Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Własne

Burdel, którego nie uprzątnie żaden trener. Dawać już te wybory mniejszego zła!

Autor: Mariusz Bielski
2020-08-20 18:30:17

Mało rzeczy sprawia mi taką satysfakcję jak ten moment, w którym okazuje się, że miałem rację. Jest w tym jakaś perwersja, cóż poradzić. Tym razem na przykład miałem rację w związku z Quique Setienem, którego krótka kadencja w Barcelonie okazała się totalną porażką.

Kiedy moja Blaugrana przerżnęła absolutnie wszystko, co w sezonie 2019/20 przerżnąć się dało, ja z pełnym przekonaniem mogę napisać – a nie mówiłem?

Że zwolnienie Valverde to w gruncie rzeczy sztuka dla sztuki?

Że nie było kandydata-pewniaka w jego miejsce?

Że zatrudnienie Quique Setiena to pójście ze skrajności w skrajność?

Że romantyzm w kwestii stylu gry to coś zbyt naiwnego, gdy zamierzasz grać o najwyższe cele?

Że Setien to szkoleniowiec ślepo zakochany w dogmatach, które sprawią, iż Barca zacznie wyglądać bardzie jak Rayo Jemeza niż PepTeam?

Że 0:0 i 2:2 to w sumie żadna różnica biorąc pod uwagę ostateczny efekt?

Że cules, jak rzucali mięsem na nudną drużynę Valverde, tak później będą rzucać mięsem na elektryczny zespół Setiena?

Że problemy Barcelony sięgają znacznie głębiej niż na ławkę trenerską?

No mówiłem, wielokrotnie. Ach, powinienem zostać prezydentem Dumy Katalonii…

 

 

Część osób oczywiście także dostrzegała zagrożenie i również z dystansem podchodziła do szalonego szachisty w roli trenera Blaugrany, aczkolwiek znacznie częściej spotykałem się z głosami, które albo kazały mi się walnąć czymś ciężkim w głowę, albo robiły z Setiena Chrystusa futbolu. Ewentualnie obie opcje się łączyły.

Doprawdy nie potrafię zrozumieć na czym opierał się ówczesny hurraoptymizm cules. I wtedy, i teraz odnoszę wrażenie, że Kantabryjczyk został obdarzony tak wielkim zaufaniem ze strony kibiców nie za swój genialny warsztat, lecz wcześniejsze platoniczno-miłosne wyznania wobec Johana Cruyffa oraz karesy w kierunku Sergio Busquetsa czy Leo Messiego. Natomiast przymknięto oko na wiele niezaprzeczalnych wad Setiena. Na przykład brak obycia z gwiazdami. Gdzie miał się tego nauczyć, w Las Palmas? Bez żartów. Lub kłótliwość i zero autorefleksji względem własnych metod pracy. Jak to, Quique coś może robić źle?! Nieprawdopodobne...

Przede wszystkim jednak należało spodziewać się katastrofy ze względu na fakt, iż mówimy o trenerze, który zawsze stawiał styl gry ponad wyniki. Znów – w mniejszych klubach to podejście może mieć sens. Tam, gdzie szkoleniowiec może robić za nauczyciela, a nie menedżera bardziej zarządzającego najpierw ego podopiecznych, a dopiero potem taktyką i innymi sprawami.

W momencie, gdy piszę ten fragment, uśmiech na mej twarzy pojawia się mimochodem, niczym odruch bezwarunkowy. Futbol juniorski – ile w tym kontekście mówiło się o wyżej wspomnianym podejściu w ostatnich latach? Reeety, nie było tygodnia, żebym o czymś takim nie przeczytał. Tyle że gdyby działacze Barcelony kierowali się takimi argumentami, w następnej kolejności równie dobrze mogliby wyciągnąć Wojciecha Stawowego z ŁKS-u. Filozofia się zgadza, do tego przez 5 lat pracował w Escoli Varsovia, która przecież korzysta z know-how La Masii…

No ale wracając na główny tor – prawda jest taka, że Setien na Camp Nou znacznie więcej rzeczy schrzanił niż naprawił po Valverde. Ba, zaryzykuję tezę, iż pod jego wodzą drużyna cofnęła się w rozwoju praktycznie pod każdym względem. Indywidualnie nikt nie zaczął wyglądać lepiej, rewolucyjnych taktycznych rozwiązań nie uświadczyliśmy, a i pod kątem wprowadzania wychowanków było tak sobie.

Nowym szkoleniowcem został już Ronald Koeman, lecz odnoszę wrażenie, że przy argumentacji dlaczego akurat on znowu popełniane są te same błędy co praktycznie zawsze od momentu, gdy odchodził Guardiola.

 

 

Kurde, gdyby na tym to polegało, to byle eks-piłkarz mógłby prowadzić każdą ekipę do największych sukcesów. W takim razie dlaczego nie Oleguer? Czemu nie Gabri? Albo może od razu Ronaldinho?!

W tym momencie w zasadzie wszystko mi jedno kto będzie prowadził tę ekipę. Póki nie uprzątnie się burdelu w gabinetach, nie będzie mowy o ponownym podbijaniu Europy w imponującym stylu. Syf wysypuje się z szuflad aż na boisko i nie dam się przekonać za Chiny Ludowe, że jest inaczej. Wystarczy spojrzeć na politykę transferową za kadencji Josepa Marii Bartomeu. Polegała ona mniej więcej na zasadzie: „ooo, ten typ błysnął w Bundeslidze? Bierzemy, macie tu 100 baniek! A ten pokazał się w angielskie, sru, macie 150 milionów! O, a tamten typ był wyróżniającą się postacią w zespole grającym skrajnie inaczej niż my. Ale kto bogatemu zabroni? Weźcie 120 baniek, śmiało!” Zero zastanowienia czy będzie pasował pod kątem charakterystyki, pozycji, charakteru. O nieumiejętnym sprzedawaniu zbędnych graczy lepiej się nie rozpisywać, bo włosy jeżą się na każdej części ciała. Takie podejście to nawet w Ekstraklasie byłby skandal i nieporozumienie, a my przecież mówimy teraz o jednym z największych klubów na świecie… Cóż, proporcje.

– Sięgnęliśmy dna – rzucił Gerard Pique po historycznym wpierdolu 2:8 od Bayernu. Na ile go znam, uważam, iż należy tu czytać między słowami, że stoper miał na myśli nie tylko dyspozycję na boisku.

Czekam zatem na wybory prezydenta Barcelony jak na boskie zmiłowanie, ponieważ nie wyobrażam sobie, aby Duma Katalonii z zarządem w obecnym składzie była w stanie znacznie się odbić. Bartomeu osobiście grzebie szanse na pozytywny scenariusz za swojej kadencji. – Mamy kryzys sportowy, a nie instytucjonalny – stwierdził. Otóż, panie Josepie, gówno prawda. Wasz kryzys sportowy wprost wynika z tego instytucjonalnego, nie odwrotnie, nie inaczej. Nie kto inny jest za to odpowiedzialny, lecz sam Bartomeu.

Obawiam się jedynie, że kiedy już dojdzie do wyborów, może skończyć się jak zawsze, czyli głosowaniem za mniejszym złem. W tym momencie największym opozycjonistą gotowym stanąć w szranki z obecnymi sternikami jest niejaki Victor Font, do którego już na samym wstępie mam duże zastrzeżenia.

 

 

Przecież to jest totalnie kretyńskie! Od razu widać, że mamy do czynienia z człowiekiem, dla którego celem samym w sobie jest podejmowanie decyzji odwrotnych, niż zrobiłby to Bartomeu. Niezależnie czy będzie chodziło o najważniejsze kwestie (kierowanie La Masią, renowacja Camp Nou, transfery), czy totalne bzdury typu… Sam nie wiem, parzenie kawy rozpuszczalnej zamiast fusiastej. Byleby wyszło inaczej. Małostkowe i po prostu dziecinne. Tak to ja się zachowywałem na przełomie przedszkola i podstawówki, gdy chciałem zrobić mamie na złość…

Jeszcze tylko dorzucić do tych wyborów jadącego na sentymentach krzykacza Joana Laportę i będziemy mieli komplet. Barceloński trójkąt bermudzki.

A poza tym? Jak zwykle trudno dostrzec kogoś sensownego. Merytorycznego. Charyzmatycznego. Budzącego zaufanie. Spoza układu obecnego lub dawnego. Jeśli wy dostrzegacie kogoś takiego, chętnie zapoznam się z jego sylwetką, dajcie znać w komentarzach.

Tak, tak, wiem co napiszecie: Gerard Pique.

Coś mi jednak mówi, iż Barca zbyt prędko się z tego kryzysu nie wywinie. Idą chude lata? Szkoda, że za moje pyrrusowe zwycięstwo z początku felietonu nie można przyznać Blaugranie jakiegoś trofeum…


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się