Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Rafal Rusek / PressFocus

Puchar utracony na starcie – najbardziej spektakularne porażki zdobywców PP

Autor: Maciej Kanczak
2020-08-16 13:32:39

W minionej dekadzie, zdobywca Pucharu Polski aż pięciokrotnie ponownie dochodził do finału. Bywało jednak i tak, że triumfator rozgrywek o puchar „tysiąca drużyn” odpadał na długo przed decydującym starciem. I to nie rzadko, w kompromitujących okolicznościach.

Arka Gdynia – WISŁA KRAKÓW 2:0, 1/16 finału, sezon 2003/04

Starcie z gdynianami wypadło Białej Gwieździe między meczami w II rundzie eliminacji Ligi Mistrzów z Omonią Nikozją. Coś co miało stanowić cenny sprawdzian przed rewanżem z mistrzami Cypru, stało się dla krakowian ogromną męczarnią. A najlepsze jest to, że w zwycięstwie żółto-niebieskich nie było ani grama przypadku.

Gospodarze od pierwszych minut ruszyli do zdecydowanych ataków, wykorzystując niewytłumaczalny niczym letarg faworyta. Już w 7. minucie po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Rafała Murawskiego i błędzie Adama Piekutowskiego, do siatki Wisły trafił Grzegorz Podstawek. Jeszcze przed przerwą, na 2:0 podwyższył Murawski. Goście z Krakowa byli kompletnie bezradni. Nawet gdy w drugiej połowie przejęli inicjatywę, nie byli w stanie stworzyć groźniejszych sytuacji. Na boisku trup ścielił się gęsto. Sędzia Jacek Granat pokazał aż 10 żółtych kartek, zaś spotkanie z mniej lub bardziej poważniejszymi urazami zakończyli Mariusz Jop, Grzegorz Pater i Mirosław Szymkowiak.

Triumf nad mistrzem Polski był szczególnie cenny dla szkoleniowca Arki, Marka Kusto, który jako piłkarz, przy ulicy Reymonta spędził 10 lat. - Czasami wydawałoby się rzeczy niemożliwe, stają się faktem – nie krył radości po zakończeniu spotkania.

DYSKOBOLIA GRODZISK WIELKOPOLSKI – Korona Kielce 2:2 i 1:2, 1/8 finału, sezon 2005/06

Po historycznym awansie do Ekstraklasy, Korona Kielce w najwyższej klasie rozgrywkowej radziła sobie bez żadnych kompleksów. Faworytem dwumeczu w 1/8 finału w PP był jednak obrońca trofeum i wicemistrz Polski, nawet mimo faktu, że w listopadzie 2005 roku zajmował w tabeli dopiero 11. miejsce. Scyzory pokazały jednak, że w hierarchii polskiego futbolu nie uznają żadnych świętości.

Już pierwsze spotkanie w Grodzisku Wielkopolskim mogło zakończyć się sensacją. Goście już po kwadransie prowadzili 2:0 (gole Radosława Bilskiego i Grzegorza Piechny). Nie udało im się jednak utrzymać prowadzenia do końca. Najpierw kontaktowe trafienie zanotował Adrian Sikora, zaś w ostatniej minucie „swojak” przytrafił się Pawłowi Golańskiemu. Rewanż w Kielcach to już zupełnie inna historia.

Tym razem podopieczni Ryszarda Wieczorka wytrzymali presję. Znów jako pierwsi wyszli na prowadzenie (kolejny gol Piechny), a gdy Dyskobolia wyrównała (Piotr Rocki w 73. minucie), byli jeszcze w stanie skutecznie odpowiedzieć (trafienie Jakuba Grzegorzewskiego na osiem minut przed końcem spotkania). A przecież remis 1:1, także dawał awans do 1/4 finału złocisto-krwistym. O tym, że w triumfie Korony nie było przypadku, świadczył fakt, że kilka dni później, w spotkaniu ligowym, piłkarze ze stolicy województwa świętokrzyskiego, także byli lepsi, zwyciężając aż 3:0.

Stal Stalowa Wola – LECH POZNAŃ 0:0, k. 4-1, 1/16 finału, sezon 2009/10

Kolejorz słabo zaczął rozgrywki 2009/10, już po ośmiu kolejkach mając do Wisły Kraków dziewięć punktów straty. Niemniej, wydawało się, że wyeliminowanie Stali Stalowa Wola, która w końcówce września zamykała tabelę I ligi, nie powinno stanowić większego problemu. A jednak...

Przez 120 minut, piłkarze żadnej z drużyn nie byli w stanie zdobyć bramki. Poznaniacy od początku spotkania ruszyli do zdecydowanych ataków, korzystając z olbrzymiej tremy gospodarzy. Znakomite szanse mieli Sławomir Peszko, Semir Stilić, Marcin Kikut i Robert Lewandowski, ale żaden z nich nie potrafił pokonać Tomasza Wietechy. W drugiej połowie nadspodziewanie dobrze radziła sobie Stal, by w dogrywce znów oddać inicjatywę Kolejorzowi. Zespół Jacka Zielińskiego ogromnie irytował jednak nieskutecznością. Wykazał się za to czym innym, mianowicie brutalnością. Trzecia ekipa sezonu 2008/09 przystępowała bowiem do serii rzutów karnych w dziewiątkę, gdyż w dogrywce czerwone kartki otrzymali Seweryn Gancarczyk i Sławomir Peszko.

W konkursie jedenastek, gospodarze zachowali więcej zimnej krwi. Każdy z podopiecznych Janusza Białka pokonał Buricia. Z kolei w zespole Lecha, swoich szans nie wykorzystali Ivan Djurdjević i Dimitrije Injac. - Powiem krótko, po takim meczu trudno zebrać myśli. Mogę przeprosić tylko naszych kibiców, którzy przejechali 600 km, żeby zobaczyć taki blamaż. I to jest tragedia – stwierdził na konferencji prasowej, ogromnie rozczarowany Jacek Zieliński.

Górnik Zabrze – LEGIA WARSZAWA 3:1, 1/8 finału, sezon 2013/14

Niby przegrana z Górnikiem Zabrze, który po 21. kolejkach sezonu 2013/2014 był wiceliderem tabeli T-Mobile Ekstraklasy i do Legii tracił tylko pięć punktów, ujmy Legionistom nie powinna przynosić. Umieszczamy jednak ten mecz w tym zestawieniu ze względu na konsekwencje tej porażki. Bo właśnie ona była jedną z przyczyn zwolnienia Jana Urbana.

Faktem też jest, że Wojskowi w tym spotkaniu, jak podkreślał w relacji „Przegląd Sportowy”, zagrali skandalicznie słabo. Porażka 1:3 to w zasadzie najniższy wymiar kary, bo przy lepszej skuteczności gracze Ryszarda Wieczorka mogli strzelić kolejne trzy gole. Niepewny Duszan Kuciak, słabo dysponowana defensywa, środek pola dziurawy jak szwajcarski ser i kompletnie zagubiony Wladimer Dwaliszwili na desancie. Zabrzanie w zasadzie nie musieli konstruować żadnych akcji, wystarczyło tylko, że wykorzystywali błędy stołecznej ekipy. W tym spotkaniu, trenerskim nosem błysnął Wieczorek. Dwie z trzech bramek zdobyli wprowadzeni przez niego z ławki piłkarze (Wojciech Łuczak, Przemysław Oziębała), trzecią dołożył będący jesienią 2013 w życiowej formie Mateusz Zachara.

Zaraz po klęsce w Zabrzu, Urban pożegnał się z posadą. „PS” tę decyzję nazwał jedną z najbardziej brawurowych w historii Ekstraklasy, ale jeśli pod uwagę weźmie się brak awansu do fazy grupowej Ligi Mistrzów, kompromitację w fazie grupowej Ligi Europy (aż pięć porażek), sześć przegranych w rundzie jesiennej w lidze (więcej niż w całym sezonie 2012/13), a także odpadnięcie w słabym stylu z rozgrywek PP, można jednak zrozumieć włodarzy Legii.

Górnik Zabrze – LEGIA WARSZAWA 3:2, 1/16 finału, sezon 2016/17

Lato 2016 to był dla Legii przedziwny czas. Z jednej strony, warszawski zespół pewnie kroczył do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Z drugiej z kolei w Ekstraklasie dostawał baty z kim popadnie. Nic dziwnego więc, że stołeczni kibice trochę obawiali się starcia z Górnikiem, który właśnie przyzwyczajał się do I-ligowych realiów.

Zabrzanie absolutnie nie przestraszyli się Wojskowych i mimo niesprzyjających okoliczności, potrafili awansować do kolejnej rundy. „Chociaż nastrój jest ponury, rozwiewamy czarne chmury” - taki transparent wywiesili fani Górnika, a ich pupile zagrali według tej maksymy. Początek mieli bowiem faktycznie, wybitnie nieudany. Do przerwy przewaga Legii, udokumentowana trafieniami Kaspera Hamalainena i Nemanji Nikolicia, nie podlegała dyskusji. Czarne chmury w drugiej połowie przegnali jednak Dawid Kopacz i Rafał Kurzawa, doprowadzając do dogrywki. W niej znów błysnął Kopacz, którego gol w 105. minucie, przesądził o triumfie Górnika. - Jest mi wstyd, że przegraliśmy w taki sposób – załamywał ręce Besnik Hasi.

Co ciekawe, w Legii debiutował wówczas Vadis Odidja-Ofoe, zaś w Górniku Igor Angulo. Obaj przy ulicy Roosevelta nic wielkiego jeszcze nie pokazali, ale przyszłość miała już należeć do nich.


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się