Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Piotr Matusewicz - Press Focus

Wszedł, strzelił i wygrał. Kolejny popis Zwolińskiego. Jagiellonia – Lechia 1:2

Autor: Maciej Golec
2020-06-28 17:13:28

Trzeci mecz w rundzie finałowej – trzecie zwycięstwo. Lechia śmiało pnie się w górę tabeli i chyba dość niespodziewanie ma na wyciągnięcie ręki ligowe podium, czego głównym architektem jest Łukasz Zwoliński. Jego dwie bramki pozwoliły dziś zapomnieć o fatalnej pierwszej połowie gdańszczan i zepchnąć Jagiellonię do defensywy, na co podopieczni Iwajło Petewa widocznie nie byli przygotowani.

Podopieczni Piotra Stokowca wyglądali, jakby byli zaskoczeni tym, że Jagiellonia od początku spotkania wyszła bojowo nastawiona. Pierwsze minuty wyglądały raczej podobnie do poprzedniego spotkania w Białymstoku, kiedy gdańszczanie dostali 0:3 w czapkę niż reszty meczów, w których to Lechia przeważała. Zwłaszcza skrzydła w osobie Mystkowskiego i Makuszewskiego robiły sporo wiatru, przez co kilkukrotnie sytuację musiał ratować Dusan Kuciak. Zresztą – jak zazwyczaj. Gdyby nie Słowak, szybko zrobiłoby się gorąco nie tylko przez pogodę. 

Ale co się odwlecze to nie uciecze. Gdy masz obronę dziurawą jak szwajcarski ser i dajesz rywalowi w polu karnym miejsce na zaparkowanie kampera i rozbicie namiotu, to musisz się liczyć z tym, że bramkarz nie będzie robocopem przez 90 minut. Bramka Puljicia do szatni była podsumowaniem pasywnej i autodestrukcyjnej defensywy Lechii. Nie pomógł jej z pewnością brak Mario Malocy i zastąpienie go przez Kristesa Tobersa , który od pierwszych minut wyglądał jakby był podpięty do nie tych przewodów, co trzeba, ale to w zasadzie nie powinno być żadnym wytłumaczeniem. Cytując klasyka – te prowadzenie Jagiellonii się po prostu należało.

Problemy Lechii objawiały się w kwestiach, które znaliśmy już wcześniej, czyli – poza defensywą – w zdominowanym przez rywala środkiem pola. Jednak zaskoczeniem była słaba kondycja skrzydeł i ich aktywność. Co prawda Ze Gomes często odpalał swój motorek w tyłku i wychodziło mu to nie najgorzej, ale z drugiej strony, praktycznie nie pomagał Pietrzakowi z Makuszewskim. Po drugiej stronie zawodził Jaroslav Mihalik, kompletnie dziś niewidoczny. Generalnie cała Lechia była wyjątkowo bezzębna, o czym świadczyć może okrągłe zero celnych strzałów w pierwszej połowie. Doprowadził to do sytuacji, którą doskonale znamy – całkowitego odcięcia Flavio od udziału w grze. 

 

 

Znamienne, że po zejściu Mihalika i Gajosa, półtorej minuty po wznowieniu, mieliśmy już remis. Piękne dośrodkowanie najlepszego dotąd w drużynie Lechii Ze Gomesa i bramka wprowadzonego po przerwie Łukasza Zwolińskiego. I niech ktoś nam powie, że nie istnieje coś takiego, jak trenerski nos. Druga połowa wyglądała zupełnie inaczej – Jagiellonia momentalnie przygasła.

Choć trzeba jej oddać, że konsekwentnie – głównie w pierwszej połowie – dążyła do rozgrywania akcji w ataku pozycyjnym. Dzięki aktywnym skrzydłom i stabilnemu środkowi pola sytuacji wykreowano całkiem sporo, a Lechia miała ogromne problemy z przejęciem inicjatywy. Ale po przerwie? Podopieczni Piotra Stokowca jeszcze bardziej usiedli na rywala niż wcześniej Jaga, a co najważniejsze – mieli Łukasza Zwolińskiego, czyli byli skuteczni. 

To, co wyprawia ten chłopak po powrocie do Polski, przechodzi najśmielsze oczekiwania. Dzisiaj zapakował bramkę numer 6 i 7 w dziewięciu spotkaniach ligi, a przy odrobinie szczęścia mógł mieć nawet hat-tricka. Nie wyobrażamy sobie, by w kolejnym spotkaniu Piotr Stokowiec nie spróbował w końcu na dłuższą metę gry dwójką napastników – okoliczności są aż nadto sprzyjające. 

Obie połowy wyglądały bardzo podobnie – jak w odbiciu lustrzanym. Z tą różnicą, że Lechia potrafiła wykorzystać sytuacje, które stworzyła w momencie swojego peaku, a Jagiellonia w większości przypadków odbijała się od muru o nazwie „Dusan Kuciak”. Tym sposobem gdańszczanie wygrali trzeci mecz z rzędu i po cichu zmierzają w stronę ligowego podium. Jeśli utrzymają formę, niczego nie możemy wykluczyć, ale trzeba też zaznaczyć, że różnice są na tyle małe, że białostocczanie wcale nie powinni się poddawać. Europejskie puchary wciąż są w ich zasięgu.

Jagiellonia Białystok 1:2 Lechia Gdańsk (0:0)

1:0 – 45+3’ Puljić (asysta Imaz)

1:1 – 47’ Zwoliński (asysta Ze Gomes)

1:2 – 74’ Zwoliński (asysta Kubicki)

Jagiellonia: Węglarz (4) – Wójcicki (4), Arsenić (4), Runje (4), Kadlec (3) (83’ Prikryl – bez oceny) – Romanczuk (5), Pospisil (4) – Mystkowski (2) (76’ Wdowik – bez oceny), Imaz (5) (72’ Borysiuk – bez oceny), Makuszewski (5) – Puljić (6).

Lechia: Kuciak (6) – Pietrzak (5), Tobers (4), Nalepa (4), Fila (6) – Gomes (7) (69’ Conrado – bez oceny), Kubicki (6), Gajos (3) (46’ Zwoliński – 8), Makowski (4), Mihalik (3) (46’ Saief – 5) – Paixao (4).

Sędzia: Bartosz Frankowski (Toruń).

Nota: 6.

Żółte kartki: Romanczuk.

Piłkarz meczu: Łukasz Zwoliński.


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się