Autor zdjęcia: Krzysztof Dzierzawa / Pressfocus
Drużyna rozregulowana na każdej płaszczyźnie. Co popsuło się w Wiśle Kraków?
Dwa punkty w czterech meczach i druga najgorsza defensywa w Ekstraklasie. Wisła Kraków słabiutko rozpoczęła obecny sezon, a przecież po letnich wzmocnieniach przy Reymonta zacierano dłonie na zdecydowanie więcej. Co zatem popsuło się w ekipie Białej Gwiazdy do tego stopnia, że posada Artura Skowronka wisi na włosku?
Jeśli po czterech meczach defensywa zespołu jakością i liczbą straconych bramek ustępuje jedynie Podbeskidziu Bielsko-Biała, to wiedz, że gdzieś coś poszło nie tak. I nie będziemy w tej materii mydlić oczu: duet Rafał Janicki i Lukas Klemenz nigdy nie gwarantował i nie gwarantuje szczelności. Każdy z tych zawodników jest w stanie grać dobrze w sytuacji, kiedy ma obok siebie człowieka, który potrafi przewidywać poczynania przeciwnika, umie ustawić siebie, partnera i całą formację. Do tego jest w stanie przekazać krycie i pokierować ruchami kolegi.
Zresztą wystarczy zerknąć na współpracę Janickiego z Sadlokiem przy trzecim trafieniu Wisły Płock. Kapitan zespołu zamiast doskoczyć do Tuszyńskiego wymachuje rękami, bo ubzdurał sobie spalonego, a Janicki - zamiast analizować ustawienie przeciwnika - kryje powietrze. Jak zawsze - kompletnie w swoim świecie, co było zresztą już widoczne, gdy Alan Uryga wygrał z nim pojedynek przy pierwszym golu. Były gracz Lecha podobnie jak Klemenz tylko z kimś kumatym u boku jest w stanie jakoś funkcjonować.
Takimi nożycami efektowne zwycięstwo @WislaPlockSA nad @WislaKrakowSA przypieczętował Damian Rasak!#WISWPŁ 0:3 pic.twitter.com/Xa7n7gHOp4
— PKO BP Ekstraklasa (@_Ekstraklasa_) September 18, 2020
Brak liderów w obronie
W przeciwnym wypadku jest tak jak we wszystkich meczach Wisły Kraków w tym sezonie, kiedy drużyna zawsze traciła bramki po indywidualnych błędach obrońcy (lub Michała Maka przy drugim trafieniu Pogoni). Receptą na indolencję stoperów miały być transfery Michala Fydrycha i Adiego Mehremicia, ale ten pierwszy jeszcze nie miał okazji zaprezentować swoich umiejętności, a drugi… jakościowo zbliżony jest do Klemenza i Janickiego.
W poprzednich latach, kiedy Wisła Kraków radziła sobie w Ekstraklasie, w formacji obronnej zawsze miała jakiegoś lidera (bądź liderów), który ciągnął ten cały wózek. Nie chcemy cofać się do czasów Arkadiusza Głowackiego czy Marcelo, ale wiosną 2020 roku kimś takim był Hebert. Dzisiaj każdy defensor Białej Gwiazdy budzi śmiech, a do swoich kolegów poziomem dostosował się nawet Maciej Sadlok. Jeśli dodamy do tego bramkarza, który każdą mocniejszą piłkę traktuje jak niezidentyfikowany obiekt latający, który lepiej unikać, to z tyłu mamy dziurę.
Wyrwa w środku pola
Skoro jesteśmy już przy temacie wolnych przestrzeni, to podobnie jest w środku pola wiślaków. Wiosną byliśmy pod wrażeniem transferu Gergija Żukowa, jego współpraca z Vullnetem Bashą wyglądała efektownie, w dodatku wsparci Vukanem Saviceviciem potrafili zdominować każdego przeciwnika i kreowali sporo sytuacji. Najważniejsza była jednak ta praca w defensywie: skuteczny pressing, wygrywanie drugich piłek, asekuracja linii obrony, a wszystko to na znakomitym przygotowaniu fizycznym. Dziś Żukow i Basha są cieniami samych siebie, którym łatwo odebrać futbolówkę (piątkowy mecz tylko to potwierdził), a o wsparciu defensywy też trudno wypowiadać się w superlatywach. Na początku tego sezonu zamiast bycia motorem napędowym, dopasowali się raczej do marazmu całego zespołu. Nie ciągną tego wózka, prędzej sami nim są.
Skoro środek pola wygląda słabo, to nie można oczekiwać od niego, że będzie pożyteczny w budowaniu ataków pozycyjnych. W meczu z Wisłą Płock większość akcji Białej Gwiazdy paliło na panewce już po przekroczeniu koła środkowego. A jeśli udało się piłkę już jakoś przetransportować, to korzystano z popularnej w Polsce lagi do napastnika i gdyby po drugiej stronie boiska nie biegał Alan Uryga, to być może można byłoby wtedy liczyć na jakiś sukces.
Kuriozalne były zatem słowa szkoleniowca na przedmeczowej konferencji prasowej, który dostrzegał przewagę rywali w środku pola i przekonywał, że wraz z zespołem przygotował wariant na zneutralizowanie siły przeciwnika: - Jutro będzie bardzo trudno, bo trener Sobolewski preferuje ustawienie drużyny w niskim pressingu. Bardzo mocno zagęszczają środek pola. Przed bramkarzem ma bardzo solidnych środkowych obrońców. Należy mieć pomysł na takie ustawienie. My go mamy, realizowaliśmy go w treningu, rozmawialiśmy o nim, staraliśmy się w treningu, żeby były podejmowane dobre, trafne decyzje względem takiego właśnie ustawienia przeciwnika. Mam nadzieję, że jutro będziemy dobrze rozwiązywać te sytuacje i będziemy prowokować na tyle dużo sytuacji, by piłka znajdowała się na połowie Wisły Płock – za wislaportal.pl
Kto by pomyślał, że tym pomysłem taktycznym jest proste i prymitywne wywalenie piłki, gdzie się da.
Zagubiony szkoleniowiec
W związku z fatalnymi wynikami Wisły w niełaskę popadł Artur Skowronek, który właściwie może już się pakować, bo właściciele klubu szukają mu następcy. Zrzucanie całej winy na trenera byłoby nadużyciem, ale były opiekun Stali Mielec swoje ma za uszami.
Cała tragedia Białej Gwiazdy w tym sezonie zaczęła się od przegranego meczu w Pucharze Polski. Warto przypomnieć, że wiślacy grali z trzecioligowym KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, a spotkanie potraktowali jako sparing. Można się jedynie zastanawiać, czy szkoleniowiec dał jakikolwiek sygnał, że oczekuje od swoich piłkarzy zwycięstwa. Wybór składu na ten mecz, szczególnie postawienie na środku obrony na Daniela Hoyo-Kowalskiego pokazuje, że chyba nie.
Po pucharowym blamażu trener mówił w mediach, że ambicją jego drużyny jest pozytywnie odpowiedzieć na tamtą porażkę (szczególnie zaakcentowane przed meczem w Białymstoku), ale jego słowa nie miały potwierdzenia w rzeczywistości. Podobnie jak te na konferencji przed pojedynkiem z Nafciarzami: - Popełniliśmy błędy techniczno-taktyczne i indywidualne przy bramkach straconych w tym sezonie. Mogliśmy zachować się lepiej. Nad tym właśnie pracujemy na codzień, bo staramy się, żeby linia defensywna złapała stabilizację. Mam nadzieję, że będziemy się lepiej asekurować. Widzę, że jest postęp, że zgrywamy się. Te postępy są widoczne – cytujemy za wislaportal.pl.
No tak. pic.twitter.com/NXCoU9GSDv
— CWKS (@CWKS81) September 13, 2020
Oglądaliśmy każde spotkanie Białej Gwiazdy i tej poprawy, postępu w zgrywaniu się defensywy, nie widać. Trener Skowronek klopsy zaliczał nie tylko na konferencjach prasowych, na których jego wypowiedzi nie trzymały się kupy. Jego decyzje personalne również. Opiekun Wisły ma problemy z wyborem najlepszego składu na mecz. Przykład z ostatniego spotkania: skoro Savic zagrał nieźle w Szczecinie, dlaczego nie wystąpił od początku? Jeśli Błaszczykowski wszedł po przerwie, to równie dobrze mógł grać od początku.
Kolejna postać to Dawid Abramowicz, który podobnie jak Maciej Sadlok jest lewym obrońcą, ale występuje na skrzydle i tym samym dubluje pozycję kapitana zespołu nie dając kompletnie nic wartościowego z przodu. Czy taki zabieg uszczelnił lewe skrzydło wiślaków? Też nie. Wisła Kraków wygląda w tym zespole jak zlepek piłkarzy, którzy mają ciekawe CV, ale chyba mało kto, włącznie z samym pionem sportowym klubu, widział ich w akcji. W związku z tym w drużynie jest totalny chaos i praktycznie nic nie funkcjonuje.
Zarządzanie potencjałem ludzkim
Na sam koniec chcemy napisać o wątku, który w swoim tekście dla newonce.sport poruszył Michał Trela. Mianowicie sposobie zarządzania szatnią przez Skowronka. W jego poprzednich klubach mówiło się o tym, że to szkoleniowiec z bardzo dobrym warsztatem, ale nie potrafił za sobą pociągnąć zespołu, dlatego wcześniej niż później trzeba było się z nim żegnać.
Czy w przypadku Wisły Kraków możemy mówić o tym samym? Największym kamieniem w ogródku trenera są jego dziwne wybory personalne, a to na pewno mogło w jakimś stopniu wpłynąć na drużynę. Do tego tajemniczy spadek formy zespołu, który podobnie jak w Legii trwa od czasów pandemii.
Trudno jednoznacznie wydać wyrok, nie jesteśmy tak blisko zespołu, ale skoro większość tych zawodników umie grać w piłkę (opieramy się na wypowiedziach właścicieli klubu), to z jakiegoś powodu nie chcą oni nawet za swojego trenera umierać.