
Autor zdjęcia: Własne
To nie czas, żeby wcisnąć brzęczek awaryjny
Choć Jerzy Brzęczek swoje zadanie wykonał i awansował z kadrą na Euro 2020, to wcale nie jest pewne, że poprowadzi ją na tym czempionacie. Z końcem lipca wygasa mu umowa i nie wiadomo, czy zostanie przedłużona o kolejny rok. Ale to on wprowadził tę reprezentację na turniej, i to on powinien mieć możliwość dokończenia swojej pracy. Brzęczek "zwalniany" z posady jest w zasadzie co kilka miesięcy. Dajmy mu wreszcie trochę spokoju, bo rozliczać powinniśmy go wyłącznie z postawy na mistrzostwach Europy.
Cholernie trudne zadanie już na samym starcie miał Jerzy Brzęczek. Musiał się bowiem zmierzyć z mitem Adama Nawałki i spróbować nie być od niego gorszym. A choć Nawałka na mundialu w Rosji poległ z kretesem, to i tak zakorzenił się w pamięci jako jeden z najlepszych (najlepszy?) selekcjoner reprezentacji Polski w XXI wieku. Ćwierćfinał Euro 2016, wygrany mecz z Niemcami, awans na mistrzostwa świata – gdzie Brzęczkowi było na starcie do jego osiągnięć, z najwyższym w swojej trenerskiej przygodzie piątym miejscem w Ekstraklasie z Wisłą Płock.
Od swojego pierwszego meczu musiał nieustannie udowadniać, że się nadaje. Prasa patrzyła mu na ręce już na starcie jak żadnemu innemu selekcjonerowi wcześniej. A Brzęczek nie potrafił się początkowo obronić. Zaczął od remisu w dobrym stylu z Włochami, ale każde kolejne spotkanie wyglądało coraz gorzej. Beznadziejny styl z Irlandią, później nastąpiły trzy porażki i nawet podział punktów z Portugalią w Guimaraes nikogo szczególnie nie zadowolił, mimo że dawał nam pierwszy koszyk w losowaniu grup eliminacji mistrzostw Europy. Sześć pierwszych spotkań to trzy remisy i trzy porażki. Już wtedy wiele osób stało się brzęczkosceptycznych.
W kwalifikacjach do Euro grupę wylosowaliśmy taką, że nie dało się z niej nie wyjść. Sam wówczas pisałem, że dla niego była ona jak mina, bo mógł tylko stracić, a zyskać nie mógł nic. Już na starcie praktycznie wiedzieliśmy, że zagramy na mistrzostwach Europy 2020, podobnie zresztą jak prawie połowa startujących w tych przedbiegach reprezentacji. Nie można było tego spieprzyć, i Brzęczek tego nie spieprzył. Skończyliśmy z przewagą sześciu punktów nad drugą Austrią, rzekomo posiadającą nie mniejszy potencjał od naszego. Bilans punktowy wygląda bardzo dobrze, w granicach tego, co zakładaliśmy sobie na początku kwalifikacji. Mniej oczek straciły tylko drużyny z topu – Niemcy, Hiszpania, Anglia, Belgia, Włochy oraz na dokładkę Ukraina.
Jerzy Brzęczek mógł się co najwyżej obronić w tych eliminacjach i moim zdaniem to uczynił. Pierwsze mecze stylowo były słabe, ale zwycięskie. Wrzesień zeszłego roku był całkowicie nieudany, wtedy mogła zapalić się lampka ostrzegawcza. Końcówka jednak już optymistyczna, dająca nadzieję na to, że udaje się budować coś trwalszego. Widać było zalążek, że tworzy się z tego wartościowy projekt.
Dlaczego zatem mielibyśmy przerywać teraz jego pracę? Można dostrzec, że kadra się rozwija, nie bazuje już tylko na szczęściu, co było powszechnym zarzutem wobec Brzęczka. Widać próbę gry w piłkę, dominowania słabszego przeciwnika, przyspieszenia akcji. To chcemy oglądać. A czy tego farta nie miał też Adam Nawałka? Uważam, że różnica między kadrą Brzęczka a Nawałki jest jedna podstawowa. Obecna reprezentacja nie miała możliwości zagrania spotkania, które by ją zbudowało, tak jak triumf nad Niemcami zbudował "Orły Nawałki". To była wygrana szczęśliwa, ale przełomowa, bo pozwoliła uwierzyć tym zawodnikom w ich siły. Tego brakuje piłkarzom Brzęczka. Nawet efektowne, kilkubramkowe zwycięstwa nad Łotwą czy Izraelem nie mogłyby dodać wiele pewności siebie. Tak, graliśmy z Włochami czy Portugalią, teoretycznie ze światowego topu, ale z całym szacunkiem – to raczej nie ta renoma.
Póki co kadencja Brzęczka to sinusoida. Nie da się jej ocenić jednoznacznie źle, ani jednoznacznie dobrze. Oczywiście obecny styl gry kadry nie imponuje, ale... czy inny selekcjoner zrobiłby wiele więcej? Czy rzeczywiście kadra Nawałki grała znacznie lepiej niż reprezentacja Brzęczka w dwóch ostatnich spotkaniach z Izraelem i Słowenią? Nie jestem przekonany.
Ten rozwój selekcjonera pokazał dokument „Niekochani”, wyprodukowany przez kanał Łączy Nas Piłka. I o ile po pierwszym odcinku wydawało się, że wyświadczy on Brzęczkowi niedźwiedzią przysługę, o tyle po wszystkich trzech częściach można powiedzieć, że widać było ewolucję trenera. Pisałem w jednym z wcześniejszych felietonów, że mam nadzieję ją zobaczyć. I zobaczyłem. Brzęczek czuł się pewniej, przekazywał coraz wartościowsze uwagi, nawet komunikacja z zawodnikami wyglądała lepiej.
Konfrontując „Niekochanych” z filmami o kadrze Czesława Michniewicza czy Jacka Magiery widać jednak, że Brzęczek ciągle musi pracować nad swoimi zdolnościami interpersonalnymi. U selekcjonerów kadr młodzieżowych na pierwszy rzut oka dostrzec można było nie tylko merytorykę na wysokim poziomie, ale też mądre, przemyślane, trafiające do głowy zawodników przemowy, co jest największym zarzutem w stosunku do Brzęczka. Trzeba powiedzieć wprost, że Michniewicz i Magiera wypadli lepiej, co tylko utwierdziło niektórych w przekonaniu, że lepsi trenerzy zajmują się zapleczem pierwszej kadry.
W dodatku z uwagi na koniec kadencji Bońka w roli prezesa PZPN-u podsycane są plotki o ewentualnym braku przedłużenia kontraktu do zakończenia Euro 2021 2020. Z jednej strony Boniek mówi, że selekcjoner może spać spokojnie, z drugiej daje do zrozumienia, że może się zdarzyć, że jego następca będzie miał inny pomysł na posadę trenera kadry.
Podkreślano wiele razy: Brzęczek zostanie rozliczony z wyniku na mistrzostwach Europy. Tym samym obojętnie kto zostanie prezesem PZPN-u, powinien pozostawić obecnego selekcjonera na stanowisku. Nie ma najmniejszego sensu zwalnianie go wcześniej. Musiałby się skompromitować w meczach eliminacji ME. Przegrać z Łotwą, nie poradzić sobie z Izraelem, odstawać wyraźnie ze Słowenią. Tymczasem to, jak wiemy, w ostatecznym rozrachunku nie nastąpiło. Jeśli spojrzymy w tabelę za kilkanaście lat, zobaczymy, że to na papierze były jedne z naszych najlepszych eliminacji do wielkiego turnieju w historii.
Obowiązek został zatem wykonany, teraz dopiero Brzęczek ma przed sobą prawdziwy cel. Musi wyjść z grupy, a najlepiej powtórzyć ćwierćfinał. I z tego dopiero będzie rozliczany. Nie jestem jego szczególnym zwolennikiem, też narzekałem na styl gry, ale zachowajmy w tym wszystkim rozsądek i dajmy mu pracować, bo póki co niczego istotnego nie przegrał. To nie pora, by wcisnąć brzęczek awaryjny i szukać nowego selekcjonera.