Autor zdjęcia: Krzysztof Porebski / PressFocus
Kto, jeżeli nie oni, ma wyciągnąć te drużyny z dołków?
Takie prawa natury, że nie wszyscy mogą zwyciężać. Ktoś musi być na dole, aby ktoś był na górze. I tak dalej, i tak dalej… W Ekstraklasie nie jest inaczej. Parę ekip bowiem kiepsko weszło w sezon. Delikatnie rzecz ujmując. Po jednych nie spodziewaliśmy się niczego więcej, inni mocno nas rozczarowują. Niemniej wszyscy na pewno wypatrują światełka w tunelu, jakiegoś błysku nadziei. Zastanówmy się zatem jacy zawodnicy mają potencjał, aby swe drużyny wyciągnąć z dołka.
LECHIA GDAŃSK
Mecze pod początku sezonu:
1:0 z Wartą
1:3 z Rakowem
0:3 z Górnikiem
4:2 ze Stalą
Najbardziej oczywistym typem byłoby wymienienie tu Flavio Paixao. Nie zdecydowaliśmy się jednak na Portugalczyka z prostego powodu – to nie jest typ zawodnika, który weźmie piłkę, minie czterech rywali, a potem umieści futbolówkę w siatce. Nie, jemu trzeba dograć na nos, wtedy zrobi co do niego należy, co udowodnił w starciu ze Stalą, gdy dwukrotnie trafił do siatki. Po rożnym i z karnego.
Nam jednak w gdańskiej ekipie ostatnio najbardziej podobał się Kenny Saief. Raz, że ma fajne loczki, a dwa, że jeszcze fajniej grał. Na tyle, byśmy wczoraj znaleźli dla niego miejsce w najlepszej XI kolejki. I wiecie co? Nie żałujemy ani trochę. A oto uzasadnienie: „Na pewno musi żałować przede wszystkim tej sytuacji, gdy w kontrze minął dwóch obrońców, po czym Haydary zmarnował sytuację sam na sam po jego podaniu. Strzał z 58. też pewnie śni mu się po nocach, bo w sumie lepiej przymierzyć nie mógł, a Strączek i tak jakimś cudem wyciągnął futbolówkę lecącą tuż obok słupka. Przede wszystkim jednak Saief robił kolosalną różnicę w rozegraniu”.
Generalnie więc zmierzamy do tego, że Piotr Stokowiec nie ma w swojej talii żadnego asa o podobnych umiejętnościach. Lipski rozczarowywał na tyle, iż postanowiono oddać go bez większego żalu do Piasta. Gajos jest cieniem dawnego błyskotliwego rozgrywającego. Sopoćko to wciąż bardziej melodia przyszłości, mimo 21 wiosen na karku. Makowski? Bez żartów. Czyli zostaje Kenny, zdecydowanie najbardziej kreatywny z drugiej linii Lechii. Widać, że facet szybko myśli, nogi za głową mu nadążają, nie boi się odważnych decyzji, dla rywali często zaskakujących. Czyli ma wszystko to, czego od dłuższego czasu potrzeba gdańszczanom, aby wreszcie zaczęli grać przekonująco dla kibiców.
PODBESKIDZIE BIELSKO-BIAŁA
Mecze od początku sezonu:
2:4 z Górnikiem
2:2 z Cracovią
2:2 z Jagiellonią
1:4 z Rakowem
Biorąc pod uwagę to ile bramek tracą podopieczni Krzysztofa Brede, najlepiej byłoby wskazać jakiegoś obrońcę, który uporządkuje cały ten bałagan. Problem w tym, iż nikogo takiego w kadrze Górali nie potrafimy dostrzec.
Bierzemy zatem Łukasza Sierpinę, który jeszcze pod koniec poprzedniego sezonu obiecywał wszystkim, że w tych rozgrywkach zobaczymy jego nowe oblicze. Cóż, było to wysoce potrzebne i nam, i drużynie i samemu skrzydłowemu, ponieważ z wcześniejszego podejścia do Ekstraklasy nie mamy dobrych wspomnień. Wówczas bowiem jego atuty dało się streścić w ironicznym: „szybko biega, do tego szybko biega i jeszcze szybko biega”. Oczywiście tej zalety zawodnik Podbeskidzia nie zatracił, lecz teraz po 4 kolejkach Esy ma tyle samo asyst, co wcześniej uzbierał przez 60 meczów w Koronie Kielce – czyli 4. Wejście zaiste piorunujące. Tylko przeciwko Rakowowi nie przyczynił się do zdobycia bramki, lecz w tym spotkaniu dostał od trenera Brede zaledwie kwadrans, więc nie ma się co zbytnio czepiać Łukasza.
Jak wiele pociechy będzie z Sierpiny w perspektywie całego sezonu, trudno jednoznacznie określić, aczkolwiek po takim początku na miejscu szkoleniowca Górali zrobilibyśmy wszystko, aby wyciągnąć maksa z możliwości kapitana drużyny.
PIAST GLIWICE
Mecze od początku sezonu:
0:2 ze Śląskiem
0:1 z Pogonią
0:0 z Wartą
0:1 z Jagiellonią
No dramat, co tu dużo gadać. Jednocześnie pamiętajmy, iż w Europie celowniki gliwiczan są wyregulowane idealnie, tam bowiem do siatki trafiali już 5 razy, zaś w Pucharze Polski wbili 4 sztuki Resovii.
I tu rodzi się problem. Świerczok jest kontuzjowany, Parzyszek zaraz ma się zawinąć do Frosinone, Steczyk to Steczyk, nad Lipskim wciąż trzeba dużo pracować, podobnie zresztą nad Vidą. No cóż wychodzi na to, że jak trwoga, to do Boga Gerarda Badii. Tym się jednak różni przypadek Hiszpana od innych wymienionych w tym tekście zawodników, iż nie mamy ku temu racjonalnych przesłanek wynikających z ostatnich miesięcy czy tygodni.
Pod koniec poprzedniego sezonu bowiem stracił półtora miesiąca z powodu kontuzji, a na początku tego również zmaga się z kłopotami zdrowotnymi. Co prawda Waldemar Fornalik przed Wartą mówił, iż Badia już zaczyna trenować z zespołem, lecz wtedy nie znalazł się nawet w kadrze meczowej, podobnie przy okazji starcia z Jagiellonią.
No ale skoro największą bolączką ślązaków jest ich ofensywa, to kto jak nie Badia miałby ją ożywić? Fakt, z kreowaniem niby nie ma kłopotów, w ostatnim meczu doskonałe okazje marnowali Parzyszek, Steczyk oraz Żyro, lecz przecież wiemy też doskonale, że i Gerard potrafi skarcić bramkarza. A na pewno gdyby wrócił do zdrowia i wyjściowej jedenastki gliwiczanie mieliby większy wachlarz możliwości w ofensywie, byliby bardziej nieprzewidywalni dla obrońców. To jeszcze nigdy nikomu w piłce nie zaszkodziło.
CRACOVIA
Mecze od początku sezonu:
2:1 z Pogonią
2:2 z Podbeskidziem
1:1 ze Stalą
1:1 z Zagłębiem
Pasy mają zaledwie 1 oczko na koncie, co jest efektem odjętych 5 w związku z dawnymi przewinami korupcyjnymi. Co nie zmienia faktu, iż dotychczasowe osiągnięcia Cracovii w tym sezonie są marne. Zwłaszcza dodając szybkie odpadnięcie z pucharów z Malmoe, po meczu, w którym krakowianie nie mieli zbyt wiele do powiedzenia.
Zerkamy sobie na kadrę Cracovii i szczególnie w ofensywie widzimy kilku graczy, którzy powinni pociągnąć tę drużynę, ale Hanca czy Pelle na razie nie prezentują się zbyt okazale. Największych nadziei dla Pasów upatrujemy zatem w Marcosie Alvarezie. Trener Probierz zresztą chyba podobnie, skoro wcześniej czekał na niego aż pół roku, zamiast brać kogoś na „już” poprzedniej zimy. Niemiec w tym sezonie popis umiejętności dał szczególnie w debiucie, gdy strzelił gola oraz dał asystę-ciasteczko w meczu z Pogonią, ostatnio zaś asystował przy okazji bramki Rivaldinho.
Liczymy, iż błyskotliwych zagrań będzie pokazywał jeszcze więcej, ponieważ ma ku temu predyspozycje techniczne i kreatywnościowe. Widzi więcej niż większość jego kolegów z ekipy, mimo postury doskonale drybluje – od kogo zatem oczekiwać, iż dźwignie na swych barach Cracovię, jeżeli nie od Alvareza?
WISŁA KRAKÓW
Mecze od początku sezonu:
1:1 z Jagiellonią
1:3 ze Śląskiem
2:2 z Pogonią
0:3 z Wisłą Płock
Ubogo wygląda Biała Gwiazda pod kątem kadrowym, dlatego nie dziwią nas wczorajsze informacje, jakoby krakowianie szykowali jeszcze dwa transfery. Przede wszystkim przydałby się jakiś sensowny napastnik. Buksa wciąż ma ekstraklasowe mleko pod nosem, opieranie o niego ataku grozi co najwyżej spaleniem chłopaka. Z kolei Beciraj to typowy kloc, który bardziej nadawałby się do gry w Tetrisa niż w piłkę nożną.
A skoro tak, to trzeba jeszcze trochę pobujać się na plecach Błaszczykowskiego. Rzecz w tym, iż mamy odnosimy wrażenie, że jego fenomen powoli zaczyna blednąć. Z różnych względów. Biologii nie oszukasz, to raz. Dwa – wciąż ma całkiem kruche zdrowie. Trzy – liga się go nauczyła. Cztery – z kim on tam ma wziąć się za poważne granie? Przecież nie ze wspomnianym Becirajem. Chuca i Jean Carlos to też słabi piłkarze, podobnie jak (już teraz) Boguski.
Zostaje więc Savić, on przynajmniej jeszcze jakoś rokuje. Ma już na koncie dwie asysty i na pewno ma znacznie szerszą paletę umiejętności ofensywnych niż na przykład Hołownia, którego Artur Skowronek z braku laku pchał na lewe skrzydło. Jeśli więc ten duet – Stefan i Kuba – w najbliższych meczach nie wyciągnie Wisły do zwycięstw to raczej nie spodziewalibyśmy się większych przebłysków pozostałych członków zespołu. Zwłaszcza, że obrona Białej Gwiazdy przecieka podobnie mocno co ta Podbeskidzia.