Autor zdjęcia: Adam Starszynski / PressFocus
Z jednej strony defensywny blamaż, z drugiej ofensywne show. Korona 0:3 Bruk-Bet
Maciej Bartoszek dobrze zdiagnozował swój zespół mówiąc przed spotkaniem, że brakuje mu skuteczności. Szkoda tylko, że nie wspomniał też o środku pola, którego dzisiaj w ogóle nie widzieliśmy i defensywie istniejącej tylko teoretycznie. Trener Korony ma przed sobą dużo pracy. Mimo że rywalem był dzisiaj pretendent do awansu, to przegrywać u siebie w takim stylu 0:3 i tak nie wypada.
Obie drużyny po ostatniej kolejce mogą pluć sobie w brodę i mamy nawet problem, żeby wskazać która z nich bardziej. Bruk-Bet dość nieszczęśliwie stracił bramkę w meczu z Arką dopiero w 87. minucie i mimo że nie był gorszy od rywali, to punktów w Niecieczy nie zatrzymał. Z kolei Korona przez długi czas prowadziła w Legnicy z Miedzią, miała rzut karny na 2:0, a ostatecznie, po tym jak oddała pole rywalom, zremisowała 1:1. W przypadku kielczan brakowało skuteczności, zwracał na to Maciej Bartoszek w przedmeczowym wywiadzie.
Cóż, nie wypada nam się z tym nie zgodzić, zwłaszcza, że już pierwsze minuty meczu z Bruk-Betem to potwierdziły. Jacek Podgórski miał kilka fajnych rajdów prawą stroną, współpraca z Mateuszem Cetnarskim wyglądała przyzwoicie i padło też kilka strzałów, czy to Łysiaka czy właśnie Cetnarskiego. Tylko co z tego, jeśli podobna nieporadność co pod bramką rywala, jest we własnej defensywie? Nawet jeśli ataki gości nie wyglądały na groźne, to obrońcy Korony z tylko jednej iskry potrafili wzniecić niezły pożar. A w 17. minucie nawet nie trzeba było tego jednego zapalnika, żeby gospodarzy totalnie skompromitować. Najpierw zablokowane podanie Długosza w środku pola, które przerodziło się w prostopadłe podanie, a później totalnie bezsensowny, paralityczny wślizg Szywacza na 35. metrze, który de facto bardziej pomógł niż przeszkodził Gergelowi w zdobyciu bramki.
2:0 do przerwy, do którego doprowadził Putiwcew po magicznym rozstąpieniu kieleckiej defensywy przy rzucie rożnym i zgubieniu Łysiaka, było i tak najmniejszym wymiarem kary. Najpierw gospodarzy uratował Marek Kozioł, a później niecodzienna umiejętność wykopania piłki na piąte piętro przez Martina Zemana. Czech może oglądał archiwalne mecze Pucharu Polski i zainspirował się na przykład Konradem Michalakiem sprzed dwóch sezonów? Albo swoim kolegą sprzed tygodnia? Tego nie ustalimy, ale przynajmniej chwili śmiechu nikt nam już nie odbierze.
Do śmiechu na pewno nie jest Maciejowi Bartoszkowi. Jego Korona nie dała dziś powodów do optymizmu jako kolektyw. Możemy co prawda wyróżnić takich piłkarzy, jak Podgórski i Firlej, ale wejście w rolę Syzyfa nigdy nie może wyjść na dobre. W pojedynkę z tak dobrze zorganizowanym i konkretnym rywalem nie da się zrobić nic pożytecznego, nawet szybkie tempo meczu i gra box to box nie przybliżała gospodarzy do odrabiania strat. Odwrotnie – kolejny stały fragment udowodnił, że wpadki kieleckich obrońców wcale nie są przypadkowe.
Bruk-Bet ani przez chwilę nie musiał się obawiać o wynik. Drugie miejsce w lidze utrzymane, bardzo dobre wrażenie pozostawione po dzisiejszym spotkaniu i sygnał dla reszty drużyn z czołówki, że wcale nie będą miały łatwo o bezpośredni awans do Ekstraklasy. Korona za to musi jak najszybciej znaleźć antidotum na swoje problemy, jeśli nie chce zacząć oglądać się za siebie.
Korona Kielce 0:3 Bruk-Bet Termalica Nieciecza (0:2)
0:1 17’ Gergel
0:2 40’ Putiwcew (asysta Grabowski)
0:3 69’ Śpiewak (asysta Wlazło)
Korona: Kozioł – Podgórski, Szarek, Szywacz, Kordas – Łysiak, Kaczmarski (78’ Basiuk), Gąsior (98’ Więckowski), Cetnarski (46’ Petrović), Długosz (75’ Górski) – Firlej (78’ Piróg).
Bruk-Bet: Loska - Grabowski, Gergel (83’ Czarnowski), Stefanik (82’ Jovanović), Misak (75’ Radwański), Żyra (46’ Bezpalec), Wlazło, Wasielewski, de Amo Perez, Zeman (63’ Śpiewak), Putiwcew.
Sędzia: Piotr Lasyk.
Żółte kartki: Petrović, Kaczmarski, Kozioł, Szarek – Radwański.