Autor zdjęcia: Własne
Akcja #zostańwdomu powinna dotyczyć też piłkarzy
Nawet najbardziej skrupulatna i profesjonalna opieka medyczna może być bezradna w starciu z koronawirusem, czego przykładem są zakażenia zawodników we Włoszech czy w Niemczech. Jednocześnie zostaliśmy uświadomieni, że piłkarze to też ludzie i epidemie mogą ich dosięgnąć. W Polsce prędzej czy później prawdopodobnie ten problem też się pojawi. A już z całkowitą pewnością wtedy, kiedy będziemy kusić los.
Zdumiała mnie czwartkowa decyzja PZPN. Sądziłem, że to będzie formalność i podobnie jak w innych ligach rozgrywki zostaną zawieszone do odwołania, aż epidemia unormuje się na tyle, że będzie można względnie bezpiecznie wybiegać na boisko. Liczba zakażonych ma tendencję rosnącą, w dodatku w wysokim tempie. Tymczasowe zawieszenie ligi byłoby najrozsądniejsze, nie zważając nawet na skalę zakażenia w Polsce.
Ta według oficjalnych danych jest mniejsza niż we Włoszech, gdzie koronawirus dopadł około dwóch tysięcy osób, w tym Daniele Ruganiego czy Manolo Gabbiadiniego, przez co kwarantanną zostało objętych kilka zespołów, paraliżując choćby rozgrywki Ligi Europy. Wirus u nas nie rozprzestrzenił się na razie aż tak bardzo jak w Niemczech, gdzie wykryto półtora tysiąca zakażonych jednostek, z Timo Hubersem włącznie. Nie musimy na razie wprowadzać stanu wyjątkowego jak w Czechach czy Słowacji. Nawet nie jest proporcjonalnie do liczby mieszkańców aż tak źle jak w Islandii.
Ale po prostu rozsądek podpowiadał, że nie warto dłużej grać w tę grę. Nie w takich warunkach. Nie jest to przecież konieczne. Ba, niezbyt roztropne i wręcz niepotrzebne, skoro i inni zawieszają rozgrywki.
Biorąc pod uwagę wszystkie wady tego rozwiązania, zwłaszcza te ekonomiczne, trzeba było zadziałać prewencyjnie i dołączyć się do grona tych, którzy myślą logicznie. Jedna z naczelnych medycznych zasad etycznych głosi "primum non nocere", czyli po pierwsze nie szkodzić. Warto byłoby ją zastosować teraz w odniesieniu do piłki nożnej.
Stanęliśmy w obliczu sytuacji, w której narażane jest zdrowie zawodników i ich bliskich. Mecze to bowiem nie tylko wyjście na boisko i pokopanie piłki przez 90 minut. To wcześniej i później kontakt z wieloma osobami obsługującymi zawody. To też przebywanie wśród wielu innych osób w hotelach, a zapewne są wśród nich także osoby z zagranicy.
Wygląda zatem na to, że gramy do pierwszego zarażonego zawodnika, a to pociągnie za sobą szereg zdarzeń. Kwarantanny, hospitalizacje, w końcu przymusowe zawieszenie ligi po narażeniu zdrowia piłkarzy - naprawdę można tego uniknąć. Zamiast nieustannie stosować się do powiedzenia "mądry Polak po szkodzie", można byłoby wreszcie zadziałać zawczasu.
Piłka nożna w takim formacie, bez widzów, podczas pandemii, jest bowiem zbyteczna. Brak widzów to w takich przypadkach rozwiązanie doraźne, odpowiednie na jedną, maksymalnie dwie kolejki, ale nie na kilkanaście. Piłkarze często powtarzają, że grają dla kibiców, a puste stadiony to zaprzeczanie sensowi futbolu. Takie obrazki tylko przygnębiają i pokazują przerażającą skalę zjawiska, z jakim teraz musimy się mierzyć.
Zdaję sobie sprawę z czynnika ekonomicznego, który mówi brutalnie, że jeśli nie ma kibiców, nie ma meczów, to nie ma też pieniędzy. Budżety będą bardzo uszczuplone, wpływy z dnia meczowego zerowe, telewizja stratna. Ale w sytuacji takiej pandemii wszyscy powinni pójść na ustępstwa. Są w życiu rzeczy ważniejsze od forsy i teraz taka nastąpiła. Zdrowie ma się tylko jedno i nie można ryzykować.
Skoro można przerwać sezon w Hiszpanii czy Włoszech, gdzie są zdecydowanie większe pieniądze z tytułu praw telewizyjnych czy wynagrodzeń zawodników, to dlaczego nie można zrobić tego w naszej polskiej, swojskiej Ekstraklasie? Co stoi na przeszkodzie?
Zawieśmy - oby tylko tymczasowo - ten sezon. A jeśli nie uda się go dograć, to uchwała, która zapadła w czwartek jest moim zdaniem sensowna i chyba to jedyne wyjście z tej kryzysowej sytuacji. Jako końcowe w Ekstraklasie zostaną uznane tabele po ostatniej w pełni rozegranej kolejce. Choć prawdę mówiąc, ja bym poszedł o krok dalej i przyspieszył reformę ligi, powiększając liczbę drużyn już od następnej edycji do osiemnastu. To byłoby najbardziej sprawiedliwe dla zespołów z dołu tabeli i dla ekip pierwszoligowych. Mogłoby zminimalizować straty.
W tej chwili jednak takie rozważania schodzą na dalszy plan, najważniejsze jest zdrowie zawodników. Być może do tego roku myśleliśmy, że bez piłki nożnej nie da się żyć. Ale musimy zmienić nasze postrzeganie. Futbol jest najważniejszy, ale z tych spraw mało ważnych. A w świetle pandemii jest naprawdę błahy. Czy to potrwa miesiąc, pół roku czy rok - w tej chwili trudno szacować. Ale pewne jest, że zawieszenie wszystkich rozgrywek na dłuższy czas jest wręcz nieuniknione. I im szybciej to zrobimy, tym bardziej zminimalizujemy skalę problemu, z jakim z pewnością będziemy się zmagać.