Autor zdjęcia: lechpoznan.pl/fot. Przemysław Szyszka
Ryzykowny ruch Kolejorza. Lech bierze kolejnego bramkarza z Eredivisie
W obliczu przeciętnych występów Mickeya van der Harta, Lech Poznań postanowił sprowadzić do klubu nowego bramkarza. Dziwić może jednak wybranek „Kolejorza”, bo Filip Bednarek również przyjdzie z ligi holenderskiej, a w ostatnim czasie nie był gwiazdą Eredivisie. Swojego zespołu zresztą też.
Zacznijmy w ogóle od tego, dlaczego władze Lecha Poznań zdecydowały się na poszukiwania nowego bramkarza. Najdelikatniej podchodząc do tematu: Mickey van der Hart nie jest ostoją bramki „Kolejorza”. W obecnym sezonie Ekstraklasy popełnił już sporo błędów i były to fatalne decyzje, skutkujące utratą przez jego drużynę punktów. Słaba postawa Holendra ma odzwierciedlenie w średniej not, na jaką bramkarz zapracował u nas po 27. kolejkach. 4,78 to jedna z najsłabszych ocen na tej pozycji w całej lidze, gorsi są jedynie Thomas Dahne (4,46) i Konrad Forenc (4,61). Jak na dłoni widać, że nowy fachowiec między słupkami Lecha musiał się pojawić, a jeśli ktoś jest innego zdania, polecamy ponownie obejrzeć ostatni mecz poznaniaków z Legią Warszawa.
W czwartek Lech Poznań podał informację o tym, że Filip Bednarek aktualnie przebywa na testach medycznych w klubie i jeśli je przejdzie, od 1 lipca zostanie zawodnikiem „Kolejorza”. W związku z tym, że kontrakt 27-letniego bramkarza z SC Heerenveen wygasał 30 czerwca, będzie to transfer bez kwoty odstępnego, a w przypadku Polaka trzeba założyć, że na tej ostatniej drodze już nic się nie wysypie i jutro obydwie strony podpiszą kontrakt.
Starszy brat Jana Bednarka, czyli byłego środkowego obrońcy Lecha, już w czasach juniorskich wyjechał do Holandii i był kształtowany przez tamten system szkolenia. W swojej karierze zwiedził takie kluby jak FC Twente, FC Utrecht w którego barwach zadebiutował w Eredivisie i De Graafschap, gdzie spędził dwa sezony na drugim poziomie rozgrywkowym. Był to zdecydowanie jego najlepszy okres w karierze, bo był podstawowym zawodnikiem swojej drużyny i dzięki temu trafił do Heerenveen.
Dziwić może jednak fakt, na kogo władze Lecha zdecydowały się postawić. Chodzi nam tutaj głównie o to, że Bednarek w momencie transferu ma gorsze CV od van der Harta. - Van der Hart gdy odchodził do Lecha był wybierany piłkarzem sezonu w PEC Zwolle, Bednarek przechodzi z klubu o zbliżonym poziomie i był tam jedynie zmiennikiem Warnera Hahna, i grał tylko gdy Holender pauzował z powodu kartek lub kontuzji – zauważa Mariusz Moński z portalu „Retro Futbol”.
I rzeczywiście, nowy nabytek Lecha w seniorskiej drużynie Heerenveen zagrał raptem siedem meczów, w tym sześć ligowych występów w 2020 roku po kontuzji Hahna. Nasz rozmówca przyznaje, że Holendrzy chcieli go zostawić na nowy sezon w drużynie, bo pierwszy golkiper odchodzi z zespołu. Można zatem wywnioskować, że Bednarek nie był wcale jakimś najgorszym fachowcem od bronienia, czekał po prostu na swoją szansę.
Moński zauważa jednak, że van der Hart też nie był bramkarzem beznadziejnym: - Był solidnym bramkarzem ligowym, który nie potrafi grać na przedpolu, ale większość bramkarzy z Eredivisie ma z tym problem i raczej każdy kto się interesują tą ligą o tym wie.
W tym momencie każdemu powinna zapalić się lampka ostrzegawcza. Skoro Holender w rodzimej lidze nie był fatalnym golkiperem, a w Lechu na wierzch wyszła jego największa słabość, to czy w przypadku Bednarka – produktu tego samego systemu – nie będzie podobnie?
27-letni piłkarz w ostatnim czasie nie zanotował żadnych wielkich wpadek i raczej poprawnie zastępował Hahna, ale kilka lat temu jeszcze w barwach Utrechtu zanotował fatalny występ przeciwko Feyenoordowi w finale Pucharu Holandii. Poniżej załączamy skrót tego spotkania i zachęcamy do odtworzenia, bo Bednarek w kilku sytuacjach nie popisał się właśnie na przedpolu. Przy pierwszej bramce również mógł zrobić zdecydowanie więcej.
Nie będziemy po tym jednym występie z wiosny 2016 roku przesądzać o zasadności tego transferu. Niemniej jednak Lech, mając już w swoich szeregach niepewnego bramkarza, ściąga gościa na podobnym poziomie, który dodatkowo ostatnio grał zdecydowanie mniej (niż van der Hart w sezonie 2018/19), a i potencjał do odstawienia jakiegoś numeru też jest spory. - Reasumując, Lech sporo ryzykuje. Może być tak, że trafi z Bednarkiem, a może też mieć dwóch bramkarzy na podobnym poziomie, którzy co jakiś czas coś zawalą – kończy Moński.
Czas pokaże, czy takie ryzyko Lechowi się opłaciło. Zachodzimy jednak w głowę, czy obserwowanie zawodników i rozbudowana sieć skautingu nie powinna minimalizować niebezpieczeństwo sprowadzenia transferowego niewypału? „Kolejorzowi” życzymy jak najlepiej i mamy nadzieję, że Bednarek wybroni swojej drużynie dziesiątki meczów. W innym wypadku Lech wystawi na pośmiewisko nie tylko swój komitet transferowy, ale również akademię.
Bo w czym siedzący na ławce 21-letni Miłosz Mleczko może być słabszy od takiego van der Harta?