Autor zdjęcia: Lechia Gdańsk - accredito.com
Lechia ściąga potencjalnego kozaka. Kenny Saief jako wzmocnienie na już
Szósty i siódmy transfer w tym roku. Lechia z klubu zachowawczego i dosyć biernego na rynku w trymiga stała się jednym z liderów Ekstraklasy jeśli chodzi o liczbę sprowadzonych zawodników. Ważniejsza jest jakość – to jasne, ale ktoś taki jak Kenny Saief, jeśli pokaże pełnię swoich możliwości, może w tej lidze spokojnie narobić trochę zamieszania.
Choć czasu ma na to niewiele. Amerykanin z izraelskimi korzeniami został wypożyczony do Lechii Gdańsk tylko do końca obecnego sezonu, czyli ma spełnić typową dla takiego transferu funkcję. Wnieść jakość, swoimi umiejętnościami pomóc wywindować klub na wyższą pozycję w tabeli i odejść w poczuciu wykonanego zadania. Najświeższy przykład to sprowadzenie rok temu Marko Vejinovicia do Arki Gdynia. Holender trafił do Ekstraklasy na takich samych zasadach i gdyby nie on, gdynianie najprawdopodobniej przygotowywaliby się teraz do rundy wiosennej w Fortuna 1. Lidze i meczu z przykładowym Radomiakiem, a nie do spotkania z Górnikiem w Zabrzu. Różnica dość istotna.
Ambicje Lechii w tym sezonie są jednak znacznie większe, więc i Saief będzie musiał w Gdańsku zmierzyć się z wyżej zawieszoną poprzeczką. Celem Anderlechtu, z którego Amerykanin został wypożyczony, jest po prostu pozbycie się zawodnika, za którego jeszcze niedawno Belgowie zapłacili 3,7 mln euro. Nie spełnił oczekiwań – przez ponad 1,5 roku wystąpił w 34 meczach, w których liczby miał mizerne – jeden gol i cztery asysty. Jak na lewego pomocnika to żaden powód do dumy.
Kenny Saief oficjalnie piłkarzem Biało-Zielonych! Witamy w Gdańsku! 💚 pic.twitter.com/BA2FnIjb6u
— Lechia Gdańsk SA (@LechiaGdanskSA) February 13, 2020
Sam piłkarz zatem również musi się postarać, by latem mógł na stałe występować w seniorach na poważnym poziomie. Od maja bowiem na takowym ani jednego spotkania, poza meczami w rezerwach Anderlechtu w trwającym sezonie, nie rozegrał. Od marca do czerwca 2019 roku przebywał na wypożyczeniu w amerykańskim FC Cinncinati, w którym szału też nie zrobił. Może między innymi dlatego, że nie występował na nominalnej dla siebie pozycji.
I to właśnie ten brak ogrania w ostatnim czasie może być jednym z większych minusów w kontekście Lechii, bo tak naprawdę nie wiadomo ile czasu 26-latek będzie potrzebował na dojście do formy. W domyśle ma on być zawodnikiem do pierwszego składu na lewe skrzydło, z którego obsadą gdańszczanie mieli ostatnio problemy, ale czy z miejsca dostanie plac? Trudno wyrokować – do rywalizacji jest Conrado, który nieźle się pokazał we Wrocławiu, Jaroslav Mihalik oraz w niedalekiej perspektywie Żarko Udovicić. Jednak z drugiej strony nie chce nam się wierzyć, że Piotr Stokowiec wypożyczałby piłkarza wcale nietaniego w utrzymaniu (mimo że według Tomasza Włodarczyka Anderlecht pokryję większość jego pensji) tylko do siedzenia na ławce i wystawiania na ogony. Trener musiał coś w nim widzieć, zwłaszcza wobec niedawnej deklaracji prezesa, że Lechia to nie bankomat.
Bo faktycznie Saief CV ma bardzo przyzwoite. Jego najlepszy okres w karierze przypadł na czasy gry w Gencie, z którego zresztą najpierw został wypożyczony do Anderlechtu, a potem sprzedany. Jako zawodnik klubu z Gandawy zaliczył 21 występów na europejskim poziomie, z czego siedem w Lidze Mistrzów w sezonie 2015/16. W meczu 1/8 finału zaliczył nawet asystę w meczu z Wolfsburgiem, ale jego zespół ostatecznie pożegnał się z rozgrywkami właśnie po tej fazie.
Zaznaczenie tej jednej asysty wcale nie było przypadkowe – Saief nie jest piłkarzem specjalnie wyróżniającym się liczbami. 15 goli i 9 asyst w 113 meczach dla Gentu to nie jest wynik na miarę jednego z lepszych skrzydłowych ligi belgijskiej, ale na Ekstraklasę może to w zupełności wystarczyć. Pamiętamy przecież, jaką pozycję przed przyjściem do Lechii miał w Belgii Filip Mladenović – rozegrał dla Standardu Liège 5 spotkań, a potem częściej zasiadywał na trybunach niż na ławce. Obecnie jest jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym, lewym obrońcą w lidze. Saief tyle czasu na pokazanie się nie ma i zdaje się, że to jest jeden z głównych problemów jego i gdańszczan zarazem.
To, co może do Ekstraklasy wnieść, to na pewno dobry drybling, dzięki któremu w Belgii nie jednym obrońcą kręcił we wszystkie strony świata, a także nietypowa dla Ekstraklasy umiejętność podnoszenia głowy przy dośrodkowaniach. Jeśli szybko się wkomponuje, to może wprowadzić do nas nową jakość – wszak wrzucanie piłki w ciemno w nadziei, że któryś z kolegów akurat znajduje się w polu karnym, urosło do rangi ligowej tradycji.
A skoro już o transferach Lechii piszemy, to nie wypada nie wspomnieć o wczorajszym nowym nabytku gdańszczan – 19-letnim Słoweńcu Egzonie Kryeziu. Jest on wychowankiem Triglav Kranj, dla którego, mimo bardzo młodego wieku, rozegrał już 68 spotkań. I to nie w rezerwach, nie w drużynach młodzieżowych, a w słoweńskiej lidze na pozycji ofensywnego pomocnika. Musicie przyznać, że robi wrażenie i nie mamy wątpliwości, że umowa podpisana do końca czerwca 2022 roku z opcją przedłużenia o kolejne dwa lata to zarówno inwestycja w przyszłość, jak i potrzeba chwili. Trener gdańszczan, poza Patrykiem Lipskim, którego przenosiny do Piasta Gliwice wcale nie są wykluczone, nie ma porządnej alternatywy na pozycję numer 10, więc młodzieżowy reprezentant Słowenii może tę dziurę załatać. A czy w przyszłości okaże się takim strzałem w sam środek tarczy, jak niegdyś Lukas Haraslin? Zależy już tylko od niego, bo o podejście trenera Stokowca do młodych zawodników jesteśmy spokojni.