Autor zdjęcia: Norbert Barczyk / PressFocus
Nie mam żalu do nikogo. Grali piłkarze lepsi ode mnie - Szymon Matuszek dla 2x45
Z obecnej kadry Górnika Zabrze, Szymon Matuszek legitymował się najdłuższym stażem. Przeżył niespodziewany spadek do I ligi w sezonie 2015/2016, jeszcze bardziej zaskakujący awans rok później, a potem był jednym z ojców awansu zabrzan do europejskich pucharów po 23 latach przerwy. Po 4,5 roku nieprzerwanych występów, działacze 14-krotnych mistrzów Polski nie przedłużyli jednak umowy ze swoim kapitanem. W rozmowie z www.2x45.info Szymon Matuszek wspomina minione pół dekady spędzone przy ulicy Roosevelta, wyjaśnia dlaczego skończyła się jego przygoda z Górnikiem oraz wyjawia jakie ma plany na przyszłość.
***
Zakręciła się łezka w oku po pożegnalnym spotkaniu z Zagłębiem Lubin?
Na pewno. Spędziłem tu 4,5 roku, przeżyłem wiele emocji, zarówno dobrych, jak i złych. Najważniejsze dla mnie było to, że rozstaliśmy się z Górnikiem w pozytywnych stosunkach, a przecież nie zawsze tak wyglądają pożegnania z klubami. Oczywiście najlepszym pożegnaniem z Zabrzem byłoby zwycięstwo, ale niestety, nie zawsze tak się da.
Kiedy zdał pan sobie sprawę, że nie ma już żadnych szans na przedłużenie umowy z Górnikiem?
Z trenerem na ten temat nie rozmawiałem, bo obaj uważamy, że od słów ważniejsze są czyny. Natomiast z biegiem czasu, zwłaszcza po wznowieniu rozgrywek po pandemii, widziałem, że szkoleniowiec ma innych kandydatów do gry, a ci go nie zawodzili. Wiedziałem już wówczas, że to koniec mojej gry w Górniku. Przygotowałem psychicznie rodzinę, na to co nas czeka i oczekuję teraz nowych wyzwań.
Dla pana ostatnie miesiące były szczególnie trudne, bo przez pandemię, nie mógł pan udowodnić działaczom, że należy się panu nowa umowa. Jak psychicznie zniósł pan ten czas?
Była to podwójna motywacja, do ciężkich ćwiczeń indywidualnych w domu, bo w inny sposób nie mogłem utrzymać formy. Gdybym na przykład, miał jeszcze kontrakt ważny dwa lata, pewnie inaczej bym do tego podchodził, a tak wiedziałem, że te domowe ćwiczenia to moja jedyna szansa. Nie było łatwo, bo czas uciekał i nie wiedziałem, czy w tym sezonie Ekstraklasa w ogóle będzie wznowiona, ale robiłem swoje i ciężko pracowałem. A że nie wyszło, to już inna sprawa.
Co pana zdaniem zadecydowało w głównej mierze, że pański kontrakt nie został przedłużony?
Złożyło się na to kilka czynników. Trener zmienił koncepcję, w środku pola zaczęli występować zawodnicy bardziej usposobieni ofensywnie jak Roman Prochazka. Na miarę oczekiwań zaczął też grać Alasana Manneh. Z dyspozycją tego duetu zbiegły się również dobre wyniki Górnika, który od wznowienia rozgrywek był niepokonany w sześciu kolejnych meczach. Sam też zdaję sobie sprawę, że nie byłem w takiej formie, jak w poprzednich latach. Dlatego też na nikogo w Zabrzu nie jestem obrażony, bo widziałem, że w ostatnim czasie na mojej pozycji występowali po prostu piłkarze lepsi ode mnie.
Jak współpracowało się panu przez te wszystkie lata z Marcinem Broszem? Zgodzi się pan z opinią, że to jeden z najbardziej niedocenianych trenerów w Polsce?
Jest dokładnie tak, jak pan mówi. Przed pracą w Zabrzu awansował przecież z beniaminkiem Piastem Gliwice do Ligi Europy. A gdy zwolniono go z tego klubu, długo nie mógł znaleźć pracy, mimo że cv miał już wtedy imponujące. Do Górnika trener Brosz przyszedł zaraz po spadku i mieliśmy różne momenty. Widział mnie wówczas na prawej obronie, co mi się od początku nie podobało. Jestem jednak takim zawodnikiem, który nie narzeka, tylko gra, nawet jeśli widzę, że nie pokazuje na danej pozycji 100% swoich możliwości. Początek sezonu mieliśmy jednak słaby (jedno zwycięstwo w sześciu meczach - przyp. mk), więc szkoleniowiec zdecydował się jednak przesunąć mnie do środka pola i od tego czasu już wszystko szło dobrze.
Co ciekawe, wielokrotnie czytałem i słyszałem, że jestem "synkiem" trenera, tymczasem pracując ze szkoleniowcem przez dwa lata w Piaście Gliwice trzy razy byłem na wylocie z klubu. Dwa razy byłem na wypożyczeniu, w Chojniczance Chojnice i Wiśle Płock, zaś potem odszedłem do Dolcanu Ząbki. Nie było więc tak, że ze względu na dawną współpracę, w Zabrzu byłem nietykalny. Na swoją pozycję musiałem sobie ciężko zapracować. Na pewno trener Brosz jest znakomitym nauczycielem. Praktyka, praktyka i jeszcze raz praktyka - tak go zapamiętałem. Do tego dochodziły dokładne i konkretne analizy, jak gramy my, jak gra przeciwnik. Nie jest może szkoleniowcem komunikatywnym, który spędza na rozmowach z zawodnikami długie godziny, ale taki właśnie ma styl - więcej robić, mniej gadać. I widać było po wynikach Górnika, że przynosi to efekty.
Chciałbym mu też podziękować za zaufanie, bo to właśnie on wybrał mnie na kapitana zespołu w I lidze po odejściu Adama Dancha. Był to trudny czas, bo zbliżał się koniec sezonu, a my byliśmy daleko za czołówką. Ze mną jako kapitanem na szczęście udało się awansować, zatem tym bardziej jestem szkoleniowcowi wdzięczny za wiarę we mnie w tamtym okresie.
Jakie są pana najmilsze wspomnienia z gry w Zabrzu?
Na początku muszę podziękować za Górnikowi za ostatnie dni, bo była pożegnalna konferencja, uroczysta kolacja, na której było bardzo miło i na której również nie zabrakło okazji do wspominek. Dla mnie zdecydowanie był to awans do Ekstraklasy. Nigdy nie zapomnę atmosfery w ostatnim meczu sezonu 2016/2017 z Wisłą Puławy. Nie mogłem w nim zagrać, bo byłem w trakcie rehabilitacji, ale na ławce denerwowałem się niemniej, niż koledzy na boisku. Później triumfalny powrót do Zabrza i świętowanie promocji z naszymi kibicami pod stadionem. Ten moment zapamiętam najbardziej.
Poza panem, Górnik opuszcza również Igor Angulo. Jakby pan wyjaśnił fenomen hiszpańskiego napastnika?
Nie jest to takie proste. Przychodząc do Górnika, Angulo tylko raz w karierze w ciągu sezonu przekroczył granicę 10 goli. W 2016 roku liczył sobie już 32 lata, więc biorąc te dwie rzeczy pod uwagę, nie było wówczas w Zabrzu zbyt wielu zwolenników tego transferu. Obronił się jednak na boisku i przeżył w Polsce najlepszy okres w karierze. Nie była to jednak kwestia genów czy wrodzonego talentu, tylko ciężka, solidna praca na treningach i profesjonalne prowadzenie się. Sam mając 31 lat, dużo się od niego nauczyłem. Znakomity piłkarz, ale też świetny kolega poza boiskiem, z którym mam nadzieję, że w dalszym ciągu będę utrzymywał kontakt.
Kto może być liderem Górnika, po odejściu Angulo?
To pokaże dopiero boisko, ale jeśli teraz miałbym typować, na pewno Piotr Krawczyk pokazał się w zeszłym sezonie parę razy z dobrej strony. Jeśli zostanie w Zabrzu na dłużej Georgios Giakoumakis, także może być mocnym punktem. No i przede wszystkim wracający do zdrowia Łukasz Wolsztyński, który był ważną postacią, zarówno na boisku, jak i w szatni. Myślę, że gdyby po wznowieniu rozgrywek był do dyspozycji trenera, udałoby nam się awansować do grupy mistrzowskiej.
Dziewiąte miejsce, które Górnik zajął w sezonie 2019/2020 najlepiej oddaje potencjał tego zespołu? Za mocni na spadek, za słabi na grupę mistrzowską?
Na pewno ambicje są dużo większe, ale też nie ukrywajmy, ciężko o stabilizację, gdy co pół roku ktoś odchodzi i non stop trzeba wprowadzać nowych zawodników. Gdyby stworzyć zespół z kadry z trzech ostatnich lat, na pewno można byłoby powalczyć o coś więcej. Klubu jednak na to nie stać. Dlatego dobrze, że trener Brosz nie boi się stawiać na młodych zawodników, wspieranych przez graczy doświadczonych. Jeśli ten trend się utrzyma i nie będzie już tylu ubytków, na pewno jest szansa na ambitniejsze cele.
Na koniec pytanie, co z pańską przyszłością? W mediach od dłuższego czasu pojawia się temat Podbeskidzia Bielsko-Biała.
Rozmowy trwają, ale na chwilę obecną nic nie mogę potwierdzić.