Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: PressFocus

Obecności Górali w Gdańsku nie stwierdzono. Gdańszczanie zrobili sobie trening strzelecki. Lechia 4:0 Podbeskidzie

Autor: Bartosz Adamski
2020-09-26 20:12:21

Podbeskidzie miało do przejechania do Gdańska ponad 600 kilometrów i chyba podopieczni Krzysztofa Brede utknęli w korku gdzieś pomiędzy Madalinem a Borownem, bo ich obecności na Stadionie Energa w Gdańsku nie stwierdziliśmy. Lechia zrobiła sobie zatem trening strzelecki, a i tak była dosyć łaskawa, że tylko cztery razy wpakowała piłkę do siatki.

Patrzymy w statystyki i rzekomo Podbeskidzie Bielsko-Biała w meczu z Lechią Gdańsk oddało pięć strzałów, z czego nawet jeden był celny. Powiemy, jak Donald Tusk, szczerze - jesteśmy w szoku, bo nie przypominamy sobie ani jednego. Generalnie Dusan Kuciak mógł sobie rozłożyć w bramce leżak i przeczytać najnowsze wydanie poradnika "Działkowiec", a goście i tak by go nie niepokoili.

Może i Podbeskidzie dotarło do Gdańska z jakimś planem na to spotkanie, ale jesteśmy ciekawi, co on zawierał. Bo raczej nie to, że w 13. minucie Aleksander Komor ładuje sobie samobója i praktycznie ustawia mecz pod Lechię. Raczej też nie to, że "Górale" przez niemal 90 minut będą liczyli na jak najmniejszy wymiar kary. No i raczej również nie to, że gospodarze będą sobie wjeżdżali w obronę jak w masło.

Krótko mówiąc, Lechia atakowała, biła, a Podbeskidzie po biblijnemu nadstawiało drugi policzek. I tak do przerwy oberwało jeszcze dwa razy, za sprawą główki Flavio Paixao. Najpierw asystował mu Rafał Pietrzak, a potem Omran Haydary. A gracze z Bielska-Białej tylko się przyglądali. Portugalczykowi nie przeszkadzał najpierw Gergo Kocsis, a potem pracy nie utrudniał mu Jakub Bieroński wespół z Komorem.

To trzybramkowe prowadzenie to i tak był najniższy wymiar kary. Tuż przed gwizdkiem na przerwę w spojenie słupka z poprzeczką z dystansu huknął Jarosław Kubicki, a wcześniej w dobrych sytuacjach dosyć łaskawi dla bielszczan byli Haydary i Bartosz Kopacz.

Czy po przerwie jakkolwiek sytuacja się zmieniła i Podbeskidzie wreszcie postanowiło grać w piłkę? A gdzie tam! Wyglądało to tak, jakby podopieczni Krzysztofa Brede czekali tylko na końcowy gwizdek i liczyli na amnestię. Posłać futbolówkę do przodu? A na co to komu, a komu to potrzebne? Nawet roszady personalne nie wprowadzały jakiegokolwiek ożywienia, a przecież z ławki wszedł chociażby Łukasz Sierpina, który w tym sezonie ma już cztery asysty. Ba, przez zdecydowaną większość spotkania "Górale" grali na dwóch napastników, a zarówno Kamil Biliński, jak i Mirko Roginić trafili co najwyżej do szatni pod prysznic.

Nie wiemy, czy zawodnikom Piotra Stokowca zrobiło się żal kolegów po fachu, ale w drugiej odsłonie mocno spuścili z tonu, przez co oglądaliśmy już raczej nudne widowisko. Lechia nie forsowała tempa, grała dosyć jednostajnie, ale - nie uwierzycie! - i tak stwarzała sobie sytuacje. W pierwszym kwadransie po wznowieniu gry z dystansu strzelał Conrado, lecz obronił Martin Polacek, a potem Maciej Gajos zabawił się z tzw. defensywą gości i w końcu płasko strzelił, lecz Komor wybił piłkę z linii bramkowej.

Potem na pół godziny mogliśmy po prostu wyłączyć to spotkanie, bo poza podawaniem piłki w środku pola przez jednych i drugich działo się tyle, co na zeszłorocznych imieninach u wujka Alojzego. A musimy zauważyć, że nie mamy żadnego wujka Alojzego. Dopiero w doliczonym czasie gry, kiedy trener Stokowiec posłał w bój m.in. Mateusza Sopoćkę, Egzona Kryeziu, Mateusza Żukowskiego i Egy'ego Maulanę Vikriego - którzy razem mają zero goli w lidze - trochę nam się widowisko poprawiło. Najpierw w słupek główkował inny zmiennik, Łukasz Zwoliński, potem Żukowski po samotnym rajdzie uderzył po ziemi, ale odbił Polacek, aż w końcu Zwoliński za drugim razem ku wielkiemu zaskoczeniu Rundicia i Kocsisa posłał piłkę głową do siatki.

Czy 4:0 oddaje obraz spotkania? W pełni, choć ten wynik i tak powinien być znacznie wyższy. Nie sądźcie, że się uwzięliśmy na Podbeskidzie, my naprawdę chcielibyśmy pochwalić dziś ten zespół, ale za cholerę nie mamy za co. Jedynym zawodnikiem, który zaprezentował minimum przyzwoitości był Kacper Gach, choć i tak to wyróżnienie jest trochę na siłę, bo wiele akcji szło jego stroną.

A w Lechii możemy wyróżnić w zasadzie cały zespół. W szczególności jednak Pietrzaka za trzy asysty, Paixao za dwa gole i Haydary'ego za asystę i ogółem za duży luz w grze. Taki to był właśnie mecz, na podreperowanie sobie statystyk.

Lechia Gdańsk - Podbeskidzie Bielsko-Biała 4:0 (3:0)
1:0 - Komor 13' sam, asysta Pietrzak
2:0 - Paixao 30' asysta Pietrzak
3:0 - Paixao 41' asysta Haydary
4:0 - Zwoliński 90+4' asysta Pietrzak

Lechia: Kuciak (5) - Fila (6), Nalepa (6), Kopacz (7), Pietrzak (8) - Makowski (5) (70' Sopoćko - 5), Gajos (5) (79' Kryeziu - bez oceny), Kubicki (6) - Haydary (7) (86' Żukowski - bez oceny), Paixao (8) (70' Zwoliński - 6), Conrado (5) (79' Vikri - bez oceny).

Podbeskidzie: Polacek (3) - Modelski (3), Komor (2), Rundić (3), Gach (5) - Bieroński (4) (56' Laskowski - 4), Kocsis (2) - Roginić (2) (70' Marzec - 4), Nowak (2) (71' Ubbink - 3), Danielak (4) (56' Sierpina - 4) - Biliński (2).

Sędzia: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa)
Nota: 5

Żółte kartki: Makowski, Kubicki - Roginić, Biliński, Modelski
Piłkarz meczu: Rafał Pietrzak


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się