Autor zdjęcia: Własne
Szukając pozytywów koronawirusa: w lidze będzie więcej młodych
Dalej nie wiemy, kiedy wróci Ekstraklasa. Trudno to nawet bardziej lub mniej dokładnie oszacować, choć władze spółki ligowej twierdzą, że powrót może nastąpić już na koniec maja. Data to bardzo optymistyczna, ale nawet, jeśli by do meczów doszło tak szybko, to kluby i tak sporo stracą. I to raczej na tyle sporo, że nie będą miały wyboru i będą musiały mocniej stawiać na młodych zawodników.
Piłki nożnej kryzys spowodowany pandemią nie oszczędzi. Wręcz przeciwnie: to w nią może uderzyć szczególnie mocno, choć globalnie to przecież najpopularniejsza i wydawało się, że raczej również najbardziej dochodowa dyscyplina sportowa. Część klubów ma już problemy, część zaraz w nie wpadnie. Generalnie raczej nikt nie wyjdzie bez szwanku.
Oczywiście, są w Europie przypadki klubów, które nie muszą jeszcze zamrażać zawodnikom pensji czy tym bardziej ich obcinać. Tak jest choćby w przypadku Piasta Gliwice, który w ubiegłym roku zarobił 30 milionów złotych z tytułu mistrzostwa Polski oraz transferów Joela Valencii i Patryka Dziczka, więc budżet został solidnie dopompowany. Z piłkarzami Piasta póki co nikt nie kontaktował się w sprawie renegocjacji kontraktów, jak podał dzisiaj Przegląd Sportowy.
Ale to stan, który jest odchyłem od normy i długo nie potrwa. Kryzys dosięgnie każdego.
Fatalna sytuacja jest w Koronie Kielce i Arce Gdynia, kiepsko dzieje się też w Lechii Gdańsk, ale również i w zdecydowanej większości ligi. Nawet w Legii Warszawa muszą decydować się na bardzo ostre cięcia, co spotyka się na razie ze zdecydowanym sprzeciwem zawodników, którzy według informacji "PS" nie dostali jeszcze nawet pensji za luty, a zwolnionych musiało zostać kilkudziesięciu szeregowych pracowników.
Przerażająca Przeważająca część klubów nie była zupełnie przygotowana na taki kryzys. W przypadku spadku dochodów właściwie straciła momentalnie lub lada moment straci płynność finansową. A przecież ewentualna kasa z dnia meczowego może się już w tym sezonie w ogóle nie pojawić, bo najbardziej prawdopodobne jest dokończenie rozgrywek bez udziału publiczności. Najważniejsze jest utrzymanie pieniędzy z tytułu praw telewizyjnych, ale to i tak całkowicie nie uratuje budżetów klubowych.
Jeśli zatem prezesi z zawodnikami nie pójdą na kompromisy, czeka nas krach finansowy. Trudno mi uwierzyć, żeby w piłce prędko pojawiły się takie pieniądze, jak przed pandemią koronawirusa. Bez większego szwanku przetrwają tylko ci, którzy mieli odłożoną sporą ilość gotówki. A takie kluby można policzyć na palcach dwóch dłoni, i to pewnie w odniesieniu do całej Europy.
Albo więc zawodnicy dobrowolnie znacznie zejdą z pensji, albo po prostu kluby w najbliższym czasie będą musiały stawiać na młodych, tanich graczy, bo inaczej zbankrutują. Biorąc pod uwagę, w jakim tempie toczą się negocjacje dotyczące obniżek wynagrodzeń, znacznie bardziej prawdopodobna wydaje mi się ta druga opcja.
A to nawet nie byłoby takie złe, szczególnie w Polsce. Mamy ligę, w której występuje wielu wiekowych, przepłaconych zawodników, przede wszystkim obcokrajowców, więc może taki kryzys przyniesie oczyszczenie, na którym zyskają młodzi. Ci zagraniczni zawodnicy, którzy są przywiązani do swoich obecnych klubów, zapewne zdecydują się zostać i za mniejsze pieniądze. A kilku takich graczy na pewno widzę, np. Gerarda Badię czy Pavelsa Steinborsa albo Lubomira Guldana. Są to na pewno nazwiska, które stanowią wartość dodaną i poziomu ligi nie obniżają.
Pozostali, którzy przyjechali do Polski zarobić całkiem niezłe pieniądze, często niewspółmierne do ich jakości, szybko nasz kraj opuszczą. I to akurat byłaby pozytywna wiadomość. Na pewno odejdą i ci, których w pierwszej chwili będzie nam szkoda. Ale zastanówmy się: czy na pewno teraz w lidze jest zawodnik z zagranicy, po którym będziemy płakać dniami i nocami? Możemy teraz wymienić kilka nazwisk, ale o ich poziomie świadczy, że najlepszy zawodnik minionego sezonu, Joel Valencia, gra ogony w angielskiej Championship. Z pewnością, gdyby teraz w Ekstraklasie występował ktoś pokroju Vadisa Odjidjy-Ofoe czy Kalu Uche - byłoby szkoda. Ale ja takich graczy nie widzę.
Zatem szukając pozytywów kryzysu spowodowanego koronawirusem liczę na to, że w Ekstraklasie będzie po powrocie więcej młodych zawodników. I to nie z uwagi na wymóg gry kolejnym młodzieżowcem, a po prostu z czystej finansowej kalkulacji. Mam nadzieję, że nie będzie życia na kredyt i wydawania kasy na Busuladziciów, Tothów, Torunarighi czy Gusiciów. Chciałbym w lidze więcej Jóźwiaków, Karbowników, Marchwińskich, Płachetów i im podobnych. Nie chce mi się wierzyć, że takich brakuje.
Tak, właśnie taka liga mi się marzy. Z przewagą polskich zawodników poniżej 25. roku życia, którzy posiadają wysoki potencjał sprzedażowy. Uzupełniona doświadczonymi zawodnikami, którzy będą ich uczyć futbolu oraz z dodatkiem obcokrajowców, którzy nie tylko potrafią grać, ale i czują się związani z regionem. Jeszcze pół roku byłaby to wizja utopijna, ale teraz sytuacja sprawiła, że faktycznie może być realna.