Autor zdjęcia: Własne
TURBOKOPACZ: Firmy padają, ludzie tracą pracę, a trener Ekstraklasy musi „zachęcać piłkarzy do pracy”
Trudno, żeby piłkarze Ekstraklasy przepraszali za to, że za ich w większości mierne umiejętności ktoś chce płacić absurdalnie wysokie pieniądze. Byłoby jednak miło, gdyby nie robili z siebie ofiar, zwłaszcza teraz.
Te wszystkie (pseudo)gwiazdy naszej Ekstraklasy lubią, gdy inni obchodzą się z nimi jak z dziećmi. Pytają, czy nie jest im zimno, czy aby się nie zmęczyli. Słabe, zwłaszcza że ci sami piłkarze opowiadają o charakterze, ambicji i takich tam.
Dojenie januszów biznesu
Przed pandemią dało się przejść obok tego obojętnie. Ot, tak już po prostu jest. Teraz już przejść obojętnie się nie da. Przyszły przecież czasy, gdy wiele osób z dnia na dzień traci pracę. I to zazwyczaj nie taką, z której przez ostatni rok mogli sobie kilkadziesiąt tysięcy złotych odłożyć. Zaczynają się więc życiowe dramaty i pewnie z każdym tygodniem będzie ich tylko więcej.
Mamy też tych wszystkich panów piłkarzy, których pandemia oczywiście też dotknęła, ale - umówmy się - mówimy tu o trochę innych światach. Jeśli 30 000 złotych miesięcznie zamieniono ci na połowę tego, to jakimś cudem do następnej wypłaty powinieneś dociągnąć. Nie wspominając już o bardzo licznej grupie tych, którzy w Ekstraklasie zarabiają kilka czy kilkanaście razy więcej.
Jasne, że nie mają za co przepraszać. Nikomu tego hajsu siłą nie zabierają, ktoś takie pieniądze im zaproponował. A że ich umiejętności piłkarskie są zazwyczaj tragiczne? Jak trafiło się na januszów biznesu (czytaj: polskie kluby), to się ich doi. Proste. Robilibyśmy to samo.
Piłkarze łaski nie robią
W całej tej sytuacji jedno by jednak wypadało - zachowywać się taktownie. Docenić, że ma się pracę, że te obcięte pensje są w większości przypadków nadal absurdalnie wysokie, że o komfort piłkarzy dbają całe sztaby ludzi. Czyli wypadałoby po prostu robić swoje, pokazać ten rzekomy charakter.
Pandemia? Oczywiście dla nas to też problem, ale o czym my mówimy? W porównaniu do innych nam naprawdę nie dzieje się krzywda. Natłok meczów po powrocie Ekstraklasy? Po to chcieliśmy być piłkarzami, żeby grać. Dajmy spokój. Cieszymy się, że liga wraca.
Normalni goście, których trochę w polskiej lidze jest, powiedzą właśnie tak. W wielu przypadkach piłkarz Ekstraklasy to jednak stan umysłu. Trzeba udawać, że źle, że presja i zmęczenie.
- Musimy być kreatywni w doborze metod i form treningowych, gdyż tylko przez trzy tygodnie będziemy pracować z całym zespołem i dopiero od najbliższego tygodnia możemy rozpocząć gry. To jest trudne, ponieważ trzeba tak zachęcić piłkarzy do pracy bez tych gier, aby weszli na odpowiedni poziom przygotowania fizycznego - mówi Sportowym Faktom Artur Skowronek, trener Wisły.
Że co? Trzeba zachęcić piłkarzy do pracy?
Brawo. Trener klubu Ekstraklasy musi kombinować, jak zachęcić do pracy ludzi, którzy przez kilka tygodni byli na świetnie płatnym urlopie. To nie jest śmieszne, to jest żałosne.
Nadludzki wysiłek
Ale może to my nie rozumiemy, jak ogromna praca czeka tych charakternych mężczyzn? Bo ze słów Toma Hateleya wynika, że to będzie coś na granicy ludzkich możliwości. Nie może być inaczej, skoro ktoś, kto podobno zawsze chciał być piłkarzem i tak bardzo tę piłkę kocha, oficjalnej stronie Piasta mówi tak:
- Przez najbliższe dni czeka nas bardzo dużo ciężkiej pracy. Później trzeba dać jeszcze organizmowi chwilę na odpoczynek, aby być odpowiednio przygotowanym na pierwsze spotkanie. Być może w trakcie meczów będzie można przeprowadzić pięć zmian i wcale by mnie taka decyzja nie zdziwiła. Krótkie przygotowania i taka częstotliwość meczów to przecież spore obciążenie.
Zrozumielibyśmy, gdyby chodziło o jakąś Premier League, ale nie, tu chodzi o jedną z wolniejszych lig w Europie. Ligę, w której zwykłą padakę nazywa się „meczem walki”.
Rozstrojeni twardziele
OK, to może ktoś z boku poratuje nas jakąś normalną opinią? Kilka kliknięć i trafiamy na wywiad, jakiego futbolnews.pl udzieliła Daria Abramowicz, psycholog sportu. Pani Daria chciała pewnie dobrze, ale widać realiów Ekstraklasy nie zna, bo już w tytule wywiadu czytamy „Teraz zawodnicy mają prawo do tego, żeby być rozstrojeni”. Dobra, nie ma co cytować dalej.
Szkoda, że pani w Żabce nie może być rozstrojona, bo na jej miejsce czeka już kilka innych. Nie dlatego, że hajs gruby, bo to pewnie najniższa krajowa, ale dlatego, że to w ogóle jakakolwiek praca.
Udawajmy dalej, że piłkarze Ekstraklasy to jacyś twardziele. To takie taktowne wobec ludzi, którzy przez tę pandemię mają naprawdę poważne problemy.