Autor zdjęcia: Inter.it
Transferowy lock out – wzmocnienia Interu uzależnione od przyszłości Antonio Conte
625 mln euro – tyle grupa Suning Real Estate zainwestowała w Inter Mediolan od 2016 r. według raportu serwisu Calcio e Finanza. I choć wiele wskazuje na to, że chiński koncern nadal będzie pompował pieniądze w swoją mediolańską zabawkę, to jednak z wydaniem kolejnych milionów wstrzymuje się do zakończenia Ligi Europy. Powód? Przyszłość Antonio Conte.
Dla kibiców Nerazzurrich nie jest sekretem, że szkoleniowiec ich klubu, Anotnio Conte, jest na cenzurowanym. To wciąż pokłosie zbyt długiego języka 51-latka, który po zakończeniu ligowych zmagań zbombardował krytyką włodarzy mediolańczyków ze Stevenem Zhangiem i Giuseppe Marottą na czele. Mówiło się nawet, że za swoje słowa Conte zapłaci głową, ale zarząd Interu nie dał ponieść się nerwom i cierpliwie czeka na końcowy wynik zespołu w Lidze Europy. A ten zagra dzisiaj z Szachtarem Donieck nie tylko o wejście do finału i być albo nie być trenera, ale również o kształt tegorocznego mercato po niebiesko-czarnej części San Siro.
Di Marzio: rozłam w relacjach
Ziarno niepewności w tym temacie zasiał doskonale orientujący się w realiach rynku transferowego dziennikarz Gianluca Di Marzio. Udzielił niedawno wywiadu stacji Radio 24, w którym część poświęcono zakupowym planom Nerazzurrich. „Ofensywa Interu na rynku nastąpi na koniec rozgrywek w Lidze Europy, kiedy wyjaśnią się losy trenera. Nie jest bowiem tajemnicą, że relacje Conte z klubem nie są już idyllyczne” – deklarował. Od tego czasu media w Italii na własny sposób interpretują wypowiedź Di Marzio, ale większość zgadza się co do jednego – bez Conte Inter nadal będzie szastał dziesiątkami (setkami?) milionów euro, ale szelest banknotów będzie miał zupełnie inny oddźwięk.
Zacznijmy jednak od punktu wyjścia, czyli dzisiejszego meczu z Szachtarem. Jeśli Inter nie wyjdzie z niego zwycięsko, nad Antonio Conte zbiorą się czarne chmury. Niewykluczone, że wskutek niedawnych słów 51-latka, brak awansu do finału LE (albo i nawet brak wygranej w tych rozgrywkach) zostanie przez Zhanga potraktowany jako wystarczający powód, by wysłać Włocha na zieloną trawkę. I wtedy decyzja chińskiego prezydenta pociągnęłaby za sobą pierwsze skutki ekonomiczne. Conte pobiera bowiem astronomiczną pensję, oscylującą w okolicach 12 mln euro za sezon, co czyni go najlepiej zarabiającym trenerem w historii Serie A. Tymczasem jego kontrakt jest ważny do 2022 roku, co oznacza, że przy ewentualnym zwolnieniu w najbliższych dniach (godzinach?) musiałby otrzymać ogromne odszkodowanie, liczone w kilkunastu lub kilkudziesięciu milionach euro. Rozwiązanie umowy za porozumieniem stron? Nie, jeśli Conte – mimo porażki – będzie przekonany, że w następnym sezonie może być tylko lepiej.
Ale nie odprawa dla trenera byłaby dla Interu największą pułapką finansową. Zhang razem z grupą Suning chce grać ostro na rynku transferowym, momentami nawet nie licząc się z kosztami. Przykład pierwszy z brzegu? Podchody pod sprowadzenie Leo Messiego na San Siro. Nawet były właściciel Interu, Massimo Moratti przyznał, że ambicje nowego szefa w kontekście sprawdzenia Argentyńczyka nie są aż tak utopijne, jak brzmią. Bo abstrahując od aktualnych nastrojów w szatni Barcelony i tego, że Messiego chciałby każdy zespół na świecie, Nerazzurri są akurat w gronie tych, których stać na jego zakontraktowanie. Zdaje się, że Zhang wyznaje prostą zasadę: jeśli mam na coś pieniądze, to kupuję. Zatem jeśli będzie chciał pozbyć się Conte, wysokie odszkodowanie nie będzie traktowane przez niego jako argument przeciw takiej decyzji. Ale na pewno uderzy w jego kieszeń.
O wiele większą przeszkodą byłoby ponowne układanie zespołu pod dowództwem już nowego sternika (świeżo po zakończeniu rozgrywek we Włoszech mówiło się o Massimiliano Allegrim i Maurcio Pochettino). Dogmatem futbolu a’la Antonio Conte była i jest gra w schemacie z trzema stoperami oraz dwójką wahadłowych i Inter dał 51-latkowi przyzwolenie na przemodelowanie drużyny pod ten wariant taktyczny. Na życzenie Włocha sprowadzono m.in. Victora Mosesa i Ashleya Younga, a w następnym sezonie na tej pozycji występować ma także Achraf Hakimi. Na dodatek trener w swojej wizji widział Alexisa Sancheza i Christiana Eriksena, na co też przystali włodarze klubu. Tymczasem jak opisuje La Gazzetta dello Sport, jeśliby kontynuować tę filozofię, to klub potrzebuje jeszcze więcej wzmocnień – na każdej pozycji. W kręgu zainteresowań znajdują się choćby Edin Dzeko, Sandro Tonali, Robin Gosens (lub Junior Firpo w jego miejsce), a także Chris Smalling. Dlaczego jednak Marotta wciąż nie wykonał ani pół kroku, by ich przeprowadzki do stolicy Lombardii stały się faktem?
Wyścig z Juventusem
Odpowiedź na wcześniejsze pytanie wydaje się prosta. Jeśli Inter wciąż nie jest pewny czy pozostawi trenera na stanowisku, nie ma najmniejszego sensu kupować nowych zawodników. Jak podała większość mediów w Italii, Zhang już kontaktował się np. z Allegrim, który już raz był następcą Conte w Juventusie. Wówczas jedną z pierwszych decyzji taktycznych „Maxa” był powrót do formacji z czterema obrońcami. Podobny ruch w Interze sprawiłby, że wśród stoperów i wahadłowych (wg La Gazzetty bardzo potrzebnych od zaraz) musiałoby dojść do przetasowań. W tej sytuacji wstrzemięźliwość Zhanga i Marotty na mercato wydaje się słuszna. Obaj chcą poczekać na rozwój wypadków w Lidze Europy, niż ślepo pompować miliony euro w piłkarzy, którzy – jeśli zakładamy upadek Conte – wcale nie muszą nadawać się do wizji nowego szkoleniowca.
Choć oczywiście to tylko teoretyczne rozważania. Może być przecież tak, że Allegri w pełni wykorzystałby zastaną kadrę, tyle że pod innym reżimem taktycznym. Albo Pochettino zamiast do Barcelony, przyjdzie do Interu i będzie kontynuować grę trójką z tyłu. Mediolańczycy mogą też zarzucić sieci stricte na trenera, który fascynuje się taką filozofią, żeby niczego nie zmieniać w erze post-Conte. Wariant taktyczny, w którym Nerazzurri będą występować w kolejnej kampanii urósł do fundamentalnej sprawy w odniesieniu do rynku transferowego. Ale dla kipy z San Siro nieoczekiwanie pojawiły się nowe szanse na włoskich boiskach i mają one związek z tym, z kim przegrali scudetto – z Juventusem.
Wszystko dlatego, że Andrea Pirlo, nowy sternik Starej Damy, większość minionego weekendu spędził z dyrektorem sportowym, Fabio Paraticim, układając strategię kadrową na najbliższe lata. La Gazzetta w graficznym skrócie przedstawiła, że obecny zespół Juve został podzielony na trzy części: czerwoną, żółtą i zieloną, w której ta pierwsza to zawodnicy do odstrzału (Higuain i Khedira. Matuidi już odszedł do Interu Miami), a drudzy nie mogą być pewni swojej przyszłości w Turynie. Jeśli na Allianz Stadium dojdzie do personalnej rewolucji, wówczas szanse Interu na odzyskanie mistrzostwa Włoch automatycznie pójdą w górę. A jeśli wręcz Juventus będzie zawodził, a Lazio nie utrzyma poziomu z sezonu 2019/20, Nerazzurri z automatu staną się głównym kandydatem do scudetto. Zhang i Marotta zapewne myślą analitycznie i jeśli doszli do takich samych wniosków – powinni je potraktować jako magnes na rynku transferowym. Tyle że najpierw chcą wyjaśnić sprawę trenera.
Tym bardziej, że na Półwyspie Apenińskim wydają się jedynymi, którzy mogą finansowo rywalizować z Juventusem. W związku z potrzebą wzmocnień w obu klubach istnieje grupa zawodników, którymi interesują się i jedni, i drudzy. Weźmy np. Sandro Tonaliego z Brescii, którego widziałby u siebie Pirlo, ale dopiero kiedy sprzeda kilku piłkarzy ciążących klubowej liście płac. Gdyby Inter już dziś był pewny, że Conte pozostanie na ławce trenerskiej, zapewne Tonali czekałby już na dopięcie ostatnich formalności z nowym klubie. W następnych latach takich wyścigów transferowych: Inter vs. Juve może być znacznie więcej.
Na razie jednak Zhang ściąga nogę z gazu, choć gdy jego ojciec (większościowy udziałowiec w grupie Suning Real Estate) pierwszy raz przyjechał do Włoch w 2016 roku, jasno zdefiniował rolę chińskiego przedsiębiorstwa w klubie: „W przyszłości Inter musi być najlepszy na świecie. A zatem zdobyta musi zostać Liga Mistrzów”. Do tej pory jednak jego syn bez skutku próbował osiągnąć ten cel wydawaniem setek milionów euro i nawet nie zbliżył się do władzy na własnym podwórku. A teraz stoi przed zupełnie nowym wyzwaniem – wszystkie działania podczas mercato musi skoordynować pod kilka opisanych powyżej scenariuszy i dopiero sięgać do kieszeni. Najbliższe dni i takie spotkania jak z Szachtarem pokażą, czy Steven Zhang wciąż będzie podpisywać czeki na prośbę Antonio Conte, czy już jego następcy.