Autor zdjęcia: Lukasz Sobala / Press Focus
Bielski: Przestańmy wreszcie gloryfikować Poczobutów! (komentarz)
Wszyscy uwielbiamy derby i nie oszukujmy się, że jest inaczej. Nawet ci, co z biegiem lat tracą futbolową grzałkę zaczynają czuć motylki w brzuchu w momencie, gdy Widzewowi przychodzi mierzyć się z ŁKS-em, Lechii z Arką, a dawniej Górnikowi z Ruchem. Ewentualnie, będąc pesymistą, do sprawy można podejść tak, ze gorsze od derbów są tylko te sezony, kiedy derbów akurat nie ma – jak twierdzi Jakub Olkiewicz.
Jest jednak jedna rzecz, przez którą ja podczas tego typu starć często zgrzytam zębami. Otóż trudno wyobrazić mi sobie lepsze środowisko oraz okoliczności do gloryfikowania futbolu, który polega wyłącznie na jeżdżeniu na dupie.
Tak bez wątpienia było w Łodzi, w środę, kiedy przy ulicy Piłsudskiego RTS mierzył się z ŁKS-em. Po końcowym gwizdku jednak to nie Fundambu, który ładnie czarował przez 78. minut, zebrał brawa od kibiców. Nie Czubak, który oddał najgroźniejszy strzał na bramkę Malarza i generalnie brał udział nie tylko w końcowych fazach akcji gospodarzy. Nawet nie najlepszy strzelec Widzewa, czyli Marcin Robak, który harował na całej szerokości boiska.
Otóż największą euforię u fanów wzbudził Bartłomiej Poczobut. I może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że nie zaliczył ani jednego efektownego zagrania godnego oklasków, za to przez praktycznie całe spotkanie latał po boisku jakby dostał wścieklizny. Już w pierwszych dwóch kwadransach zaliczył tyle fauli taktycznych – wiecie, przerwane kontry, ciągnięcie za koszulkę – że spokojnie uzbierałby ze 3-4 żółte kartki. Następnie jeszcze raz zgłosił się na ochotnika po kolejne żółtko, gdy z impetem wjechał w rywala i dopiero wtedy sędzia Jarzębak pokazał mu kartonik. W efekcie Poczobut zaczął wrzeszczeć na arbitra i robił to jeszcze później przy kolejnych paru faulach na granicy przyzwoitości. Dopiero kiedy brutalnie potraktował Corrala pod koniec meczu, Jarzębak wywalił go z boiska.
W tym jednym meczu facet mógł uzbierać z 6 żółtych kartek, czyli wylecieć ze 3 razy. Oglądam mnóstwo meczów Ekstraklasy, staram się śledzić regularnie I ligę, mam w pamięci kilku ananasów takich jak choćby Tetteh… Ale muszę przyznać, że dawno nie widziałem występu zawodnika, którego jedynym celem było zrobienie krzywdy jak największej liczbie przeciwników. Może się pan Bartłomiej wypierać, lecz w piłkę to on na pewno nie grał. Owszem, czasem kopnął ją, kiedy już spadła mu pod nogi, ale znacznie częściej jednak rąbał rywali po nogach.
Ja rozumiem – specjalna okazja, derbów na poziomie centralnym nie było od dawna, i tak dalej, i tak dalej. Kumam, że czasem można się aż przemotywować, aczkolwiek to już zakrawało o bandytyzm.
I właśnie ten człowiek otrzymał brawa od widowni, kiedy schodził z boiska tuż po tym, gdy w końcu obejrzał czerwoną kartkę, należną mu od dawna.
Nosz kur…
Jak brakuje umiejętności piłkarskich tj. @RTS_Widzew_Lodz to się próbuje nadrobić te braki siłą i agresją.
— Artoffacts (@Artoffacts1908) September 17, 2020
⚪️🔴⚪️@LKS_Lodz #łodzianie - JESTEŚMY Z WAS DUMNI !!! pic.twitter.com/5i72H9Epfs
Naprawdę nic tak dawno nie wkurzyło mnie jak cała ta historia. Ba, nie tylko mnie, czyli gościa z drugiej strony łódzkiej barykady. Nawet niektórzy fani RTS-u już mieli go dość, zgadzając się z tezą dziennikarza Gazety Wyborczej, który stwierdził, że pomocnik Widzewa powinien przebadać się u psychiatry.
Niestety istnieje też duże audytorium, któremu Poczobut zwyczajnie zaimponował i tego już nie potrafię zrozumieć. To znaczy pomijając derbową otoczkę, ta nienawistna atmosfera akurat mnie nie dziwi. Patrzę na kwestię Bartłomieja jednak w szerszym kontekście. Uważam bowiem, że to w ogóle jest OGROMNY problem polskiego futbolu, że takich Poczobutów się u nas gloryfikuje.
Zobaczcie, przecież prowadzimy taką narrację nawet w kontekście reprezentacji Polski! My, kibice, ale jeszcze gorzej, gdy robią to eksperci. Jeden z drugim nie potrafi prosto kopnąć piłki, zagrać na klepę czy posłać rogala na dalszy słupek, lecz wybaczamy, jeżeli ten sam gość 90 minut jeździ na dupie, wskakuje rywalowi na plecy czy rąbie oponentów łokciami, kiedy akurat nikt nie patrzy. Czyż nie w ten sposób przekonywaliśmy się nawzajem, że Góralski to lepszy partner dla Krychowiaka niż Klich, bo facet bardziej zapieprza w obronie? No właśnie. Na szczęście później okazało się, iż Jacka zwyczajnie nie doceniamy.
I tak jest wszędzie, z dodatkowym uwzględnieniem hopla na punkcie przygotowania fizycznego. Jeśli dobrze pamiętam, idealnie wypunktował to Kibu Vicuna w jednym z wywiadów (jeżeli się pomyliłem, to przepraszam, możecie mnie śmiało poprawić), kiedy słusznie zauważył, że siłą mięśni nigdy nie nadrobi się braków technicznych oraz taktycznych. A my wciąż sprowadzamy diagnozy właśnie do fizyczności.
Przemyślcie natomiast jak to przeważnie brzmi.
Legia słabo weszła w sezon?
- To wina kiepskiego przygotowania fizycznego
Cracovia daje ciała w pucharach?
- Było za mało walki!
Reprezentacja Polski gra kaszanę od dwóch lat?
- Eee, mamy wyniki, a chłopaki starają się, walczą!
ŁKS przegrywa bimbalion meczów z rzędu i spada z ligi?
- No szkoda, ale przynajmniej walczyli!
Cholera, gdyby futbol polegał na tym co wypisałem powyżej, to nie Leo Messi i Cristiano Ronaldo byliby najlepszymi zawodnikami ostatnich 10-12 lat, lecz Jakub Tosik, Mariusz Pawelec i Bartłomiej Poczobut właśnie.
Ergo: wychodzi więc na to, że przeciętny kibic w piłce nożnej najmniej lubi granie w piłkę nożną.
Wiadomo, sam nic nie zmienię, pewnie spałbym spokojniej, gdybym w ogóle olał temat. Przeważnie tak robię. Na zasadzie: gdy nie możesz nic poradzić na daną sytuację, to się do niej zaadaptuj. No ale na tym naszym marnym futbolu zwyczajnie mi zależy. Z pasji, z przyzwyczajenia, z pokolenia na pokolenie, bo jak słucham czasem wspominek mojego taty, często zwraca uwagę na to samo. Oglądamy razem Ekstraklasę czy I ligę i obu nas oczy bolą. Cierpienie łączące pokolenia, heh…
Dlatego właśnie ta kultura wychwalania wszystkiego co toporne i wynoszenia pod niebiosa Poczobutów irytuje mnie do granic. Bo my też po prostu nie potrafimy rozmawiać o piłce w jakimś głębszym kontekście. Część kibiców owszem, potrafi wejść w jakąś bardziej sensowną dyskusję, lecz wciąż najgłośniejsza jest ta grupa, która o futbolu mówi w sposób, za przeproszeniem, prymitywny. Ja się też później nie dziwię samym graczom, że niezbyt cenią sobie uwagi kibiców. Zwłaszcza że tak często ich porady sprowadzają się do „XYZ grać, kurwa mać”, albo „zacznijcie wreszcie zapierdalać, bo jak nie, to...”
Gorzej, gdy w podobne tony uderzają też trenerzy. Aleksandar Vuković przez ponad rok w roli pierwszego szkoleniowca Legii rozwinął się znacznie i pod kątem taktycznym, i mentalnym, ale przypomnijmy jaka była jego pierwsza diagnoza problemów warszawian. – Odpuściliśmy największego legionistę… Hlouska. On zapierdala. Siedzę w szatni i widzę, wiem to doskonale. Zostaną tu legioniści, których ocenię na legionistów, którzy zapierdalają, a nie ci, którzy tylko robią wiele rzeczy na pokaz – stwierdził na kultowej konferencji. Aż się przypomina słynna scena z filmu „Być jak Kazimierz Deyna”.
I jakim cudem, traktując nasz ukochany sport, rozmawiając o nim, rozumując w tak prostackich kategoriach, jednocześnie pragniemy, aby Polska przestała być futbolowym zaściankiem?