Autor zdjęcia: Własne
TURBOKOPACZ: Ośmiu piłkarzy, którzy pokazują słabość Ekstraklasy, chociaż wcale nie są najsłabsi
Problemem Ekstraklasy są piłkarze, którzy wożą się w niej przez lata, bo 5 sezonów temu zagrali kilka niezłych meczów.
Nasza Ekstraklasa jest absurdalnie słaba, ale miarą tego wcale nie są jej najsłabsi piłkarze. Te wszystkie Djuranovicie i Serrarensy. Umówmy się – kompletne transferowe niewypały trafiają się w każdej lidze. No i tacy przebierańcy najczęściej szybko znikają.
Znacznie większym problemem tej wesołej ligi są ludzie, którzy grają w niej przez lata, na koniec mają po 250 i więcej spotkań, a nie powinni przekroczyć setki. I nie mówimy tu o zawodnikach średnich, tzw. solidnych ligowcach, bo takich musi mieć każda liga. Mówimy o gościach, którzy kilka lat temu zagrali dwa dobre sezony, czasem jeden, czasem tylko pół, a potem mieli już tylko jakieś wyskoki raz na jakiś czas. Nie wnoszą nic albo wnoszą niewiele, a mimo to praca jest.
W CV w rubryce zawód powinni mieć nie „piłkarz”, tylko „piłkarz Ekstraklasy”, bo co by się nie działo, to oni w niej są. Poważne ligi takich zawodników szybko wypluwają, po prostu weryfikują ich umiejętności, a u nas mają fajnie.
Oto ósemka tych, która naszym zdaniem mają w Ekstraklasie zdecydowanie zbyt fajnie (statystyki wzięliśmy z transfermarkt.pl).
Jakub Wójcicki (wcześniej Zawisza Bydgoszcz i Cracovia, obecnie Jagiellonia Białystok; w sumie 204 mecze, 7 bramek i 28 asyst)
I od razu modelowy przykład: były momenty w Zawiszy, ale później już zazwyczaj bylejakość. Jak na piłkarza grającego długo na skrzydle, Wójcicki ma do tego fatalne liczby. Gol średnio co 29 meczów, asysta średnio co 7. Mimo to, w Ekstraklasie już od 7 lat. Napisalibyśmy, że szanujemy tak długie jechanie na nazwisku, ale przecież Wójcicki jeszcze go sobie nie wyrobił. Trudno powiedzieć na czym jedzie.
Piotr Malarczyk (wcześniej Korona Kielce i Cracovia, obecnie Piast Gliwice; 195 meczów, 9 goli i 6 asyst)
Pamiętamy go jako bardzo dobrego stopera. Po nieudanej przygodzie z Ipswich Town do Ekstraklasy wrócił już jednak inny Malarczyk. W Cracovii było słabo, przy drugim podejściu do Korony też bez szału, więc wziął go… mistrz Polski. Czyli jak trafisz na karuzelę, to trudno będzie ci z niej wypaść. Polska liga w pigułce.
Marcin Cebula (Korona Kielce; 138 meczów, 5 goli i 9 asyst)
Komentatorzy Canal Plus już 347 razy podkreślili, że z piłką przy nodze Cebula wygląda bardzo dobrze. Zgadzamy się, tego odmówić mu nie można, ale jeśli ofensywny pomocnik ma do zaoferowania tylko tyle, to jednak widzimy tu pewien problem. Zwłaszcza że Cebula to żaden młodzieżowiec, tylko 25-latek. Nawet u nas wożenie się jako „młody, zdolny” ma swoje granice.
Jakub Tosik (wcześniej GKS Bełchatów, Polonia Warszawa i Jagiellonia Białystok, obecnie Zagłębie Lubin; 230 meczów, 11 goli i 11 asyst)
Wygląda na faceta, któremu naprawdę zależy. Szanujemy, tylko że byłoby miło, gdyby gość, który zaraz przekroczy barierę 250 meczów w Ekstraklasie, trochę bardziej grał w piłkę. Zwłaszcza że to przecież… reprezentant Polski. Wiadomo, wiele tego nie było, bo dwa występy podczas zimowego zgrupowania „ligowców” w 2010 roku, ale jednak. Dowód na to, że z kariery można wycisnąć więcej niż maksa.
Szymon Matuszek (wcześniej Jagiellonia Białystok i Piast Gliwice, obecnie Górnik Zabrze; 116 meczów, 6 goli i 1 asysta)
Nie potrafimy znaleźć u niego jakiegokolwiek atutu. Rozumiemy, że jest ważną postacią w szatni i OK, tylko że kibic ogląda to, co na boisku. Zaangażowania mu na nim nie brakuje, ale to wszystko jest takie nieporadne, niedokładne. Po prostu nie ta liga.
Adam Deja (wcześniej Podbeskidzie Bielsko-Biała i Cracovia, obecnie Arka Gdynia; 134 mecze, 4 gole i 14 asyst)
Tak jak Cebulę wychwalają w Canal+ za prowadzenie piłki, tak przy meczach Arki co 18 minut słychać, że Deja ma kapitalne uderzenie z dystansu. Prawda, że uderzyć chłop potrafi, ale nie rozpędzalibyśmy się tak, skoro przez w sumie 6 sezonów w Ekstraklasie wyszły z tego aż 4 bramki. Samą grą różnicy też nie robi. No, ale pewnie dobrze się ustawia, więc 250 meczów w Ekstraklasie pęknie.
Michał Mak (wcześniej GKS Bełchatów, Lechia Gdańsk, Śląsk Wrocław, obecnie Wisła Kraków; 124 mecze, 14 goli i 19 asyst)
Bardzo pozytywny gość, do tego miał problemy ze zdrowiem, ale tu niestety rozliczamy z konkretów na boisku. A te Mak dawał już naprawdę dawno temu. W sezonie 2014/15 było 10 asyst dla Bełchatowa, a w kolejnym 6 bramek dla Lechii. Bez tych liczb jego statystyki wyglądają już naprawdę źle. Jak jeszcze dorzucimy do tego, że Mak zbliża się już do trzydziestki…
Maciej Jankowski (wcześniej Ruch Chorzów, Wisła Kraków, Piast Gliwice, obecnie Arka Gdynia; 270 meczów, 58 goli i 29 asyst)
Szczerze? Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że jest już tak blisko granicy 300 meczów. Przecież to brzmi jak wynik naprawdę dobrego napastnika. Wiecie, trenerzy się zmieniali, ale on był takim kozakiem, że każdy go wystawiał. OK, a jaka jest prawda? Zaczął dobrze, ale tego już najstarsi nie pamiętają, bo debiutował w 2010 roku. Potem były już najczęściej bardzo słabe mecze w Wiśle i Piaście. Co jednak w Polsce dzieje się z piłkarzem, który kompletnie zawiódł w dwóch klubach? Bierze go trzeci. I obstawiamy, że gdy Jankowski pożegna się z Arką, to znów ktoś chętny się znajdzie.