Autor zdjęcia: sc-heerenveen.nl
Spore oczekiwania, ale też tyle samo szans na grę. Co czeka Bochniewicza w Heerenveen?
Paweł Bochniewicz odszedł z Górnika Zabrze za spore pieniądze, ale jak się okazuje taka kwota to jak na Heerenveen również konkretny wydatek. Z jakimi zatem oczekiwaniami musi zmierzyć się reprezentant Polski? I czy będzie on miał w nowym miejscu sporo okazji do gry?
Zastanówmy się na początku, z czym kojarzy nam się Heerenveen, czyli nowy klub Pawła Bochniewicza. Pierwsza myśl to oczywiście miejsce, do którego często trafiali Polacy. Tomasz Rząsa, Arkadiusz Radomski, Filip Bednarek, czy chociażby Radosław Matusiak. Chociaż powtórzenia historii tego ostatniego nie życzymy, bo jedno z największych odkryć Leo Beenhakkera było totalnym niewypałem.
Drugie skojarzenie to naturalnie miejsce, które świetnie ukształtowało wybitnych napastników. Ruud Van Nistelrooy, Klaas Jan Huntelaar, czy Jon Dahl Tomasson – to chyba ci najwięksi z Heerenveen w swoim CV. Mówimy zatem o klubie, który nie bije się o czołowe lokaty, ale żyje z pieniędzy zarobionych na swoich zawodnikach. W tym roku w obliczu pandemii tym bardziej trzeba było dobrze zbilansować budżet, czego konsekwencją jest wąska kadra. Potwierdza to Mariusz Moński z portalu rfbl.pl: - Są to oszczędności ze względu na kryzys. Klub nie miał kasy i trochę graczy odeszło. Teraz gdy sprzedali Ejuke do CSKA za 12 mln uzupełniają skład.
Przy okazji naszego tekstu, w którym pisaliśmy o największych zaletach Bochniewicza oraz tego, co straci Górnik Zabrze na jego odejściu poruszyliśmy wątek jego najsłabszej cechy, czyli słabego startu do piłki i miernej zwrotności. Czy to przeszkodzi mu w Holandii, gdzie gra przecież szybciej gra się piłką niż w Polsce? - W wielu średnich i słabszych zespołach Eredivisie środkowi obrońcy nie są wybitnie szybcy. Jako partnera będzie miał Dresevicia, który lepszy jest z piłka przy nodze i szybszy. On ma zastąpić Botmana, czyli wygrywać pojedynki i być dobry w powietrzu.
Wydaje się zatem, że prawdą jest to, iż Holendrzy długo obserwowali reprezentanta Polski, znają jego mankamenty i tak jak to miało miejsce w Górniku, dopasują go do szybszego partnera, który będzie odpowiadał za ewentualną asekurację i ściganie się z rywalami. Wiele wskazuje na to, że Bochniewicz na pewno dostanie sporo szans na grę, bo sprowadzony Joaquin Fernandez dopiero będzie aklimatyzował się w Europie, a kwota, jaką wydano na Polaka również świadczy o tym, że 24-latek nie zostanie z marszu odstawiony.
Pisaliśmy już trochę o charakterystyce Heerenveen, na co mogą liczyć fani klubu z Fryzji w tym sezonie? Mając oczywiście z tyłu głowy pandemię i jej wpływ na finanse: - Heerenveen zazwyczaj jest drużyną środka tabeli, która w dobrym sezonie walczy o awans do LE poprzez baraże (drużyny 4-7 z ligi). Tak też pewnie będzie w tym sezonie.
Bochniewicz trafia może i trafia do średniaka z Eredivisie, ale jednak z potencjałem na tę górną część tabeli. Do tego trzeba brać pod uwagę fakt, że nowy klub Polaka nie szasta pieniędzmi na prawo i lewo, ale wydaje je mądrze, a później sprzedaje drogo. Przykładem niech będzie Bas Dost, którego przyjście za 2,75 mln euro było najdroższe w ostatnich 10 latach! Później w 2012 roku Holender został sprzedany do Wolfsburga za 7 baniek w europejskiej walucie.
Jak zatem wygląda te 1,4 mln euro zapłacone za Bochniewicza? Niczym poważna inwestycja. - To drogi transfer jak na Heerenveen, więc oczekują jakości i dobrej gry. Cieszą się, że klubowi udało się pozyskać reprezentanta Polski – mówi Moński.
🗣 Voor jullie
— sc Heerenveen (@scHeerenveen) September 10, 2020
📬 Van @pbochniewicz5 #WolkomPawel #EenmetHeerenveen pic.twitter.com/9JDXVxkQaz
Dodamy jeszcze, że Henk Veerman, który przyszedł do Heerenveen w celu zastąpienia Chidery Ejuke’a (odszedł do CSKA Moskwa za 11,5 mln euro) kosztował Holendrów 1,5 mln euro. Mówimy zatem o podobnej kwocie, ale również podobnych oczekiwaniach w stosunku do Polaka.
Wydaje się, że największym pozytywem tego transferu jest fakt, iż pion sportowy nowego klubu bacznie obserwował Bohcniewicza, a co za tym idzie widzi w nim lidera swojej defensywy. 24-latek już był za granicą, wie z czym to się je i o jakiej skali wymagań mówimy. Nawet jeśli jest to tylko średniak Eredivisie z aspiracjami na europejskie puchary. Polak do najmłodszych już nie należy, doświadczenia w mocniejszej lidze też ma, naszym zdaniem ma on świadomość, że to ostatni dzwonek na zaistnienie w poważnej piłce.
Wydaje się, że były defensor Górnika Zabrze klub wybrał sobie idealnie: z ligi, która promuje zawodników, ale też bez presji na wygrywanie. Nic tylko grać i się rozwijać!