Autor zdjęcia: Własne
Dość już tej melancholii i sentymentów!
Cieszę się bardzo na powrót piłki w Polsce. Raz, że oglądanie tych rozgrywek to ten rodzaj guilty pleasure, do którego mi najbliżej. A dwa, że to kolejna oznaka, iż powoli wracamy do normalności, którą tej zimy tak niespodziewanie zabrał nam niewidzialny wróg.
Postawmy sprawę jasno - przez jakiś czas fajnie było przypominać sobie wszystkie ważne, archiwalne mecze polskiej reprezentacji. Cieszyły powroty do niezapomnianych popisów naszych klubów na arenie europejskiej. Można się było uśmiechnąć podczas powtórek Ligi+ Ekstra sprzed lat, chociaż unoszący się nad wszystkim duch Fryzjera i Wita Żelazki trochę jednak tę zabawę psuł.
Ile jednak można z tą melancholią? Ile wieczorów w miesiącu warto poświęcać na wspomnienia, sentymenty? Jest jakaś granica.
Powrót piłkarzy na boiska to też, czy komuś się to podoba, czy też średnio, kolejny znak, iż próbujemy wrócić do normalności, tej sprzed pandemii. Przerwa w poważnym (no albo “poważnym”, wybierz sam) graniu trwać będzie blisko trzy miesiące. Biorąc pod uwagę, jak skróciły się w ostatnich latach przerwy pomiędzy rundami, wyjdzie, że naprawdę dawno, dawno temu musieliśmy aż tyle czekać na powrót naszych milusińskich.
Pytań jest ogrom, chociażby dlatego, że nigdy wcześniej nie przeżyliśmy tego typu wymuszonej przerwy i powrotu do grania w aż tak specyficznych warunkach. Jedenaście kolejek to naprawdę sporo, w tabeli wiele się jeszcze może zmienić. Czy naprawdę zupełnie nierealne jest to, iż Legia tym razem nie odpali, tracąc punkty teraz w Poznaniu, potem w Krakowie i mocno komplikując sobie sytuację w tabeli? Czy sześć punktów straty ŁKS-u do Korony, która zajmuje miejsce barażowe, to dystans, którego w żaden sposób odrobić nie sposób?
Zdaję sobie doskonale sprawę, że wiele spotkań ekstraklasy trudno się oglądało i przy szczelnie wypełnionych trybunach, więc teraz może być jeszcze gorzej. Musimy mieć jednak wszyscy świadomość, iż to okres przejściowy, przez który trzeba po prostu - no właśnie - przejść. Ci, którzy naszą piłkę ligową omijali z dala, nagle tego nie zmienią. Natomiast my jesteśmy w tej grupie, dla których nawet specyficzne okoliczności nie staną na przeszkodzie, by się ligą emocjonować, przeżywać na całego.
Potraktujmy to jako element powrotu do normalności. I przygotujmy na to, że… może być jeszcze śmieszniej niż dotąd. Czyż to nie jest piękna wizja?