Autor zdjęcia: Franco Romano / Press Focus
Życie w kalejdoskopie. Milik jednak trafi do Romy?
Sprawa transferu Arka Milika do Romy od kilku dni obraca się jak kalejdoskop. Raz 26-latek jest o krok od Giallorossich, by za chwilę podziękować im za zainteresowanie i ponownie wrócić do zaawansowanych rozmów – i tak w kółko. Właśnie znajdujemy się przy tym obrocie, w którym Polak znów jest niemal pewny przenosin do stolicy Włoch.
W przypadku Milika stwierdzanie, że coś jest pewne, jest bardzo grząskim gruntem. Bo wydawało się przed kilkoma dniami, że chwycił Pana Boga za nogi i przy korzystnym zbiegu okoliczności trafi do Romy, która w odwrocie sprzeda Edina Dzeko do Juventusu. To rozwiązanie wydawało się najlepszym z możliwych – napastnika Napoli i tak prawdopodobnie czekał rok na trybunach, na dodatek chwilę przed zaległym Euro. Coś niewytłumaczalnego sprawiło jednak, że Milik powiedział nie ekipie Paulo Fonseki, a teraz znów znajduje się u jej drzwi.
Wygrał rozsądek
Analizowaliśmy na naszych łamach niedawno, czym mógł kierować się Arkadiuszo zrywając pertraktacje z Romą. Jeden z nakreślonych przez nas scenariuszy zakładał, że Polakowi albo w ofercie nowego pracodawcy przeszkadzał zbyt długi, pięcioletni kontrakt, albo zwyczajnie chciał poszukać innego zespołu. Ostatecznie okazało się, ze Giallorossi nawet jeśli są dla niego nagrodą pocieszenia po zawodzie związanym z ewentualnym transferem do Juventusu, to i tak nie gwarantują mu gry na niekorzystnych warunkach. Bo zarobki na poziomie 4,5-5 mln euro (w momencie pisania tekstu ważą się jeszcze losy pensji Polaka) są niemal podwojeniem tego, na co mógł liczyć pod Wezuwiuszem (ok. 2,5 mln), a na dodatek rysuje się przednim rola bezapelacyjnie pierwszej dziewiątki w talii portugalskiego szkoleniowca.
Przenosiny Milika prawdopodobnie uruchomią efekt domina na włoskim mercato. Edin Dzeko jeszcze przed pierwszym gwizdkiem nowego sezonu ma znaleźć się już w Turynie i czekać na pierwsze instrukcje Andrei Pirlo. Odejście Bośniaka w praktyce oznacza, że reprezentant Polski stanie się jedynym środkowym napastnikiem w zespole. Kilka tygodni temu Roma sprzedała też do Bayeru Leverkusen Patrika Schika, a Grégoire’a Defrela oddała Sassuolo po zeszłorocznym wypożyczeniu do tego klubu. To sprawiło, że dla Fonseki pozyskanie atakującego było absolutnym priorytetem, tak jak dla Milika – zdaje się – priorytetem była przeprowadzka z Neapolu. Nawet impas sprzed kilku dni temu nie zaszkodził i obie strony wróciły, ze skutkiem, do stołu.
Trzeba przyznać uczciwie – 26-latek ma teraz spory komfort. W Napoli nigdy nie mógł czuć się pierwszym wyborem. Nawet u Carlo Ancelottiego, który był nim zachwycony, przytrafiało mu się pełno spotkań rozpoczynanych na ławce rezerwowych. Bez skorzystania z propozycji Giallorossich – nawet kierując się chęcią zemsty na Aurelio De Laurentiisie – po rocznej karencji Milik wcale nie musiał znaleźć się na celowniku ambitniejszych ekip. A u prezydenta Napoli, co wielokrotnie podkreślał w wywiadach, wypłata pensji Polakowi za same uczestnictwo w treningach nie wywołałaby finansowego trzęsienia ziemi. Ostatecznie w tej wojnie charakterów wygrał zdrowy rozsądek, bo dzisiaj obaj panowie nie zostaną z pustymi rękoma.
Arkadiusz Milik w AS Roma:
— Meczyki.pl (@Meczykipl) September 17, 2020
▪️Zostały testy medyczne
▪️Kontrakt do 2025 roku
▪️Transfer ok. 18 milionów + bonusy
Co sądzicie o tym ruchu Arka?🧐 pic.twitter.com/5VLhXzIIaR
Media są rozbieżne co do kwoty transferu i jej podziału na części stałą i zmienne, ale najprawdopodobniej De Laurentiis otrzyma za Milika ok. 25 mln euro. Tymczasem sam na niego wydał ok. 32 mln, sprowadzając go przed czterema laty z Ajaxu Amsterdam. To zupełnie tak, jakby zaopatrzył się w drogi sprzęt, z którego latami był niezadowolony, a potem spieniężył go na giełdzie za prawie 80% jego nominalnej wartości.