Autor zdjęcia: Youtube
Przerwane rozgrywki: Liga zabrana na lata
Kilka dni po wielkim triumfie polskiej reprezentacji nad Węgrami. Przed ligową kolejką, w której miały się zmierzyć Wisła Kraków z Cracovią, a Polonia Warszawa z Warszawianką. W momencie, w którym mało kto się spodziewał, rozgrywki polskiej Ekstraklasy (wtedy ligi państwowej) zostały przerwane. I to na długo, bo blisko 10 lat.
27 sierpnia 1939 roku, na kilka dni przed wybuchem II Wojny Światowej, odbył się mecz, który poniedziałkowa prasa opisywała słowami „Jeszcze jeden triumf woli zwycięstwa”, „30 minut depresji – godzina przewagi”, „Zawodowcy węgierscy kapitulują przed zaciekłością ataku Polaków”.
Ten drugi tytuł jest mocno znamienny i pokazuje naszą wrodzoną zdolność piłkarską. Ponad 80 lat temu graliśmy z wicemistrzami świata i nie pokonaliśmy ich dzięki naszej wirtuozerii, ale charakterowi i zaangażowaniu. Podkreślał to pułkownik Kazimierz Glabisz, wówczas prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej: - Drużyna pokazała rzadki hart ducha i potrafiła walczyć, mimo utraty dwu bramek. Na pewno przyczynił się do tego fluid, jaki szedł z trybun i specjalna atmosfera bieżącej chwili. Chłopcy nie zapeszyli się i gdy Wilimowski strzelił pierwszą bramkę, nastąpił zwrotny punkt meczu – czytamy w „Przeglądzie Sportowym” z dnia 28 sierpnia 1939 roku.
Na trybunach stadionu pojawiło blisko 20 tysięcy kibiców, chociaż widmo wojny coraz głębiej zaglądało Polakom w oczy. A przecież od kilku dni trwały starcia na granicy Polski z III Rzeszą. Bandy niemieckie ostrzeliwały Straż Graniczną na Górnym Śląsku, na terytorium naszego kraju wielokrotnie widywano niemieckie samoloty zwiadowcze. Mobilizacja nie została wprawdzie publicznie ogłoszona, ale od 24 sierpnia trwa w pełni.
W pamiętniku Romany Oszczakiewicz, żony kapitana Wojska Polskiego II Rzeczpospolitej czytamy tego dnia: - Na ulicach kobiety zapłakane lub z typowym wyrazem sensacji. Wszyscy mijający się przechodnie szukają odpowiedzi na dręczące ich pytanie w oczach bliźniego. Przeważają oczy udręczone wewnętrznym bólem i lękiem, ale są i lekko drwiące, najwięcej jednak uważnych, natężonych w uwadze. Ludziska tłoczą się przed sklepami (…).
Trzy dni do wielkiego meczu Polski z Węgrami, a z wpisu wspomnianej kobiety wynika, że na ulicach nie widzi się prawie mężczyzn, a walizki. Do tego wszechobecni żołnierze z karabinami, ludzie zabierani wprost z pracy. Czy to do wojska lub kopania rowów. Piłka nożna i ten wielki pojedynek wydawał się wtedy jedyną odskocznią od przerażającej rzeczywistości. Stadion jedynym miejscem normalności. Zwycięstwo biało-czerwonych ostatnią wygraną wolnego narodu.
Przeglądając "Przegląd Sportowy" z dnia 28 sierpnia znaleźliśmy taką ciekawą reklamę: "Sportowcy! Ubezpieczajcie się od następstw nieszczęśliwych wypadków w najstarszej instytucji ubezpieczeń, jaką jest Powszechy Zakład Ubezpieczeń Wzajemnych" i dopisek: "P. Z. U. W. ubezpiecza ponadto od ognia, gradu, kradzieży z włamaniem, odpowiedzialności cywilnej i auto-casco".
Czy mogą zatem dziwić piątkowe wydania polskich gazet, które 1 września jak zwykle relacjonowały wydarzenia sportowe z całego świata? „Ilustrowany Kurier Codzienny” zapraszał na swój magazyn „Raz, dwa, trzy”, gdzie szerzej pisano o zwycięstwie nad Węgrami, a dział sportowy informował o rozpoczęciu rozgrywek piłkarskich w Anglii. „Gazeta Polska” i „Kurier Warszawski” zapraszały na kolejną kolejkę polskiej ligi. Przeglądając te dzienniki nie sposób nie natknąć się na liczne artykuły starające się przewidzieć sytuację najbliższych dni, ale były informujące o przygotowaniach do ewentualnego ataku. „Jak przygotować mieszkanie na wypadek ataku gazowego” czy „Warszawa wykopała 26 klm rowów” (pisownia oryginalna).
3 września ukazał się ostatni numer „Ilustrowanego Kuriera Codziennego”, który kilka dni wcześniej w ten sposób zapowiadał wielkie derby Krakowa pomiędzy Cracovią i Wisłą Kraków:
Do meczu ostatecznie nie doszło, bo już 2 września prezydent Krakowa zarządził natychmiastowe zawieszenie działalności wszelkich organizacji, w tym sportowych. Zresztą po wybuchu wojny mało kto wyobrażał sobie rozgrywanie meczów, skoro część piłkarzy walczyło z bronią w ręku w kampanii wrześniowej. Tylko z klubów krakowskich byli to m.in. Michał Filek, Kazimierz Cisowski, Franciszek Gierczyński i Artur Woźniak (wszyscy Wisła), Józef Pachla, Władysław Pawlowski i Zdzisław Skalski (Cracovia).
A tak prezentowała się tabela ligi państwowej w dniu 1 września:
Do końca sierpnia udało się rozegrać całą rundę wiosenną i kilka kolejek rundy jesiennej. Jak widać, najliczniejszą reprezentację w lidze miał Kraków: Cracovia, Wisła Kraków i Garbarnia Kraków rywalizowały na najwyższym poziomie rozgrywkowym, ale najlepszy był jak dotąd Ruch Chorzów, w którym 26 bramek zdobył słynny Ernest Wilimowski. Według danych z tamtego roku tylko w Krakowskim Okręgowym Związku Piłki Nożnej zarejestrowanych było 4800 zawodników, zrzeszonych w 64 klubach.
1 września ich wszystkich dopadła wojenna zawierucha, choć nie wszyscy zginęli i nawet podczas okupacji nielegalnie rozgrywali spotkania (w Krakowie pierwsze takie odbyło się 22 października 1939 roku pomiędzy Wisłą a Krowodrzą). Musiała jednak minąć blisko dekada, żeby w powojennej już Polsce ponownie odtworzono rozgrywki na kształt ligi z 1939 roku. Pierwszy tytuł w nowej rzeczywistości dziewięć lat później zdobyła Cracovia.
Źródła:
S. Chemicz, "Piłka nożna w okupowanym Krakowie"
T. Gawędzki, "Cracovia znaczy Kraków. Historia w pasy"
C. Łazarewicz, "1939. Wojna? Jaka wojna?"
Gazeta Polska: pismo codzienne R.11, nr 243 (1 września 1939) na www.polona.pl
Kurier Warszawski. 1939, nr 241 (1 września) - wyd poranne na www.polona.pl
Ilustrowany Kurier Codzienny R.30, nr 241 (1 września 1939) na www.polona.pl
Przegląd Sportowy. 1939, nr 69 na jbc.bj.uj.edu.pl