Autor zdjęcia: Własne
Nie gratulujmy jeszcze Legii mistrzostwa
Trudno mi uwierzyć w to, że Legia Warszawa mogłaby nie zostać w tym sezonie mistrzem Polski, ale obserwuję Ekstraklasę wystarczająco długo, by wiedzieć, że w niej może zdarzyć się absolutnie wszystko. Nawet to, że Piast Gliwice znów prześcignie ją na finiszu.
Szanse na taki obrót spraw oczywiście są minimalne. Ale jak najbardziej możliwe. Nie trzeba przecież sięgać daleko pamięcią, by przypomnieć sobie, że zdarzały się takie historie. Rok temu sytuacja w tabeli była niemal analogiczna. Tyle samo punktów miała Legia Warszawa, tyle samo Piast Gliwice, tylko że wówczas jeszcze wplątała się Lechia Gdańsk, ówczesny lider, która ostatecznie została wykolegowana na trzecie miejsce.
Czy to był wówczas inny Piast? Nie. Tak samo przebiegły, skuteczny, z najlepszą obroną w lidze. Bardzo zdyscyplinowany taktycznie, przez co nieprzyjemny dla przeciwnika. W kontekście bieżącego sezonu możemy napisać w zasadzie to samo.
Czy to była wówczas inna Legia? Tak. Tamta była chaotyczna, niekonsekwentna. Ta obecna jest dojrzalsza, bardziej efektowna i efektywna. W teorii ma wszystko, by mistrzowska korona powróciła po roku przerwy na Łazienkowską.
Ale jednocześnie musi ciągle twardo stąpać po ziemi.
Wydaje się, że trener Aleksandar Vuković o tym wie. Nie ma w nim przesadnego nadąsania, nie bije od niego buta, ale spokój i przekonanie. Wie co robi i po wynikach oraz atmosferze w szatni widać, że zawodnicy też kupują jego pomysły. Nie zamartwiał się szczególnie po porażce z Górnikiem Zabrze, bo gra jego drużyny nie dawała powodów do niepokoju. Skuteczność już tak, ale tę porażkę traktowałbym raczej jako wypadek przy pracy niż oznakę zniżki formy. Do niej bynajmniej nie doszło, wystarczy zerknąć w statystyki: 28 do 9 w strzałach dla Legii, 7 do 4 w celnych, dużo wyższe posiadanie piłki.
No i nie ukrywajmy, że ta przegrana była dość pechowa. Nie umniejszam bardzo dobrej postawy Górnika, ale ile razy w sezonie Radosław Majecki popełnia taki błąd? Ile razy sędzia Szymon Marciniak nie widzi tak ewidentnego zagrania ręką? Ile razy w sezonie nie ma VAR-u, który by tę pomyłkę wychwycił? Gdyby był VAR, Legia zapewne by nie przegrała.
Ale to zarazem był sygnał ostrzegawczy, że do końca sezonu na pewno nie pójdzie gładko.
Ogółem panuje przekonanie, że Legia już praktycznie ma mistrzostwo w kieszeni. Że to praktycznie niemożliwe, aby się potknęła na samym końcu. Nie mówię, iż to całkowicie mylne przekonanie, ale jednak chyba za wcześnie na takie wyroki. Faktycznie w passę porażek uwierzyć bardzo trudno, lecz jednocześnie pamiętajmy, że to jest Ekstraklasa, w której należy się spodziewać niespodziewanego. I to nie jest wiotki argument, ale choć trywialny, to istotny, bo nasza liga już wiele razy dostarczyła nam zadziwiających historii.
Trudno mi doszukać się ewidentnych słabych punktów Legii. Na nasze warunki ta ekipa jest niemal kompletna, ma w teorii wszystko, żeby zgarnąć tytuł. Potrafi zdominować przeciwnika, nie podłamuje się straconym golem, bo wie, że może ich strzelić kilka. To po prostu najsilniejszy lider od kilku dobrych sezonów. Taką grą daje nadzieję, że wreszcie przygoda jakiejś polskiej drużyny w europejskich pucharach może potrwać dłużej niż do końca sierpnia. I to bynajmniej nie dlatego, że przez pandemię międzynarodowe rozgrywki wystartują dopiero we wrześniu.
Ale jeśli znów nie chce startować z pozycji wicemistrza, to musi zachować pokorę i nie dać sobie wmówić, że ma już mistrzostwo w kieszeni. Musi być czujna, bo Piast znów ma chrapkę na obronę tytułu, gdzieś z tyłu głowy na pewno liczy na potknięcia legionistów.
Jeszcze przed ostatnią kolejką fazy zasadniczej zaczęło się sprawdzanie, jak szybko stołeczni mogli sięgnąć po tytuł, ale akurat oni powinni to traktować bardziej w kategorii ciekawostki niż uznawać za wyrocznię. Bo z takimi drużynami pokroju Górnika - zdeterminowanymi, potrafiącymi grać z kontry i dobrze zorganizowanymi w defensywie - jeszcze w tym sezonie zagrają. I niewykluczone, że będzie im równie ciężko, co w minioną niedzielę.
Niech więc podopieczni Vukovicia stale pamiętają, że "nigdy nie jest tak dobrze, ani tak źle, jak może się wydawać".