Autor zdjęcia: Własne
TURBOKOPACZ: Telezakupy Mango i panowie piłkarze we własnym świecie. Jak pandemia zmieni Ekstraklasę?
Nie liczcie na to, że w tym momencie kluby Ekstraklasy robią rachunki sumienia i postanawiają się ogarnąć. Zbyt wielu ludzi zarabia na tym bałaganie, by chciało go posprzątać.
Im dłużej trwa ten cały przestój, tym więcej tzw. ekspertów liczy na to, że po powrocie Ekstraklasa dozna jakiegoś cudownego oczyszczenia. Że ktoś wyzeruje to całe dziadostwo, które oglądaliśmy przed pandemią, no i będzie już fajnie. Pensje adekwatne do poziomu ligi, piłkarze zasuwający aż miło, żadnego zagranicznego szrotu, w każdej jedenastce po siedmiu młodzieżowców. Postawimy jednak sprawę jasno: nie, tak nie będzie.
Dawać Serba, więcej Serbów!
No więc jak będzie? Ze dwa czy trzy kluby wyciągną jakieś wnioski. Reszta natomiast tradycyjnie będzie biegać do właściciela i prosić o hajs, bo przecież 29-letni Serb o nazwisku z „vić” na końcu za 20 tysięcy złotych miesięcznie grać nie przyjdzie. A najgorsze w tym wszystkim będzie to, że większość te pieniądze otrzyma (oczywiście również tam, gdzie właścicielem klubu jest miasto). Tak umrą szanse na to oczyszczenie.
Ludzie, którzy dziś na nie liczą, zapomnieli albo w ogóle nie wiedzą, jak duży jest problem tej ligi. Widać za rzadko mówi się, w jak patologiczny sposób skonstruowane są budżety polskich klubów. Dlatego przypomnijmy jedną statystykę. W 2018 roku w Ekstraklasie pensje piłkarzy stanowiły 74% budżetów klubów, podczas gdy w najlepszych ligach wyglądało to tak:
- Bundesliga - 53%
- Premier League - 59%
- La Liga - 64%
- Serie A - 65%
Czyli nawet w Anglii, gdzie już byle drewniak zarabia absurdalnie wysokie pieniądze, kluby organizują swoje budżety o niebo lepiej. O Niemczech nawet już nie wspominamy.
Uzależnienie od dziadostwa
Oczywiście to wszystko nie stało się w kilka miesięcy. Kluby Ekstraklasy sumiennie wypracowywały tę patologię przez lata. Jak te starsze panie, które są uzależnione od telezakupów Mango. Niby wiedzą, że ktoś wciska im szajs i to za trzykrotnie więcej niż jest wart, no ale jakoś nie potrafią się powstrzymać. I myślicie, że nagle będą chciały przestać? Kluby, poza jakimiś wyjątkami, same z siebie też nie przestaną. Zbyt wiele osób żyje wygodnie dzięki temu rozdawnictwu.
Poza tym zwróćcie uwagę, jakie informacje pojawiły się zaraz po tym, gdy poszło w świat, że słowacka Żilina ogłosiła upadłość. Że chętnie na zakupy ruszyłyby tam Cracovia i Górnik Zabrze. Co z tego, że sam Janusz Filipiak, właściciel Cracovii, obawia się o przyszłość, a Górnik jest utrzymywany z pieniędzy mieszkańców Zabrza. Wesołe i tragiczne jednocześnie.
Brazylijczyk na korepetycjach
Równie duże szanse widzimy na to, że ogarną się piłkarze. Nie zrobią tego z prostego powodu: bo nie muszą. W Polsce taki chłop jest chwalony już za to, że dwa razy w meczu zrobił sprint. Klub daje mu 50 tysięcy miesięcznie, dziennikarze proponują go do kadry. I tak żyje sobie we własnym świecie, w którym jest panem piłkarzem (dopóki nie wyjedzie do średniaka 2. Bundesligi i okaże się, że jest trochę inaczej). A tym razem o pomoc w wyjaśnieniu tego stanu umysłu poprosimy Flavio Paixao i Mateusza Wdowiaka.
Sympatyczny Flavio (ten, który niedawno żądał zmian w terminarzu, bo grając w grudniu się przeziębił) w rozmowie z tvp.sport.pl ocenił Conrado, nowego piłkarza Lechii. Powiedział o nim m.in. to: - Musi przystosować się do wyższego tempa niż w lidze brazylijskiej.
Jeśli zareagowaliście słowami „co, kur…?!”, to akurat w tym przypadku jesteście usprawiedliwieni. Trudno zareagować inaczej. I nie zmienia tego nawet to, że Conrado trafił do Polski z brazylijskiej II ligi. Jeśli Paixao zagrał w Ekstraklasie 213 meczów i jeśli jakieś 180 z nich toczyło się w żadnym tempie, na stojąco, a mimo to opowiada takie bzdury, to odleciał już na dobre.
Przeciętny, ale zadowolony
Dobra, Paixao ma 36 lat, wiele już nie pogra. Gorzej, że trzeźwego spojrzenia nie ma też taki Mateusz Wdowiak, w końcu Polak i wychowanek Cracovii. W wywiadzie dla portalu ŁączyNasPiłka ocenił siebie w ten sposób: - Jestem zadowolony ze swojej gry w obecnym sezonie. Może statystyki jakieś wybitne nie są, jednak na formę składają się też inne czynniki, jak choćby kreacja sytuacji.
Dobra, pora więc na kilka faktów. Wdowiak to zawodnik:
- już 24-letni, a więc żaden małolat i tekst „,młodość ma swoje prawa” nie przejdzie
- z ponad setką meczów w Ekstraklasie
- grający typowo ofensywnie
- występujący w zespole, który jak na polskie warunki również gra ofensywnie (więcej bramek od Cracovii zdobyły tylko trzy drużyny)
No i ma w tym sezonie takie liczby: 20 meczów, 1 gol, 4 asysty. Ale OK, może to ten wyjątek, gdy gość statystyki ma bardzo słabe, ale na boisku i tak wymiata? Sprawdźmy więc jego średnią ocenę w Przeglądzie Sportowym. Jest 5,16. No, szału nie ma. To może wszyscy skrzydłowi mają równie przeciętne? Nie, to też nie to. Lepsi od Wdowiaka są Badia, Bohar, Błaszczykowski, Hanca, Jimenez, Jirka, Jóźwiak, Spiridonović i Żivec. U nas, a zwyczajowo oceniamy surowiej, wychodzi mu 4,05. Zresztą, z tym kreowaniem sytuacji też byśmy jakoś nie szarżowali, wszak w statystyce kluczowych podań, w tabelce Mateusza widnieje liczba "21", co daje mu zaszczytne 64. miejsce w klasyfikacji ligowej. Lepsi w tym względzie są nawet Rapa, Cebula, Siplak, Stiglec, Romanczuk, Mak, Camara, Jankowski...
Mimo to Wdowiak jest z siebie zadowolony. Mało tego. W tym samym wywiadzie mówi nawet, że to już dobry moment na wyjazd do zagranicznego klubu. Szanujemy ambicję, ale obawiamy się, że to mogłoby się źle skończyć. Z drugiej strony takie zderzenie z 2. Bundesligą mogłoby być pożyteczne. Im szybciej taki chłopak zrozumie, że polska liga nie jest poważna, tym lepiej dla niego.
Tak jak piłkarze Ekstraklasy mają swój świat, tak pamiętaj, że jeszcze przez jakiś czas ty też powinieneś mieć swój - w domu!