Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Własne

Cracovia za korupcję trafiła na karnego jeżyka

Autor: Bartosz Adamski
2020-07-29 19:30:20

Czekaliśmy kilkanaście lat, by Cracovia w końcu została rozliczona z czynów korupcyjnych. Tymczasem PZPN zamiast wymierzyć dotkliwą sankcję, postanowił negocjować. A krakowski klub skrzętnie skorzystał z nieoczekiwanej szansy i ugrał to, na czym mu zależało.

Zacznę od tego, że mierzi mnie nie tylko sama wysokość kary dla Cracovii, ale również 15 lat zwłoki w jej przyznaniu. Taki okres recesu sprawił, że w tej chwili praktycznie nie mógł zapaść wyrok wydany przez PZPN, który byłby w pełni adekwatny do czynu, jakiego dopuścili się panowie Jacek P. i Rafał R. Dopiero 30 stycznia tego roku sąd ogłosił, że ci dwaj jegomoście są odpowiedzialni za ustawianie spotkań. Zdaniem prokuratury rozstrzygnęli w sumie wyniki osiemnastu spotkań, były członek rady nadzorczej klubu został skazany za dwa. I w końcu, po kilkunastu długich latach, przez opieszałość wymiaru sprawiedliwości, mógł się sprawą zająć rzecznik dyscyplinarny, Adam Gilarski.

Nie wiedzieć jednak czemu, Związek postanowił negocjować z Cracovią. Takich rozmów mających na celu polubowne załatwienie sprawy nie było ani z Zagłębiem Lubin, ani z Koroną Kielce, ani z Arką Gdynia, ani z każdym innym klubem. Mało tego, gdy Zagłębie w 2008 roku przedstawiło swoją propozycję – 15 ujemnych punktów oraz 500 tysięcy złotych kary - Gilarski nie chciał o niej słyszeć i z hukiem zdegradował lubinian z ligi.

Tymczasem teraz PZPN po dwunastu latach zapytał Cracovię o zdanie, by przypadkiem jej za bardzo nie skrzywdzić. Mówił o tym też Zbigniew Boniek, podkreślając, że federacja ma twardy orzech do zgryzienia. - Ja wiem, że przeciwnicy Cracovii woleliby, żeby jej odjęto 10-15 punktów, ale nie wiem, czy to byłoby sprawiedliwe. Każdy patrzy przez pryzmat własnego interesu. PZPN musi być ponad tym i mamy świadomość, że po 17 latach trudno o sprawiedliwy, obiektywny wyrok - stwierdził w rozmowie z Interią.

Z tych śmieszno-strasznych negocjacji wyszedł także śmieszno-straszny kompromis w postaci pięciu minusowych punktów i miliona złotych kary. Tym samym "Pasy" swoich korupcyjnych przewinień praktycznie nie odczują. Zamiast trzech milionów złotych za wygranie Pucharu Polski, dostaną po prostu dwa miliony. A te kilka ujemnych punktów przy zaledwie jednym spadkowiczu w najbliższym sezonie nic nie znaczą. Da się je odrobić już w dwa spotkania. Byt w lidze nie jest jakkolwiek zagrożony, nie powinno to nawet szczególnie skomplikować walki o europejskie puchary.

Zgodzę się co do jednego: nie można było orzec wyroku, który byłby teraz w pełni adekwatny do czynu, jakiego dopuściła się Cracovia. Ale powinien mieć on więcej wspólnego z karami dla tych, którzy swoje czyny korupcyjne już odpokutowali. Gdyby krakowianie otrzymali minimum minus dziesięć punktów na starcie, moglibyśmy zacząć mówić o karze bez cudzysłowia. Czy byłaby dotkliwa? Tak. Czy oznaczałaby spadek? Niekoniecznie, dalej wszystko byłoby w rękach drużyny prowadzonej przez Michała Probierza. Już raz w Jagiellonii Białystok udało mu się wyjść z minus dziesięciu, a przecież wtedy było dwóch spadkowiczów, a nie jeden jak teraz.

Oczywiście, Cracovia nie mogła zostać zdegradowana, bo takiej kary nie ma już w regulaminie PZPN. No i z drugiej strony nie udowodniono ustawienia aż tylu spotkań co np. Górnikowi Polkowice albo nawet Górnikowi Łęczna. Ale w dalszym ciągu mogło jej zostać odjęte nawet 30 punktów. Tymczasem klub z Kałuży został ukarany sześć razy łagodniej niż przewiduje taryfikator. Uważam, że to kara za niska co najmniej o połowę. O połowę. 5 minusowych punktów i milion złotych to jest sankcja, która byłaby adekwatna np. za zaległości wobec zawodników, a nie za kupienie sobie awansu do Ekstraklasy. Spójrzmy tylko na kary w innych ligach.

 

 

Przecież surowszą karę od Komisji Dyscyplinarnej nawet na początku tego miesiąca dostała Pogoń Siedlce. Drugoligowcowi odjęto sześć punktów na start nowego sezonu za „niedozwolone wspomaganie farmakologiczne”. 

Gdzie w tym wszystkim logika i jakiś balans? Być może łatwiej byłoby je znaleźć, gdybyśmy poznali algorytm, według którego PZPN wylicza kary, zwłaszcza te korupcyjne. Takich informacji jednak nie ujawniono.

Nie jestem doktorem prawa, ale nie kojarzę przepisu ani wykładni, która mówiłaby, że przestępstwo z każdym mijającym rokiem powinno oceniać się bardziej pobłażliwie. A taką narrację próbował zastosować klub oraz PZPN, tłumacząc, że to już inna Cracovia niż ta, która awansowała wtedy do Ekstraklasy. Tymczasem nawet sam Janusz Filipiak, wówczas posiadacz 28% akcji, już w 2003 roku przyznawał, że jako właściciel ma pełną kontrolę nad klubem i jego finansami i decyduje, ile pieniędzy dawać i na co mają być wydane (do cytatu dokopał się Mateusz Miga ze sport.tvp.pl). Skoro tak, to siłą rzeczy gdzieś musiał usłyszeć coś o kupowaniu spotkań przez Cracovię.

Widać było, że Związkowi ta sprawa sprzed kilkunastu lat ciąży. Najchętniej by "nie grzebał w trupach", jak powiedział Boniek. Przyznał karę, bo przyznać musiał. A w zasadzie przystał na propozycję Cracovii, a nawet jej przyklasnął, zrzucając z siebie z radością ten balast. Mówiąc wałęsizmem, "nie chcem, ale muszem". Alibi Związek ma, ale niesmak pozostał, i to duży.

PZPN w całej tej sytuacji stracił wizerunkowo, i to sporo. Sprawę Cracovii poprowadzono w najgorszy z możliwych sposobów. Cała ta szopka z negocjacjami, dopuszczenie winnego do wyrokowania we własnej sprawie, przecieki do mediów, których celem było wybadanie gruntu - to wszystko złożyło się na totalną błazenadę. W dodatku PZPN przesłał jasny komunikat: jeśli chcesz kupować mecze, to wrzuć sobie w kalkulacje milion więcej na karę dla nas. Nie wygląda to na przestrogę przed konsekwencjami korupcji. Raczej na zachętę, bo za sam awans do elity można zarobić więcej, a to przecież dopiero przepustka do wielkich pieniędzy. I Cracovia też te kilkanaście lat temu zarobiła znacznie więcej niż teraz musi zapłacić. A to, że zmienili się w nim ludzie, nie ma znaczenia. Klub pozostał ten sam.

Ta kara ze sprawiedliwością nie ma wiele wspólnego. Okazało się bowiem, że forsą można zniwelować sobie sankcję punktową. Cracovia po prostu w całej tej sytuacji ugrała swoje. Odwlekała kwestię korupcji, przeciągała sprawę, próbowała ją możliwie najbardziej przygładzić, czego nawet nie ukrywał profesor Janusz Filipiak. Krakowianie podczas tych negocjacji z PZPN-em zwietrzyli swoją szansę i osiągnęli to, na czym im zależało. Zamiast odczuwać jakieś faktyczne reperkusje, trafili na karnego jeżyka. Superniania byłaby dumna.


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się