Autor zdjęcia: fot. Artur Kraszewski (ŁKS Łódź)
Co musi zrobić Stawowy, aby kibice ŁKS-u mu zaufali?
Według pewnej starej przyśpiewki „Wojciech Stawowy to najlepszy trener ligowy”. Delikatnie rzecz ujmując nie zaryzykowalibyśmy takim stwierdzeniem, ale oczywiście wyroki będzie stawiać dopiero, kiedy ŁKS już zagra parę meczów pod jego wodzą. Przygotowaliśmy natomiast listę zadań, które nowy trener łodzian musi spełnić, aby przekonać do siebie opinię publiczną.
1. Dopasować taktykę do możliwości piłkarzy
Odwieczna wojna ideologiczna. Wyniki ponad styl, czy styl ponad wyniki? Były szkoleniowiec Cracovii czy Miedzi jest człowiekiem bardzo sztywno trzymającym się niemal barcelońskiego stylu gry, przyznaje też, że najbardziej inspiruje się Guardiolą. Brzmi to jakby ładna gra była dla niego zdecydowanie ważniejsza od gry skutecznej, nieprawdaż?
Takie podejście w znakomitej większości przypadków w Ekstraklasie w ogóle nie zdawało egzaminu. Najświeższy przykład to bodaj Wisła Płock za czasów Kibu Vicunii, który też chciał więcej operowania piłką, więcej krótkich podań, więcej cierpliwości, więcej inicjatywy w ataku pozycyjnym… A skończyło się wielką kichą i śmieszkami zawodników za plecami, zwłaszcza wobec asystenta Hiszpana. Sami zawodnicy bowiem nie wierzyli do końca, iż są w stanie tak grać. Prostszymi środkami osiągali lepsze wyniki, co pokazała kadencja Leszka Ojrzyńskiego.
W ŁKS-ie co prawda aż takiego zwrotu być nie powinno, lecz Stawowy również powinien wziąć pod uwagę charakterystykę swoich podopiecznych, by najlepiej wykorzystać ich atuty. Tak, aby nie wyszło, że próbował nauczyć słonia chodzenia po drzewach.
2. Nie zachwiać proporcji
Prawda jest taka, że w Ekstraklasie mało który trener i zespół potrafi złapać odpowiedni balans w obieranej strategii. Albo idziesz w skrajny pragmatyzm jak Cracovia czy Piast, albo w drugą stronę, niczym ŁKS. Nie chcemy nic sugerować porównując pozycje w tabeli tych ekip, aczkolwiek trudno nie zauważyć pewnej zależności.
Wiemy jednak, że Rycerze Wiosny swego stylu gry nie zmienią choćby się waliło i paliło. Ba, skoro ich trenerem ma być Stawowy, raczej można się spodziewać jeszcze ostrzejszego pójścia w stronę futbolu na modłę barcelońską. W odpowiednich proporcjach oczywiście.
No właśnie, to jest najważniejsze, by ekipa z alei Unii 2 nie zaczęła nagle grać futbolu kamikaze. Jasne, pamiętamy – Moskal odszedł z klubu w dużej mierze ze względu na zatracenie wiosną tikitakowego sznytu. Pamiętamy natomiast także kilka statystyk.
- Stracone gole – 44 – najwięcej w lidze
- Stworzone okazje przeciw drużynie – 58 – trzecie miejsce od końca
- Gole stracone po stałych fragmentach – 21 – najwięcej w lidze
- Odsetek wygranych meczów, kiedy drużyna obejmowała prowadzenie – 50% – najmniej w lidze
Nikt tak nie trwoni swojego potencjału piłkarskiego jak ŁKS, co jest dość oczywiste biorąc pod uwagę jego miejsce w tabeli. Znamy filozofię Stawowego, lecz jeśli nie poświęci większej uwagi grze defensywnej, sam sobie strzeli w kolano.
3. Lepiej dbać o relacje z ludźmi
– To prawda, że w pracy jestem trochę cholerykiem – stwierdził Wojciech Stawowy w jednym z wywiadów. Cóż, pewnie gdyby zapytać o tę kwestię jego byłych podopiecznych na przykład z Cracovii powyższe stwierdzenie stałoby się eufemizmem. No ale zwał jak zwał, faktem jest, że nowy szkoleniowiec ŁKS-u nigdy nie był łatwym człowiekiem w kontaktach indywidualnych. Legendy krążą o tym jak obrażał się na swych zawodników po przegranych meczach, chociaż on twierdzi, że tak to tylko wygląda z zewnątrz. A naprawdę chodzi o to, iż w trudnych chwilach po prostu zamyka się w sobie. Rzeczy takie jak ta, plus nieugięta postawa względem stylu gry jego drużyn sprawiła, że prezesi w pewnym momencie zaczęli bać się zatrudniać Stawowego. Stąd aż pięcioletni okres pracy w futbolu juniorskim. W „Przeglądzie Sportowym” trener łodzian mówi, iż przeanalizował swoje dawne błędy i wyciągnął z nich właściwe wnioski. Zastosowanie ich w praktyce będzie kluczowe dla jego sukcesu w ŁKS-ie.
4. Zrobić Ramireza z Domingueza
– Następca Ramireza już czeka w blokach startowych. Po tej zmianie drużyna nie powinna stracić na jakości – mówił nam prezes Salski w styczniu, kiedy transfer Daniego do Lecha był jeszcze w fazie negocjacji. Sceptycznie podchodziliśmy do tej deklaracji, bo przecież chodziło o zastąpienie najlepszej(?) dziesiątki w całej lidze.
No i póki co okazuje się, że hurraoptymizm był nieuzasadniony. W swych pierwszych pięciu meczach w Ekstraklasie Antonio był tak zagubiony jak hiszpański turysty w Łodzi bez możliwości zerknięcia w mapę. Ups… Póki co jego średnia ocen wynosi 3,60 – wyszedł mu tylko mecz z Zagłębiem, w którym zdobył bramkę. Poza tym jednak efektywność Domingueza jest praktycznie zerowa. Niby widać, że piłka się go słucha, że sporo widzi na boisku, że ma cyrkiel w nodze, lecz póki co bliżej mu do Pirulo niż Ramireza.
Gdyby przez ostatnie dwa miesiące drużyny mogły normalnie trenować, napisalibyśmy, iż pewnie zdążył się zgrać z zespołem i teraz będzie lepiej, no ale było jak było...
5. Sprawić, by Pirulo był przydatny dla drużyny
A jeśli się nie uda, to wypadałoby mieć jakiś plan B. Ofensywny pomocnik nadawałby się do tego idealnie, gdyby tylko ktoś odkrył jak go odpalić. Póki co bowiem to jeden z najgorszych letnich transferów w całej lidze i wielki zawód. Tak naprawdę miał zaledwie dwa dobre momenty w całym sezonie – z Lechem i Piastem w 3. oraz 4. kolejce, chociaż nawet wtedy nie zanotował ani asysty, ani nie pokonał bramkarza. Ogółem zaś zaledwie raz popisał się dograniem skutkującym golem, choć tak naprawdę był to kiks, po którym bramkę zdobył Wolski.
Poza tym Pirulo wyłącznie irytuje. Gdy trzeba uderzać, on drybluje. Kiedy przydałoby się strzelać – podaje. Gdy przydałoby się jeszcze nawinąć kogoś na jakiś zwód, wtedy podaje w największy gąszcz. Decyzyjność u Hiszpana leży, a jednocześnie widać u niego takie umiejętności techniczne, dzięki którym spokojnie mógłby zostać solidnym ligowcem. Z każdym kolejnym meczem jednak kibice ŁKS-u tracą wiarę w taki scenariusz.
6. Zdjąć klątwę z Sobocińskiego
Uosobienie słowa „pech”, czyli człowiek, który nawet w bananie znajdzie pestkę. Janek jest rekordzistą w naszym zestawieniu badziewiaków kolejki, dokąd trafiał aż 9 razy, czyli blisko połowie występów (21). No ale nie dziwota, skoro na koncie ma takie historie jak zawalenie dwóch goli w 13 minut z Legią (z 1:1 do 1:3) czy strzelenie jedynego gola w meczu ze Śląskiem. Dla wrocławian naturalnie. Długo moglibyśmy wymieniać gole, przy których jeszcze zawalił, ale szkoda czasu.
A miał być jednym z objawień tego sezonu… W poprzednim, na zapleczu Ekstraklasy, imponował spokojem oraz umiejętnym rozgrywaniem. W tym wygląda jakby oduczył się grać w piłkę. Widać także, iż w ogromnym stopniu zżera go stres. Nic dziwnego, że po transferach Dąbrowskiego i Morosa wylądował na ławie. Niemniej w interesie Stawowego byłoby odbudowanie Sobocińskiego, który wciąż jest młody i ma potencjał piłkarski, za którym nie nadąża głowa. ŁKS pewnie za jakiś czas też chętnie opyliłby Janka za jakąś okrągłą sumkę.
7. Dać wiarę kibicom
– Z prezesem i dyrektorem macie z tyłu głowy wizję klubu po spadku czy liczy się tylko walka o utrzymanie – zapytał Stawowego Wojciech Piela z Weszło.
– To drugie. Całą energię skupiamy na powrocie do rozgrywek ligowych (...) Dopóki są szanse na utrzymanie, trzeba o nie walczyć. Mocno wierzę w to, że uda się zachować ligowy byt. Chcemy również, aby ŁKS się utrzymał dla satysfakcji trenera Moskala. Śmiem twierdzić, że większa będzie w tym jego zasługa niż moja.
Kurde, tak w sumie to co miał powiedzieć? Przywitać się i rzucić piłkarzom, że na dzień dobry zwijamy żagle i pozostałe 14 kolejek traktujemy jako okres przygotowawczy do przyszłego sezonu w I lidze? Nawet jeśli Stawowy sam nie wierzy w to co mówi, wyboru nie miał.
Prawda jest jednak taka, że nowy szkoleniowiec będzie grał również o zaufanie kibiców. Ci już na wstępie zaczęli mu wytykać dawne deklaracje o Widzewie w Lidze Mistrzów czy dziesięcioletni kontrakt w Cracovii. Słusznie czy nie – nieważne. Trener po prostu musi ich teraz przekonać, że tamte historie to już przeszłość, a dzisiaj jest zupełnie innym człowiekiem, któremu warto zaufać w kwestii prowadzenia ich ukochanej drużyny. Aby to uzyskać, jego ŁKS musi zaprezentować się przekonująco przynajmniej w kilku meczach jeszcze przed końcem sezonu, aby w ten sposób Stawowy udowodnił, że zespół zmierza we właściwym kierunku i jest w stanie zbudować tam coś ciekawego.
Nawet jeśli spadnie z ŁKS-em do I ligi.