Autor zdjęcia: Własne
Brak logiki, brak rozsądku. W Wiśle Płock i Lechii sami są sobie winni
Brak logiki to stały problem polskich klubów. Nie sądziłem jednak, że objawi się on nawet przy sytuacji związanej z koronawirusem. Zwłaszcza że zostały sporządzone procedury, wystarczyło tylko stosować się do zaleceń. Co więc mogło pójść źle? Niestety, niektórych nie doceniłem.
Gdzie pojawiła się luka na jakiś błąd? W którym momencie można było coś zepsuć? Ano w sytuacji, gdy PZPN zwlekał z przesłaniem uaktualnionych wytycznych Komisji Medycznej.
I zaczął się samopas. A nie od dziś wiemy, że na taki polskim klubom pozwolić nie możemy. Bo to paraliżuje ich umysły i logikę, tak jak w działaniach Wisły Płock i Lechii Gdańsk. W obu tych klubach podjęto decyzję o powrocie po urlopach do treningów, w kilkuosobowych grupach, jeszcze przed wynikami testów na SARS-CoV-2. I co się okazało? Że i w Wiśle, i w Lechii mamy zakażonego zawodnika.
To pierwsze przypadki koronawirusa w naszej lidze. W końcu musiały one nastąpić, bo przecież w sumie w kraju mamy zainfekowanych 48 789 osób (stan na 5 sierpnia). Nie dało się tego zatem uniknąć. Ale można było już ustrzec się przed zawieszeniem treningów i przechodzeniem kwarantanny przez cały zespół.
Można było, gdyby tylko Wisła i Lechia zastosowały się do zaleceń. Takich, które przez cały czas pozostały niezmienne i nieodwołane. Mianowicie – eureka! - wystarczyło poczekać na wyniki testów na SARS-CoV-2, a nie na hurra rzucać się do treningów.
Jakoś w Legii, Rakowie, Śląsku, Piaście i innych klubach wpadli na pomysł, że najpierw upewnią się, iż nikt nie jest zakażony, a dopiero potem zaczną trenować. A nawet jeśli trafiłby się ktoś z dodatnim wynikiem, to po prostu można było go odizolować. Jedną osobę, a nie całą drużynę. Reszta nie musiałaby trafiać na kwarantannę, można byłoby spokojnie przygotowywać się do sezonu.
A tak w Płocku i Gdańsku mają teraz problem. I to problem wynikający przede wszystkim z własnej nierozwagi, a nie tylko nieszczęśliwego splotu zdarzeń. Cały zespół czeka przymusowa tygodniowa pauza od zajęć, którą sami sobie sprokurowali.
Jakby tego było mało, Lechia wydała groteskowe oświadczenie, w którym stwierdza między innymi, tu cytat, że "do czasu otrzymania wyników nie odbywały się spotkania grupowe, a treningi prowadzone były w grupach kilkuosobowych".
Wisła zaś tłumaczy się w taki sposób: - Po czasie wiemy, że mogliśmy zaczekać, ale przypomnę, że nikt ze strony PZPN, Ekstraklasy SA czy Komisji Medycznej PZPN nie wydał do tej pory żadnych rekomendacji i zaleceń w sprawie powrotu do treningów – powiedział Przeglądowi Sportowemu prezes Tomasz Marzec.
Czytając takie słowa, nie dziwię się już wcale, że akurat na te dwa kluby trafiło. Nie tylko z ich działań, ale również ze słów wyłania się totalna głupota. To po prostu jawne przyznanie się do problemów z logicznym myśleniem.
Nie lubię generalizowania, ale niestety znów okazało się, że kluby potrzebują bata nad głową i nie umieją same utrzymać dyscypliny. Mało tego, nie potrafią nawet zdroworozsądkowo myśleć. Musiały pojawić się wytyczne Komisji Medycznej – które zresztą utrzymują w mocy tylko to, co było wiadomo do tej pory! - by kluby zrozumiały, jak powinny postępować.
[KOMUNIKAT]
— PZPN (@pzpn_pl) August 5, 2020
Komunikat Zespołu Medycznego PZPN ws. rozgrywek 2020/2021.
WAŻNE 👉 https://t.co/JtgpH9Jsgu pic.twitter.com/zodIvoHVpN
Toć w tych zaleceniach nie ma nic nowego, czego kluby nie powinny wiedzieć. Naprawdę trzeba było czekać, by ktoś czarno na białym uświadomił im oczywistości? Że przed pierwszym treningiem trzeba przeprowadzić test, a dopiero potem można rozpocząć przygotowania? Że najlepiej, aby zawodnicy się wcześniej nie widywali ze sobą? Że po prostu trzeba działać jak w poprzednim sezonie, skoro to funkcjonowało udanie? Przecież na to wskazuje sama logika.
Wniosek z powyższych sytuacji jest jasny: nie można zostawić klubów bez kontroli, bo wtedy z powrotu rozgrywek będą nici. Niektóre z nich pokazały bowiem, że brakuje im jakiejkolwiek roztropności. Trzeba je prowadzić za rączkę i wskazywać wszystko palcem, by zrozumiały, jak powinny postępować. To przykre i smutne.
Teraz natomiast płocki klub – jak podał Przegląd Sportowy - poważnie rozważa, czy nie starać się o przełożenie pierwszych meczów w sezonie – w Pucharze Polski z GKS-em Tychy oraz ligowego ze Stalą Mielec. Pewnie podobne działania podejmie też Lechia.
Mam jednak nadzieję, że PZPN i Ekstraklasa SA nie ugną się i nie pozwolą na przeniesienie tych spotkań. To nie był bowiem przykry traf, tylko głupota i pośpiech. Nie powinno się temu pobłażać. Błąd leży po stronie tych klubów i to one są sobie winne, że obecnie nie trenują.
Patyczkować nie zamierza się też UEFA, której przepisy w dobie koronawirusa są klarowne: jeżeli w drużynie zdolnych do gry będzie trzynastu piłkarzy (w tym dwóch bramkarzy), to mecz będzie miał się odbyć. Ewentualnie drużyna zostanie uzupełniana młodymi zawodnikami z rezerw lub drużyn juniorskich (oczywiście będą oni musieli przejść badania). Jeżeli dany klub nie będzie w stanie złożyć chociażby trzynastoosobowej kadry na mecz, to jeśli do niego nie przystąpi (teoretycznie na boisko może wyjść minimalnie siedmiu graczy), może zostać ukarany walkowerem.
Oby sytuacja Wisły i Lechii była zatem przestrogą dla pozostałych klubów, też I i II ligi. To, że da się bezpiecznie grać podczas pandemii, przy kilkuset osobach w kraju zakażonych dziennie, udowodniono już wcześniej. Tylko trzeba utrzymać dyscyplinę. I myśleć.