Autor zdjęcia: Qarabag Matteo Ciambelli / Sipa / PressFocus
PR-owe narzędzie w rękach władzy – jak Qarabag FK ma pomóc w walce o Górski Karabach?
Czwartkowy mecz IV rundy eliminacji Ligi Europy z Legią Warszawa to dla Qarabag FK nie tylko szansa na awans do fazy grupowej Europa League, a także prawie 3 mln euro premii z tego tytułu. To także niespodziewanie okazja na PR-owe potwierdzenie praw do terenów Górskiego Karabachu, o który w ostatnich dniach znów nasilił się konflikt między Armenią a Azerbejdżanem.
Pierwsze poważniejsze walki na tym spornym terenie rozgorzały zatem po raz pierwszy od czterech lat. Ormianie twierdzili, że w niedzielę nad ranem Azerbejdżan przeprowadził atak lotniczo-artyleryjski, Azerowie z kolei odpowiedzieli, że była to odpowiedź na wojskową prowokację. Armenia już ogłosiła stan wojny i powszechną mobilizację, z kolei Azerbejdżan stan wojenny wprowadził tylko w niektórych swoich prowincjach. Brakuje również dokładnych danych dotyczących liczby ofiar. W poniedziałek miało być ich 39, ale ustalenia zwaśnionych stron są zupełnie inne – Azerowie donoszą o zabójstwie 500 Ormian, zaś w Armenii twierdzą, że zginęło 200 mieszkańców Azerbejdżanu. Prawdy pewnie nigdy się nie dowiemy, pewność za to mamy, że właśnie jesteśmy świadkami kolejnego rozdziału walk o terytorium położone w Kaukazie Południowym.
Choć Górski Karabach od wieków zmieniał właścicieli (Arabowie, Turcy Seldżuccy, Persowie, Rosjanie) to jednak ludność ormiańska była w nim obecna od 95 roku p.n.e. Azerowie rościć prawa do tego terenu zaczęli dopiero w okresie rewolucji 1905 roku w Rosji, kiedy doszło do pierwszych walk pomiędzy Armenią a Azerbejdżanem. Konflikt na sile przybrał po rewolucji październikowej, kiedy Górski Karabach został częścią Zakaukaskiej Demokratycznej Republiki Federacyjnej, składającej się z Armenii, Azerbejdżanu i Gruzji. Wspierani przez Turcję, a także aliantów, Azerowie po I wojnie światowej rozpoczęli próby wyparcia Ormian z tych terenów. Prawa do Górskiego Karabachu przypieczętował Związek Sowiecki, który w 1920 roku przyłączył sporne terytorium do Azerbejdżanu. Każdy miał w tym swoje cele – Turcy liczyli na łatwy dostęp do złóż ropy w Baku, Sowieci zaś mieli nadzieję na szybki eksport idei komunizmu do Turcji.
Konflikt na nowo odżył i przybrał niespotykane dotąd rozmiary, w końcówce lat 80-tych, gdy imperium radzieckie zaczęło chylić się ku upadkowi. Od lutego 1988 do maja 1994 roku trwały krwawe walki, które kosztowały życie ok. 20 tysięcy ludności po obu stronach. W międzyczasie, w 1991 roku, etniczna enklawa Ormian ogłosiła niepodległość. Ostatecznie wojska Armenii wyparły swoich odpowiedników z Azerbejdżanu ze spornego terytorium, zajmując przy okazji liczne tereny wokół Górskiego Karabachu. ONZ jednak w dalszym ciągu traktuje ów teren jako część Azerbejdżanu, mimo faktu, że obowiązuje w nim armeńska waluta (dram), zaś mieszkańcy mają armeńskie paszporty. Jedyne co udało się osiągnąć, to zawieszenie broni w 1994 roku, które jednak co jakiś czas jest łamane. Tak jak choćby w miniony weekend.
I w takich właśnie warunkach, piłkarze Qarabag FK przygotowywali się do walki o swój szósty udział w rozgrywkach grupowych Ligi Europy! Dla porównania, Legia w tej fazie rozgrywek Europa League występowała tylko trzykrotnie.
Podopieczni Qurbana Qurbanowa nie musieli jednak szlifować formy przed starciem z mistrzem Polski przy akompaniamencie bomb, gdyż od 1993 roku, kiedy to ormiańskie wojska najechały na Agdam, 7-krotni mistrzowie kraju uciekli wówczas z gorącego terenu i od tego czasu swoje mecze rozgrywają w Baku. Ich stary obiekt, Imaret został bowiem najpierw zajęty, a później zbombardowany. A wszystko w okresie, kiedy Qarabag FK w drugim sezonie ligowym w historii niepodległego Azerbejdżanu, zdobył premierowe mistrzostwo kraju. Zamiast hucznego świętowania była jednak wielka ucieczka. Rok wcześniej, klub poniósł inną niepowetowaną stratę – w wyniku eksplozji miny przeciwpancernej, śmierć poniósł Allahverdi Bagirov, były piłkarz i trener. Po jego zgonie, dowódca jednej z ormiańskich jednostek miał wówczas skontaktować się ze swoim azerskim odpowiednim i ochrzanić go, jak mógł dopuścić do śmierci tak wybitnej postaci. Z kolei sam Bagirov, jak na łamach „The Guardian” wspominał reporter wojenny, Emin Eminbeyli, po masakrze w Xocali w 1992 roku (gdzie zginęło ponad 600 uchodźców), miał wśród rannych ormiańskich prowodyrów wypatrzeć swojego klubowego kolegę z czasów gry w piłkę, któremu od razu pomógł. W momencie wymiany jeńców, jego ranny kompan miał powiedzieć, że życzy sobie, aby już nigdy więcej nie spotkali się na froncie.
Władze azerskie, sfrustrowane prawie 30-letnią niemocą w walce o Górski Karabach, traktują więc Qarabag FK jako swojego ambasadora na arenie międzynarodowej, od lat wspierając go hojnie przez firmę Azersun (w teorii prywatną, w praktyce jednak finansowaną przez rząd). Fakty są jednak następujące: jak już wspomnieliśmy, Qarabag FK od lat swoje mecze rozgrywa w stolicy Azerbejdżanu. Z kolei samo miasto Agdam, jak w wywiadzie dla RMF FM podkreślał Mieszko Rajkiewicz z Instytutu Nowej Europy, choć leży w bliskim sąsiedztwie Górskiego Karabachu, to jednak nie znajduje się w regionie ormiańskich wpływów etnicznych. - Stąd też te skojarzenia są bardzo mylne. Ta manipulacja informacjami, niedopowiedzenia i zatajanie pewnych faktów, doprowadziły do tego, że dziś jednoznacznie myślimy o mieście i regionie jako azerskim, a różnice etniczne są dosyć spore na korzyć Ormian – stwierdził.
Dziś w 20-osobowej kadrze „Jeźdźców” jest tylko jeden piłkarz, urodzony na terenie o który na nowo rozgorzały walki. To drugi kapitan Qara Qarayev. Przed meczem z Legią, dotarła do niego wiadomość, że wyzwolona została jego rodzinna wieś, Horadiz, niedaleko Fuzuli. - Tego dnia nie zapomnę do końca życia. Wiadomość, że moi rodzice, a także potomkowie wrócą do rodzinnej wioski jest dla mnie wielkim wydarzeniem. Nie potrafię mojej radości wyrazić słowami. Nie mogę doczekać się dnia, kiedy postawię w końcu na niej stopę, a w wiosce zostanie wywieszona flaga Azerbejdżanu. Jestem dumny z naszej armii i ludzi. Dziś jest dzień wolności i równości. Niech Bóg Cię strzeże azerski żołnierzu – stwierdził patetycznie na łamach oficjalnej strony internetowej czerwono-niebiesko-białych.
Dla reszty jego kolegów to po prostu kolejna okazja do pokazania się na europejskiej arenie. Tylko azerskie władze, w razie wyeliminowania Legii, będą zacierać ręce. A jeśli przy okazji Ararat-Armenia Erywań odpadnie w IV rundzie eliminacji LE z Crveną Zvezdą Belgrad, to już w ogóle będzie pięknie.