Autor zdjęcia: Giampiero Sposito / Pacific Press / SIPA / Pressfocus
Środek dla radzieckich kosmonautów zamiast tabletki przeciwbólowej. Dziwaczna wpadka Artioma Biesiedina
Doping w sporcie to zjawisko, które już dawno przestało zaskakiwać. W porównaniu z innymi dyscyplinami w futbolu skandale dotyczące stosowania niedozwolonych środków szczęśliwie zdarzają się stosunkowo rzadko, ale niestety nie jest tak, że w ogóle ich nie ma. Najnowsza afera dotyczy Artioma Biesiednia, napastnika Dynama Kijów, któremu UEFA właśnie wlepiła roczną dyskwalifikację. A wszystko przez fenylopiracetam, czyli środek opracowany prawie 40 lat temu dla… radzieckich kosmonautów.
Tak, dobrze czytacie. Sprawa wyszła na jaw w grudniu ubiegłego roku, a zanieczyszczona próbka została pobrana po szalonym meczu Ligi Europy, w którym Dynamo przegrało na wyjeździe z Malmoe 4:3. Biesiedin, nie licząc żółtej kartki za dyskusje z arbitrem, niczym się w tym spotkaniu nie wyróżnił. Nie robił też żadnych problemów, gdy wywołano go do kontroli antydopingowej. Niemal równo miesiąc później klub otrzymał od UEFA informację, że wyniki Biesiedina są podejrzane. Napastnik został odsunięty od piłkarskiej działalności na 30 dni, a federacja zaczęła gruntownie badać jego przypadek.
Pod koniec lutego UEFA ogłosiła wyrok. Na Biesiedina nałożono roczną dyskwalifikację, która na tym etapie miała nieprawomocny charakter. Klub i zawodnik dostali 21 dni na odwołanie się od tej decyzji, ale żaden z podmiotów nie skorzystał z tego prawa. W Dynamie najwidoczniej doszli do wniosku, że sprawa jest przegrana i Biesiedin po prostu musi odcierpieć swoje. 12 maja zawieszenie Ukraińca stało się faktem.
Dlaczego Dynamo nie próbowało walczyć o swojego zawodnika? Najpewniej dlatego, że fenylopiracetam to środek, z zażywania którego byłoby cholernie trudno się wykręcić. Substancja w obiegu znalazła się w 1983 roku, gdy naukowcy z Akademii Nauk ZSRR zaczęli podawać ją radzieckim kosmonautom. Fenylopiracetam korzystnie wpływa na szeroko rozumianą sprawność psychiczną i fizyczną, co pomagało przystosować się do podróży kosmicznych. Z czasem zastosowanie znalazł też w farmakologii jako preparat wykorzystywany w leczeniu depresji. Sportowcy, przede wszystkim rosyjscy, ochoczo sięgali po ten specyfik do 2006 roku i dopingowej wpadki biathlonistki Olgi Pylowej. To właśnie wtedy WADA określiła fenylopiracetam jako „środek o wysokim potencjale w kwestii poprawy zdolności psychofizycznych sportowca” i oficjalnie wciągnęła na listę zakazanych substancji.
Oczywiście Biesiedin zaprzecza, że przyjmował świadomie jakiekolwiek wspomagacze. Gdy tylko na jaw wyszło, o jaką substancję chodzi, zaczął tłumaczyć, że tak naprawdę doszło do pomyłki, która przyniosła fatalne konsekwencje. Portal sportarena.com dotarł do dokumentów ze śledztwa prowadzonego przez UEFA, z których wynika, że piłkarz został ofiarą… bałaganu w apteczce lekarza Dynama Kijów. - Przed meczem powiedziałem naszemu lekarzowi, że gwałtownie rozbolała mnie głowa i poprosiłem o tabletkę. Usłyszałem wtedy, że wszystkie lekarstwa zostały w torbie, którą ma w bagażniku, i że teraz nie może zatrzymać autobusu, bo spóźnimy się na mecz, ale da mi Ketanov ze swojej podręcznej apteczki. Wziąłem tę tabletkę, a później dowiedziałem się od lekarza, że w apteczce, w sąsiadujących przegródkach, miał Ketanov i Entrop. Wizualnie te tabletki niczym się nie różnią i nie zauważyłem, że dostałem złą - zeznawał Biesiedin.
No cóż, taka linia obrony nie wygląda na najmądrzejszą i trudno dać jej wiarę, ale w końcu przypadki chodzą po ludziach. Entrop to lek, który faktycznie zawiera fenylopiracetam, a dodatkowo jest dostępny w ukraińskich aptekach, więc lekarz Dynama faktycznie mógł mieć przy sobie kilka tabletek. Tylko dlaczego w tak nieodpowiedzialny nimi dystrybuował?
Na to pytanie - oczywiście zakładając, że wyjaśnienia Biesiedina to nie bajeczka stworzona na potrzeby śledztwa - w Dynamie muszą sobie już sami odpowiedzieć. Im szybciej to zrobią, tym lepiej. Biesiedin może nie był największą gwiazdą kijowskiego klubu, ale beż wątpienia zaliczał się do grona czołowych zawodników. Grał dużo, zdobywał bramki, był powoływany do reprezentacji i mógł liczyć na to, że znajdzie się w kadrze na Euro 2020. A tak skończyło się roczną przerwą, która zawsze jest sporą wyrwą w piłkarskim życiorysie.
Inna sprawa, że akurat w przypadku Biesiedina nie wygląda to tak źle, jak mogłoby się wydawać. Kara, którą dostał, nalicza się od grudnia ubiegłego roku i obowiązuje także w trakcie zawieszenia rozgrywek z powodu pandemii. Jak łatwo policzyć, Ukrainiec do gry wróci już za pół roku i będzie miał wystarczająco dużo czasu, by odbudować się przed przełożonymi mistrzostwami Europy. A że Andrij Szewczenko nie ma zbyt dużego wyboru wśród napastników, to bardzo możliwe, że przy powołaniach na turniej o grzechach Biesiedina nikt nie będzie pamiętał.