami kończy się bezbramkowym remisem i sprawę rozstrzygnąć musiały rzuty karne. W szóstej serii myli się Reynald Pedros i Francuzi żegnają się z turniejem.

We Francji zawrzało. Media natychmiast zabrały się za szukanie winnych. Kozłem ofiarnym stał się Zinedine Zidane, który zagrał z Czechami bardzo słabo.

Nie jestem z siebie zadowolony, ale winę za przegraną ponosi cała drużyna.

Takimi słowami Zizou skomentował zarzuty w jego kierunku. Oberwało się również Aime Jacquetowi głównie za odsunięcie od drużyny Erica Cantony i Davida Ginoli, którzy byli wtedy faworytami francuskich kibiców. Sprawa Ginoli jest szczególnie ciekawa i pokazuje jak bardzo wahają się nastroje kibiców.

17.11.1993 Parc des Princes w Paryżu. Ostatnie spotkanie w ramach eliminacji do Mundialu 1994. Wynik tego meczu miał bezpośrednio zdecydować o tym, która z drużyn zagra w USA. W 90. minucie na tablicy świetlnej paryskiego stadionu widniał wynik 1:1. To dawało Francuzom awans. Rzut wolny w narożniku boiska. David Ginola dostaje piłkę i zamiast uciekać do rogu i tam ją trzymać próbuje wrzucić piłkę w pole karne. Przeciąga ją jednak zbyt mocno. Ta trafia pod nogi bułgarskiego obrońcy, który wyprowadza kontrę. Piłka ostatecznie trafia do Kostadinowa, który pokonuje Bernarda Lamę i daje Bułgarom zwycięstwo i awans do mistrzostw świata.

Didier Deschamps powiedział po tym meczu, że sami zrobili z siebie dupków, a ówczesny selekcjoner Gerard Houllier stwierdził, że ta noc napisała najbardziej katastrofalny scenariusz jaki można było sobie wyobrazić. Francuzi byli wściekli. Oczywiście najbardziej oberwało się Ginoli, który po latach przyznał, że właście ta wściekłość fanów sprawiła, że zdecydował się wyjechać do Anglii. Podkreśla, że miał tyle szczęścia, że decyzja o wyjeździe była najlepszą decyzją jaką w życiu podjął.

Wróćmy jednak do 1996 i Aime Jacqueta na którego spadła lawina krytyki za odstawienie Cantony i Ginoli, który jeszcze niedawno przecież był wrogiem numer jeden. Selekcjoner mocno zaryzykował, bo w miejsce rdzennych Francuzów powołał Youriego Djorkaeffa z korzeniami ormiańskimi i Zidane’a, który z pochodzenia jest Algierczykiem. Robert Pires wspomina, że zarówno dziennikarze jak i kibice zmieszali Jacqueta z błotem. Kompletnie nie potrafili zrozumieć tych decyzji.

Kpiono z Jacqueta na każdym kroku. W telewizji pokazywano kabarety z jego karykaturą, która mowiła, że ma w dupie niezadowolonych kibiców i że sport to nie jest widowisko, że najważniejsze są wyniki. Był przedstawiany jako nieelegancki prostak. Porównywano go do... reprezentacji której był selekcjonerem, a którą uważano za zbieraninę bez stylu. Jacquet jednak nie miał zamiaru się poddawać.

Zawsze prowadziłem drużynę po swojemu. Czas pokaże czy słusznie.

Przygotowania do francuskiego Mundialu

23 maja 1998 roku 40 tysięcy osób maszeruje ulicami Paryża, aby uczcić 150. rocznicę zniesienia niewolnictwa. Lewica, która odzyskała władzę we Francji przypomina na każdym kroku o handlu niewolnikami. Dwa tygodnie później nikt już o tym nie pamięta – 9 czerwca 1998 rozpoczyna się Mundial.

Dziś w Paryżu ma miejsce największe widowisko XX wieku. Miasto zmieniło się w uroczystą stolicę rozrywki.

Tak dzień otwarcia mistrzostw był zapowiadany przez francuskich komentatorów. Przesłanie tegoż otwarcia miało być uniwersalne. Głównymi bohaterami byli, europejczyk Romeo, rdzenny amerykanin Pablo, azjata Ho i afrykanin Moussa.

 

 

Parada zapisała się w historii jako dwuznaczna parada gaf i nieporozumień. Źle zostały odebrane przede wszystkim słowa na temat Moussy o którym komentator powiedział, że jest nieco ospały, ale jego orszak robi wszystko żeby czuł się jak u siebie w domu sugerując tym samym, że czarnoskórzy we Francji nie są u siebie.

Lilian Thuram wspomina to tak:

Czarnoskórych przedstawiono od strony ich fizyczności i całkowicie zlekceważono ich potencjał intelektualny.

Marie – George Buffet ówczesna minister sportu ma inny pogląd na ten temat:

Przekaz był jasny. Chcieliśmy zaprezentować różnorodność świata. Nie było żadnych podtekstów.

W trakcie trwania Mundialu politycy rywalizowali o miano najzagorzalszego fana futbolu. Prym wiedli prezydent Chirac i premier Jospin. Ten drugi posiadał jakieś pojęcie o piłce. Prezydent nie posiadał żadnego. Nie interesował go sport, ale wiedział, że futbol jednoczy Francuzów i próbował to wykorzystać. Robert Pires do dziś śmieje się, że Chirac albo nie znał albo mylił ich nazwiska, ale zawsze starał się być miły i uśmiechnięty.

Vive la France!

Francuscy piłkarze przez Mundial przeszli jak burza rozbijając w finale Brazylię aż 3:0, a Zinedine Zidane od tego momentu nie był już Francuzem algierskiego pochodzenia, który spieprzył angielskie Euro 2 lata wcześniej. Youri Djorkaeff był w szoku, kiedy zobaczył ilu ludzi przyszło w dzień finału żeby odprowadzić autobus z drużyną na Saint Denis, gdzie miał odbyć się finał.

Kiedy wyszliśmy z hotelu to było szaleństwo. Istne szaleństwo! Ludzie wchodzili na samochody, biegli za autobusem. Byliśmy wtedy dźwignią całego narodu.

Kiedyś w szkole napisałem esej o tym, że kiedyś zdobędę Puchar Świata. Po tym Mundialu nauczyciela odesłała mi tę pracę. Kiedy zapytałem dlaczego ją zatrzymała odpowiedziała, że już wtedy biła ode mnie determinacja. Dokonaliśmy cudu.

Bernard Lama dodaje:

To było fantastyczne. Byliśmy blisko kibiców. Do dziś mam gęsią skórkę kiedy o tym pomyślę. Gdy ujrzałem tych wszystkich ludzi wiedziałem, że wygramy.

Lilian Thuram równiez to wiedział:

Gdy zobaczyłem Brazylijczyków w tunelu pomyślałem sobie „Nie mają szans. Ich jest zaledwie 11, a nas miliony.”

12 lipca 1998 roku półtora miliona Francuzów, którzy zgromadzili się na polach elizejskich wykrzykiwało głośne „Zidane pour la présidence!!!”

 

 

Nagle zniknęła Francja złożona z rdzennych Francuzów, czarnoskórych i Arabów. Kiedy Laurent Blanc pakował złotego gola Paragwajowi w dogrywce znikały podziały na kolor skóry, kiedy Lilian Thuram dwukrotnie pokonywał Chorwackiego bramkarza znikały podziały religijne i wreszcie kiedy Zinedine Zidane i Emmanuel Petit rozbijali Brazylię cała Francja stała się jednością.

Arsene Wenger wspomina, że to była taka euforia w której ludziom puszczały hamulce. Thierry Henry powiedział, że słyszał opinię iż była to najpiękniejsza chwila od czasu wyzwolenia Paryża spod hitlerowskiej okupacji.

Ludzie w tej radości zapominali o tym kto jest Arabem z przedmieść, a kto Francuzem z dziada pradziada. Wszyscy razem świętowali Mistrzostwo Świata pod jedną trójkolorową flagą.  Youri Djorkaeff wspomina:

Byliśmy prawdziwą mieszanką. Gujańczyk, Antylczyk, Ormianin, Arab, Bask, Portugalczyk, Ghańczyk. Żartobliwie tak na siebie mówiliśmy.

Robert Pires dodaje:

Nazywali mnie Portugalczykiem, a Zizou – Arabem. W czym problem?

Część zawodników wiedziała, że multikulturowość nie zawsze będzie akceptowana.

W czasie Pucharu Świata odpoczywaliśmy po obiedzie. Niektórzy pili kawę, inni grali w karty. Rozejrzałem się i uderzyła mnie pewna myśl. Roześmiałem się i powiedziałem:

- Niedługo zaczną ustalać jakieś limity.

Zrozumiałem, że wkrótce zaczną się problemy.

Francja miała być silna swoją różnorodnością. Było słychać w tym wydźwięk polityczny, ale wtedy wydawał się on pozytywny. Tak zróżnicowana etnicznie drużyna symbolizowała właśnie tę różnorodność, a skoro wygrała mistrzostwo świata to musiało być coś pozytywnego. To jednak nie oznaczało, że dotychczasowe problemy po prostu znikną. W kraju nadal istniały głęboko zakorzenione podziały. Już wtedy tak jak dziś wymyślano zastępcze określenia, bo niektóre w oryginalnej formie brzmiały obraźliwie i tak np. unikano słowa Arab zastępując je określeniem Berber.

O tym, że zwycięska euforia nie potrwa długo można było się przekonać już dzień po zwycięskim finale, kiedy Jean Marie Le Pen wypowiedział takie słowa:

Gratuluję Zidane’owi, dziecku francuskiej Algierii.

Jeśli ktoś myślał, że sport trwale rozwiąże polityczne problemy kraju był po prostu naiwny.

Kolejny wielki turniej i kolejny sukces. Francuzi w 2000 roku jako pierwsi w historii zdobywają Mistrzostwo Europy tuż po zdobyciu Mistrzostwa Świata. Ci piłkarze rozsławili Francję na cały świat i stali się jej głównymi ambasadorami. W pewnym momencie zaczęli wykraczać poza sport. Stali się dla Francji kimś więcej.

W październiku 2000 roku spotkali się z Nelsonem Mandelą, który uważał, że ostatnie zwycięstwa Les Bleus to symbol antyrasistowski. Francja miała być symbolem biało – czarno – arabskim, który miał jednoczyć. Niestety, stało się zupełnie odwrotnie.

Śmierć mitu

Kilka tygodni po ataku na World Trade Center reprezentacja Francji szykowała się do towarzyskiego meczu z Algierią. 40 lat po wojnie algierskiej francuskie władze naiwnie wierzyły, że ten mecz może być symbolem pojednania. Wielu ludzi zwracało uwagę na to, że jest to ryzykowny i niebezpieczny pomysł jednak ówczesna minister sportu Marie – George Buffet bardzo nalegała.

Dzień meczu. Okolice stadionu są obstawione z każdej strony. Dzień wcześniej do mediów wyciekła informacja, że podczas meczu może dojść do zamieszek. Do francuskich władz docierały informacje o ogromnej ilości zakupionych algierskich flag i koszulek. Zastanawiano się nawet nad odwołaniem meczu, ale po konsultacjach minister sportu z premierem uznano, że mecz musi się odbyć.

Od samego początku atmosfera była napięta. Uczestnicy tego widowiska powtarzają, że od samego początku coś wisiało w powietrzu. Mehdi Meniri reprezentant Algierii, który grał w tym meczu wspomina, że przed pierwszym gwizdkiem podszedł do niego Thierry Henry i powiedział mu, że dziś grają u siebie.

Już w trakcie rozgrzewki przedmeczowej na murawę wbiegł kibic w koszulce reprezentacji Algierii. W trakcie hymnów Marsylianka została zagłuszona gwizdami algierskich kibiców. Kiedy tylko przy piłce pojawiał się Zidane znów słychać było ogłuszający gwizd. Ciekawe jest to, że wielu z tych ludzi dwa lata wcześniej świętując Mistrzostwo Świata na Polach Elizejskich nawoływało do wyniesienia Zizou na fotel prezydencki.

Francuzi szybko strzelili 3 bramki, Algierczycy odpowiedzieli jedną, ale mecz nie został dokończony. Na boisko znów wbiegł algierski kibic, za nim jeszcze jeden, a za nimi kolejni. W kilka chwil murawa wypełniła się algierskimi kibicami. Nie bili się, nie zagrażali piłkarzom. Po prostu biegali sobie po boisku zadowoleni i uśmiechnięci wymachując swoimi barwami narodowymi.

Źródło: Netflix

Lillian Thuram tak wspomina te chwile:

Poczułem się w obowiązku powiedzieć: „Hej! Chodź tu na chwilę. Pozwól, że wyjaśnię, co właśnie robicie.

Źródło: Netflix

Wściekły Thuram krzyczał wtedy do kibica: Krzywdzicie futbol i kraj! Nikomu przez was nie będzie do śmiechu!

Marie – George Buffet krzyczała do mikrofonu: Jestem ministrem sportu. Uszanujcie mecz! Wróćcie na trybuny.

W odpowiedzi usłyszała jedynie przeraźliwy gwizd. Mecz, który miał jednoczyć okazał się brutalną porażką. Ostatecznie sędzia przerwał mecz w 75. minucie. Mit upadł. Zamiast zjednoczenia powstał jeszcze głębszy podział. Politycy zapomnieli o tym, że tak poważnego problemu nie da się rozwiązać przy pomocy meczu i piłkarzy.  Głównymi przegranymi tego meczu byli właśnie politycy.

Odbiło się to również w trakcie wyborów prezydenckich, bo pierwszy raz w historii V republiki do finału wszedł kandydat skrajnie prawicowy. Jean – Marie Le Pen po pierwszej turze przegrywał tylko 3 punktami procentowymi. Liderem pozostawał urzędujący prezydent Chirac. Komentarza udzielił nawet Zinedine Zidane:

Absencja wyniosła 30%, do finału wszedł Chirac i ten drugi. Wszyscy powinniśmy iść na wybory i pamiętać o konsekwencjach zwycięstwa partii, która nie szanuje francuskich wartości.

Był to jedyny polityczny komentarz Zizou w jego karierze. Ostatecznie Chirac wygrywa wybory uzyskując 82% głosów.

Koniec wielkiej Francji

Mundial 2002. Oczekwiania były ogromne. Piłkarze pojawiali się niemal wszędzie. Stali się towarem marketingowym. Niektórzy kibice przyczepiali sobie na koszulki reprezentacji drugą gwiazdkę tak jakby ten Mundial był już wygrany. Tymczasem Youri Djorkaeff wspomina, że nie byli wtedy gotowi. Przerosło ich to, że w Korei przyjęto ich lepiej niż gwiazdy rocka. Thuram z kolei twierdzi, że zabrakło im pokory. Porażka w Korei to był jednak dopiero początek. Dwa lata później Francuzi stracili tez tytuł mistrzów Europy. Pomnik zaczynał się kruszyć. Trzeba było działać.

Z kadry odszedł Zidane i kilku weteranów. Selekcjonera Jacqueta zastąpił Raymond Domenech. Rozpoczyna się proces przebudowy. Domenech był specyficznym trenerem. Kontrowersyjnym z ciężkim humorem. Stosował także dosyć oryginalne metody treningowe. Rio Mavuba wspomina, że potrafił organizować piłkarzom lekcje teatru, kazał im śpiewać w chórze. Uważał, że to wszystko stworzy ducha zespołu. Organizował też lekcje historii, żeby każdy zawodnik pamiętał dla kogo gra.

Chciałem zaszczepić w nich kulturę. Przekazać im wartości tego kraju. Francja to kraj imigrantów. Jeden wielki tygiel! – tak wspomina swoje działania Domenech.

Kiedy piłkarze lecieli na mecz do jakiegoś kraju selekcjoner rozdawał im kartki z informacjami na temat tego kraju. Poza boiskiem Domenech miał głowę pełną pomysłów. Na boisku jednak nie było tak kolorowo. Po serii remisów we Francji zaczęto się zastanawiać czy Le Bleus w ogóle zakwalifikują sie do Mundialu w Niemczech. Nadzieje powróciły kiedy w sierpniu 2005 roku Zidane ogłosił powrót do kadry. Francuzi bez problemu kwalifikują się do niemieckiego Mundialu. Domenech w końcu zdobył zaufanie piłkarzy.

Drużyna się odbudowywała, ale w kraju nie działo się dobrze. 25 października 2005 roku zapłonęły paryskie przedmieścia. Przyczyną była śmierć Zyeda Benna i Bouny Traore, którzy zginęli porażeni prądem, uciekając przed policją.

Od lewej Zyed Benna i Bouna Traore. Źródło: BBC

Była też druga przyczyna. Dwa dni po śmierci wyżej wspomnianych do meczetu Clichy-sous-Bois ktoś wrzucił puszki z gazem łzawiącym. Płonęły szkoły, samochody, budynki. Brak integracji rodził kolejne konflikty. Wizerunek kraju legł w gruzach. Francja przyjęła wizerunek kraju pogrążonego w chaosie. Francuski model integracji chylił się ku upadkowi. Przedmieścia stały się strefami bezprawia nad którymi nikt nie panował. Wszystko przez obojętność polityków, którzy zamiast integrować i asymilować imigrantów pozamykali ich w gettach na przedmieściach wielkich miast.

Podczas zgrupowania reprezentacji Francji na Martynice nerwy puściły Lillianowi Thuramowi, który dowiedział się o tym co się dzieje we Francji.

Kiedy chodziłem do szkoły dzieci wołały, że jestem drab, bo mieszkam w Avon. Nie jestem szkodnikiem! Chciałem pracować i wyjść na prostą. Dlaczego ktoś ocenia mnie w taki sposób?

Thuram odniósł się w tej sposób do wypowiedzi Nicholasa Sarkozy’ego, który przed kamerami w centrum zamieszek powiedział, że Francja pozbędzie się „tych szkodników”. Podział na Francuzów z przedmieść i centrum był coraz bardziej widoczny. Politycy nie pomagali nazywając tych z przedmieść szkodnikami. 

Thuram kontynuował:

To słowo mnie uraziło. Wziąłem je do siebie. Wychowałem się na przedmieściach. Sarkozy powiedział, że się nas pozbędzie. Chyba sam nie wie co mówi. To naprawdę krzywdzące. Ludzi nie można się pozbyć jak śmieci.

Z czasem zamieszki się uspokajają. Jednak problem się nie kończy i tym razem obrywa się reprezentacji. Dziennikarz Alain Finkielkraut na łamach Haaretz 17 listopada 2005 roku dolewa oliwy do ognia:

Podobno wszyscy uwielbiają naszą drużynę narodową, bo jest biało – czarno – arabska. W rzeczywistości jednak jest ona całkiem czarna i stanowi pośmiewisko dla całej Europy.

To był pierwszy tego typu zarzut w stronę Les Bleus człowieka nie związanego z Frontem Narodowym Le Pena.

Mundial 2006 i pożegnanie Zizou

Pierwsze mecze niemieckiego Mundialu były dla Francuzów zaskakująco ciężkie. Bezbramkowy remis ze Szwajcarią na otwarcie i 1:1 z Koreą Południową w drugim meczu spowodował, że z Togo trzeba było się bić o wyjście z grupy. Po golach Vieiry i Henry’ego Francuzi przechodzą dalej. Mit Trójkolorowych znów zaczyna oddychać. Był to ostatni wielki turniej bohatera z 1998. Wielki Zizou chciał z przytupem pożegnać się z kadrą. Na nim skupiła sie cała uwaga i każdy we Francji liczył, że karierę zakończy z pucharem świata w rękach.

Był w fantastycznej formie. Zaskoczył nawet kolegów. Był w takim gazie, że gdy dostawał piłkę nikt nie był w stanie go zatrzymać. W ćwierćfinale z Brazylią robił co chciał. Francuzów rozpierała duma. Ulice miast znów pełne były ludzi w francuskimi flagami. Nikt nie zwracał uwagi kto skąd pochodzi. Wszyscy byli razem, skupieni na jednym celu.

Zwycięstwo z Portgualią w półfinale daje Les Bleus upragniony finał w którym czekali na nich Włosi. 9 lipiec 2006, Berlin. Zidane z opaską kapitańską wyprowadza na murawę swoich kolegów. Sidney Govou wspomina, że byli szalenie pewni siebie. Byli przekonani że pokonają Włochów. Już po 7 minutach meczu wiele wskazywało na to, że właśnie tak może się stać. Sędzia dyktuje rzut karny, który na gola zamienia Zidane. Był tak pewny siebie, że pozwolił sobie na strzał ala Panenka. Chciał przejść do historii i przeszedł, ale nie dzięki temu karnemu.

Zidane’owi w pewnej chwili po prostu odcięło prąd. Koledzy z drużyny nie wiedzieli co się dzieje. Arsene Wenger wspomina:

Byłem oburzony. To był jego ostatni mecz, powinien zachować spokój! Został sprowokowany, ale przecież nie pierwszy raz. Grał tak dobrze, że przeciwnicy cały czas go obrażali. Wiedział przecież, że po Włochach można się tego spodziewać. Zdradził resztę drużyny.

Zidane zostaje słusznie wyrzucony z boiska, a Francuzi przegrywają w rzutach karnych. Nie będzie drugiej gwiazdki. Fani jednak starali się go tłumaczyć. Był dumą Francuzów. Nie chcieli go winić. Po Mundialu na placu Concorde w Paryżu powitano go owacyjnie. Jaques Chirac również wyrażał się o nim w samych superlatywach. W tej całej sytuacji chyba tylko Domenech zachował trzeźwość umysłu:

Chirac zapomniał, że sportowcy i politycy powinni stanowić wzór dla innych. Jeśli zrobił to dla pamiątkowego zdjęcia, to nie miał prawa.

Zidane stał się we Francji tym, któremu wszystko się wybacza. W pierwszym wywiadzie po tym zdarzeniu Zizou mówi: Nie jestem z siebie dumny, ale nie żałuję. Gdybym żałował, oznaczałoby to, że przyznaję rację osobie, która mnie obraziła.

Francuzi kochali Zizou i dlatego mu wybaczyli. Następna generacja piłkarzy nie będzie mieć już taryfy ulgowej, ale o tym opowiemy wam już w następnej części.


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się