
Autor zdjęcia: CITYPRESS24 / PRESSFOCUS
Bezwzględna maszyna van Gaala - jak 10 lat temu Bayern rywalizował z Lyonem
Gdy taśmowo zdobywali mistrzostwo Francji, ich szczytem możliwości w Lidze Mistrzów był ćwierćfinał. Dopiero kiedy w Ligue 1 utracili pozycję hegemona, doszli do upragnionego półfinału. Tam jednak rozbił ich Bayern Monachium, aż dziewięć lat czekający na awans do tej fazy rozgrywek. W środę przed Olympique Lyon okazja do upragnionego rewanżu.
Bawarczycy w dwumeczu okazali się zdecydowanie lepsi od Les Gones. W Monachium wygrali 1:0, w Lyonie zaś 3:0. Tak łatwa przeprawa z drużyną Claude Puela była zaskakująca, jeżeli weźmie się pod uwagę jak wyglądała droga obu ekip do ½ finału.
W przypadku FCB w tamtej edycji Champions League wszystko było na styk. Awans do fazy pucharowej zapewnił sobie dopiero w ostatniej kolejce, bijąc w Turynie Juventus aż 4:1. Owszem, była to wygrana efektowna, ale wcześniej, ówcześni wicemistrzowie Niemiec zremisowali ze Starą Damą u siebie, dwukrotnie okazali się również gorsi od zwycięzcy grupy A, a więc Girondins Bordeaux. Z kolei w rywalizacji w 1/8 finału z AC Fiorentina (2:1 i 2:3) i ¼ finału z Manchester United (2:1, 2:3), promocję do kolejnej rundy, zapewniali sobie dzięki większej liczbie goli strzelonych na wyjeździe.
Dla porównania, Olympique Lyon zajął 2. miejsce w grupie E, wyprzedzając Liverpool FC (1:1 i 2:1). W 1/8 finału w wielkim stylu wyeliminował Real Madryt (1:0 i 1:1), zaś w ¼ finału okazał się lepszy w bratobójczej rywalizacji z Bordeaux (3:1 i 0:1). Nic dziwnego więc, że przed dwumeczem z OL, prezydent Bayernu, Karl-Heinz Rummenigge stwierdził: - To pojedynek równych sobie. Nie jesteśmy słabsi, ale z pewnością nie jesteśmy też faworytem.
Krajobraz przed bitwą
Oba zespoły były w kwietniu 2010 na zupełnie różnym etapie. „Bawarczyków”, liżących rany po przegranej walce o mistrzostwo Niemiec z VfL Wolsfburg w sezonie 2008/2009, latem przejął Louis van Gaal, który z kolei AZ Alkmaar w tym samym czasie, sensacyjnie wygrał Eredivisie. Oczywiście jednym z celów Holendra był odzyskanie tytułu w Bundeslidze, ale priorytetem był powrót do europejskiej elity. Dość powiedzieć, że od triumfu w LM w rozgrywkach 2000/2001, Bayern ani razu nie znalazł się już w ½ finału! Van Gaal, który z Ajaksem wygrywał CL w 1995 roku, teraz miał monachijczykom przywrócić godność na arenie międzynarodowej.
W pierwszej dekadzie XXI wieku, wielokrotni mistrzowie Niemiec mieli na swoim koncie bowiem kilka poważnych kompromitacji. Odpadnięcie z LM już na etapie fazy grupowej w sezonie 2002/2003, klęski w dwumeczach z AC Milan (2:5, 2004/2005) czy z FC Barcelona (1:5, 2008/2009). Z pewnością w Europie rywalom na dźwięk słowa „Bayern”, raczej nie miękły nogi. I słynny Holender miał to zmienić.
Proces ten LvG zaczął od wpuszczenia do monachijskich żył świeżej krwi, w osobach takich piłkarzy jak David Alaba, Holger Badstuber, Diego Contento czy Thomas Muller. Szybko nawiązał nić porozumienia ze swoim rodakiem Arjenem Robbenem oraz na chwilę uczynił Ivicy Olicia napastnika klasy światowej.
W Lyonie z kolei obserwowaliśmy powolny zmierzch ekipy, która w latach 2002-2008 kompletnie zdominowała ligę francuską. W kadrze na sezon 2009/2010 Puel miał do dyspozycji co prawda jeszcze 14 zawodników, którzy z OL zdobywali niejedno mistrzostwo, do tego doszła pokaźna grupa klasowych zawodników (Hugo Lloris, Miralem Pjanic, Bafetimbi Gomis czy Lisandro Lopez), ale to było za mało, by w tamtej kampanii odzyskać prymat, utracony rok wcześniej po raz pierwszy. Okazało się to również za mało, aby wyeliminować znakomicie dysponowany w końcówce kwietnia Bayern.
Z pomocą natury
Pierwszy mecz odbył się 20 kwietnia w Monachium. Gospodarze już po 20. minutach mogli prowadzić 3:0, ale świetnych okazji nie wykorzystali Bastian Schweinsteiger, Franck Ribery i Ivica Olić.
Ta przewaga mogła zdać się jednak na nic w 37. minucie, kiedy to z boiska wyleciał Ribery. Francuz ostro zaatakował kostkę Lisandro Lopeza i arbiter Roberto Rosetti nie miał wątpliwości, co począć z wicemistrzem świata z 2006 roku. Dla byłego gracza Olympique Marsylia to był zresztą bardzo trudny okres. Od początku sezonu zmagał się z licznymi kłopotami zdrowotnymi (uraz przywodziciela, problemy z więzadłem rzepki, uraz stawu skokowego), przez co stracił pewność w grze. W rywalizacji z OL było to aż nader widoczne. - To nie był łatwy moment. Zdawaliśmy sobie sprawę, że w drugiej połowie każdy z nas musi dać z siebie o 20% więcej. Przez chwilę zaczęliśmy również myśleć, że w takich okolicznościach remis nie byłby złym wynikiem - zdradził nastroje w przerwie w monachijskiej szatni, Arjen Robben.
Zaraz na początku drugiej połowy, skład osobowy szybko się jednak wyrównał, bo Jeremy Toulalan w odstępie ledwie trzech minut zobaczył dwie żółte kartki i także musiał opuścić boisko. Bayern poczuł krew i błyskawicznie przejął inicjatywę, czego efektem była bramka duetu Robben-Muller. Holenderski skrzydłowy, w swoim stylu ruszył z piłką z prawej strony, następnie zszedł do środka pola karnego i uderzył w kierunku francuskiej bramki. Futbolówka po drodze odbiła się jeszcze od głowy Mullera i kompletnie zmyliła Hugo Llorisa. UEFA ostatecznie bramkę zapisała Robbenowi, ale kto wie, czy faktycznie wpadłaby do siatki, gdyby nie Niemiec. Lyon w drugiej połowie był już kompletnie bezradny. Nie zdołał oddać choćby jednego celnego strzału. Ba, w pierwszej odsłonie, ledwie raz zdołał zagrozić Hansowi-Jorgowi Buttowi.
Na mierną dyspozycję Les Gones z pewnością niebagatelny wpływ miał fakt , że do Monachium musieli jechać aż 860 km autokarem. A wszystko przez erupcję islandzkiego wulkanu Eyjafjallajokull, który sparaliżował wówczas ruch lotniczy w całej Europie. - Na pewno długa podróż zebrała swoje żniwo, ale nie może być dla nas żadnym usprawiedliwieniem - stwierdził po końcowym gwizdku, Anthony Réveillère. - To jeszcze nie koniec, ale w rewanżu musimy się ze znacznie lepszej strony pokazać w ataku. Nasza publiczność powinna nam w tym pomóc - dodał Miralem Pjanić.
W Monachium też nikt jeszcze nie otwierał szampanów. - Nic nie jest jeszcze przesądzone. Mamy przewagę przed rewanżem, ale nie dużą - powiedział Robben. Co ciekawe, najbardziej buńczucznie, o meczu w Lyonie wypowiadał się…szkoleniowiec FCB. - Pokazaliśmy dzisiaj siłę. Nawet grając chwilowo w osłabieniu, przeważaliśmy. Przed rewanżem jestem spokojny, na wyjeździe zawsze strzelamy - przyznał pewny siebie van Gaal.
Olić superstar
Owszem, LvG miał rację, Bayern poza domem w LM w 5 meczach zdobył 12 bramek. Holender zapomniał jednak o dwóch istotnych rzeczach. Po pierwsze, aż trzy z tych spotkań przegrał (z Bordeuax, Fiorentiną i MU). Po drugie, OL na Stade Gerland w tamtej edycji CL nie poniósł porażki, a przecież gościł takie firmy jak Liverpool, Fiorentina czy Real. W dodatku, w weekend poprzedzający mecz rewanżowy, Bayern tylko zremisował w Bundeslidze z Borussią Monchengladbach 1:1.
W Lyonie z kolei wszystko było podporządkowane rewanżowemu spotkaniu. Francuska federacja zgodziła się przełożyć ligowy mecz Olimpijczyków z AS Monaco, a Claude Puel z podopiecznymi udał się na krótkie zgrupowanie. Piłkarze mieli się wyluzować, rozerwać (golf, wędkarstwo), i jak najmniej myśleć o rywalizacji z Bayernem. Przed spotkaniem z Królewskimi, taki mini-obóz przyniósł efekty. - Musimy być przedsiębiorczy i racjonalnie gospodarować siłami. Nie możemy też jednak zwlekać z atakiem, bo przecież przegrywamy 0:1 - mówił przed meczem Puel. Cris z kolei dodał: - To wielki moment w naszej historii. Musimy być zrelaksowani, a jednocześnie skupieni. Piękne to były słowa, ale cele i marzenia Lyonu drugie stracie brutalnie zweryfikowało.
Brazylijski defensor tyle mówił o relaksie i skupieniu, ale sam nie wziął tego zbytnio do siebie, bo między 59. a 60. minutą otrzymał dwie żółte kartki. Gdy schodził z boiska, jego zespół przegrywał, ale tylko 0:1, więc nie stracił jeszcze wszelkich szans na finał. Osłabiony brakiem swojego kapitana OL, wkrótce stracił kolejne dwie bramki. A wszystkie trafienia tego wieczora były dziełem jednego człowieka - Ivicy Olicia.
- Czy jestem w życiowej formie? Możliwe. Niemniej cały zespół gra fenomenalnie, a ja po prostu z tego korzystam - żartował po zakończeniu spotkania Chorwat. Jego klubowy kolega Philip Lahm, nie miał jednak wątpliwości: - Ivica od początku rozgrywek haruje jak wół i gole są tego efektem. We wszystkich rozgrywkach w tamtym okresie, były as HSV aż 19-krotnie trafił do siatki. Dla porównania Miroslav Klose czynił to tylko sześć razy, a Luca Toni zaledwie raz. Kroku Oliciovi dotrzymywał tylko Mario Gomez, który na koncie miał 14 bramek.
- Bayern stłamsił nas fizycznie. Kontrolowali grę i zmuszali nas do ciągłego biegania. Wynik jest niesprawiedliwy w stosunku do zdrowia i serca, jakie w ten mecz włożyli moi gracze - przyznał po meczu zasmucony Puel. Triumfował za to van Gaal: - Byliśmy znakomicie zorganizowani i tak grając, naprawdę ciężko będzie nas pokonać. Moi piłkarze wiedzą już, jak to jest spędzić osiem miesięcy z van Gaalem. Nie jest to łatwe, ale za to jakie przynosi efekty!
Starcie z Lyonem było jednak ostatnim wielkim występem Bawarczyków pod wodzę holenderskiego szkoleniowca. W wielkim finale w Madrycie, Inter Mediolan nie dał szans Bayernowi, zaś w kolejnym sezonie FCB z LM odpadł już w 1/8 finału (notabene również z Nerrazzurich), zaś w Bundeslidze lepsza okazała się Borussia Dortmund. Van Gaal zresztą z Monachium został pogoniony już w kwietniu. Holender jednak swoje zadanie spełnił - przywrócił Bayernowi godność i znów uczynił zespół, groźnym nie tylko w lidze niemieckiej. Od 2010 roku 30-krotni mistrzowie Niemiec aż trzykrotnie grali w finale Ligi Mistrzów (i raz zdobyli Puchar Mistrzów), do tego czterokrotnie znaleźli się w najlepszej czwórce tych rozgrywek.
Dla Lyonu z kolei to były ostatnie podrygi na europejskiej arenie. Przez kolejną dekadę, tylko dwa razy awansował do fazy pucharowej CL. Czterokrotnie zaś w ogóle nie kwalifikował się fazy grupowej. Jedynym godnym uznania wynikiem na międzynarodowych salonach był półfinał Ligi Europy w sezonie 2016/2017. Aż do teraz.