Autor zdjęcia: Marco Iacobucci / IPA / Press Focus
"Pan Ktoś" przed pierwszym poważnym sprawdzianem. Andrea Pirlo zmierzy się z Napoli Gennaro Gattuso
„Ma szczęście, że startuje do zawodu w Juventusie, ale w tej profesji wspaniała kariera piłkarska może nie wystarczyć. Musisz dużo się uczyć, ciężko pracować i mało spać” – mówił Gennaro Gattuso, kiedy Juventus mianował Andreę Pirlo szkoleniowcem pierwszego zespołu. Dziś Rino ma szansę dać lekcję staremu partnerowi z boiska.
Gdyby przed świeżo napoczętym sezonem Serie A stworzyć ranking najbardziej wyczekiwanych rywalizacji, pojedynek między Juventusem i Napoli znajdowałby się w czołówce listy. I wcale nie dlatego, że upatruje się w nich głównych kandydatów do scudetto, a ich kibice żywią do siebie otwartą wrogość. Solą tego pojedynku będą bowiem trenerzy. Andrea Pirlo i Gennaro Gattuso zdobyli wszystko, co jest do wygrania w futbolu i zapisali piękną kartę w historii jako koledzy z zespołu, a także przeciwnicy. Dziś zaczną pisać zupełnie nowe rozdziały w swoich życiorysach, bo po raz pierwszy staną ze sobą twarzą w twarz jako trenerzy.
Sacchi: Pirlo nie jest nikim
Zachowując wszelkie proporcje, to tak, jakby naraz Xavi i Andrés Iniesta zmienili korki na garnitury i zaczęli rywalizować ze sobą na ławkach zupełnie przeciwnych drużyn. Pewnie kiedyś stanie się to faktem, tak jak teraz dzieje się to w przypadku Pirlo i Gattuso. Wkraczamy w czasy, w których dystans pokoleniowy między zawodnikiem a trenerem drastycznie się kurczy, czego przykładem są szkoleniowcy Juve i Napoli. Ten pierwszy jeszcze trzy lata temu kończył piłkarską karierę New York FC, a w te wakacje naprędce kończył kurs UEFA Pro, który w teorii upoważniał go do objęcia posady w Turynie. Z Rino przy bocznej linii zdążyliśmy już się oswoić, ale jego droga do fachu była jeszcze krótsza niż Pirlo, bo karierę w Sionie kończył jako grający trener. A przecież legendarne trio z Milanu dopełnia Clarence Seedorf, który też przebranżowił się w ekspresowym trybie i ledwie kilka dni po skończeniu grania dla Botafogo objął stery u rossonerich. Holender jednak do tej pory nie odnajduje się w nowej roli, a z jego boiskowymi partnerami wiąże się w Italii znacznie większe nadzieje.
„Kiedy przybywałem do Mediolanu, zostałem ochrzczony jako Pan Nikt (il Signor Nessuno – przyp. red.) i trudno było mi zerwać z tą etykietą. Udało mi się z pomocą klubu. Pirlo jest na uprzywilejowanej pozycji, bo nie jest w Juventusie Panem Nikim, był przecież wielkim mistrzem. Ale nie może zapomnieć, że między piłkarzem a trenerem jest ogromna przepaść. Ja np. dowodziłem świetnymi piłkarzami, którzy perfekcyjnie realizowali moje założenia na boisku, ale nie byli w stanie pojąć, dlaczego czasem sadzałem ich na ławce rezerwowych” – opowiadał niedawno i jednocześnie przekazywał wskazówki Arrigo Sacchi. Nestor włoskich trenerów zauważa, że to wsparcie otoczenia może być czynnikiem decydującym w powodzeniu nowego sternika Starej Damy: „Z nim nie będzie tak jak z Sarrim. Klub będzie podążał za jego ideami – to nie dyrektor sportowy będzie jemu kupować zawodników, ale on sam sobie. Juve słucha Pirlo, będzie spełniać jego życzenia”. W istocie, media na Półwyspie Apenińskim zaraz po nominacji 41-latka bardzo rozlegle rozpisywały się o naradach za zamkniętymi drzwiami nowego szkoleniowca z dyrektorem Fabio Paraticim, w których to ten pierwszy miał dawać zielone światło decyzjom personalnym.
Świadomie lub nie, Sacchi swoimi wypowiedziami dokłada cegiełkę do budowy autorytetu Pirlo-trenera, co w obliczu przemian w Juventusie będzie dla niego niezwykle cenne. Gattuso na początku miał z tym trochę pod górkę, bo w Palermo po słabym starcie bez ceregieli usunięto go ze stanowiska, natomiast z OFI Kreta odszedł sam w przekonaniu, że zawodnicy w niego nie wierzą. Na naprawdę szerokie wody miał wypłynąć z Milanem, ale z perspektywy czasu trzeba uznać, że na San Siro nie wsparto Rino tak, jak dziś na Allianz Stadium chcą pomagać Pirlo. Choć inne legendy klubowe były przekonane, że to właśnie on tchnął dobrego ducha w rossonerich. „Przywrócił zespołowi dawno utraconą godność i przemówił do piłkarzy, co to znaczy grać dla Milanu” – mówił wówczas Sacchi, a wtórował mu Andrij Szewczenko: „Naprawdę zmienił mentalność szatni. Dzisiejszy Milan zaczyna mi przypominać ten, w którym ja występowałem”. Dopiero teraz, w Napoli, Aurelio De Laurentiis – zdaje się – udzielił mu wotum zaufania do stworzenia większego projektu.
Autorytet moralny to zresztą coś, bez czego nie da się inicjować i prowadzić takich projektów. Dowodzą temu Juan Carlos Cubeiro oraz Leonor Gallardo, którzy w publikacji pt. „Mourinho vs. Guardiola” sportretowali psychologiczny rys rywalizacji supertrenerów z czasów w Realu i Barcelonie. W ich tłumaczeniu autorytet moralny oparty jest na wiarygodności, która: „tak naprawdę składa się z dwóch głównych aspektów: zdolności do generowania zaufania (pochodna nastawienia) i stopniu umiejętności (pochodnia talentu). […] Wiarygodność budowana jest wraz z odwagą. Kiedy w znacznej wierze nie znamy tego, co robimy i/albo nie mamy wystarczającej pewności siebie, tracimy szansę. Możliwe, że znajdziemy się w korzystnych sytuacjach, ale mimo to zawsze może pojawić się w naszym otoczeniu ktoś, kto nazwie nas filozofami i/albo szarlatanami” – przekonują autorzy. Nie mamy argumentów, by podważać wiarygodność Pirlo i Gattuso w ich nowych rolach w momencie, gdy murem stoją za nimi najważniejsze persony w Turynie i Neapolu.
Pojedynek bez antagonizmu
Przywołanie opracowania, które traktowało o Mourinho i Guardioli, mogłoby samoistnie nasunąć jedno skojarzenie: że pojedynki Pirlo i Gattuso będą podobne. Nasycone skrajną rywalizacją, a nawet zimną wojną, której Mou i Pep nigdy sobie nie wypowiedzieli, ale latami w niej trwali. Cubeiro i Gallardo posunęli się nawet jednego i drugiego porównać do Google (Guardiola: „słucha, rozumie i rozwiązuje problemy”) i Apple (Mourinho: „projekt, prostota, wyzwanie, kontrola a la Jobs”). Tymczasem Pirlo i Gattuso może i byli jak Google i Apple, ale biegając w trykotach Milanu, kiedy pierwszy emanował elegancją w wszelkich ruchach, a drugi nierzadko ograniczał się do najprostszych metod na murawie. Z taką charakterystyką nie polemizuje sam Rino. Gdy kilka lat temu w stacji Radio 24 zasugerowano mu, że bez jego ostrości kolega z drużyny nie osiągnąłby wiele, bez wahania odpowiedział: „Nie wygaduj bzdur! Nie mylmy Nutelli z gównem. Kiedy patrzyłem na jego (Pirlo – przyp. red.) grę, zastanawiałem się nad zmianą zawodu. Wiem co mówię – grałem z nim już w reprezentacji do lat 15, a potem w kolejnych zespołach”.
Antagonizm to słowo, którego nie będziemy odmieniać w kontekście tego i kolejnych meczów trenerów Napoli i Juventusu. Jeśli między nimi jest coś wrogiego, to tylko to, że prowadzą zespoły oddzielone od siebie wzajemną niechęcią. Piro i Gattuso, zupełnie inni na boisku i w codziennym życiu, uzupełniali się w każdej płaszczyźnie pozostając w otwartej przyjaźni. Przekonywał o tym niejednokrotnie Pirlo, także w swojej biografii pt.: „Myślę, więc gram”. To zresztą kopalnia anegdot z szatni wielkiego Milanu, z których wiele opowiada o Gattuso i o tym, jak Andrea mu dokuczał. Raz na przykład Pirlo oberwało się za to, że podczas zgrupowaniu Squadra Azzurra Daniele De Rossi… wylał na zaspanego Rino gaśnicę przeciwpożarową, innym razem zaś Pirlo ukradł telefon kolegi i SMS-em zaoferował Adriano Gallianiemu jego siostrę, po czym też doszło do rękoczynów. „Ale nawet kiedy był zły, był jednym z dobrych” – wspomina nowy szkoleniowiec mistrza Włoch.
Przyjaźń nie uległa też przeterminowaniu, gdy Pirlo opuścił Milan na rzecz wielkiego konkurenta, Juventusu. Trwała i trwa nadal, o czym niech świadczy to, że jeszcze w styczniu Gattuso chciał zatrudnić ex-kompana w roli… swojego asystenta w Napoli. Zbiegło się to w czasie z egzaminem Pirlo na kursie UEFA A, który dawał mu zgodę do zasiadania na ławce rezerwowych jako prawa ręka szkoleniowca. Do współpracy jednak nie doszło, ale Gattuso już wtedy więcej niż wyraźnie był świadom kompetencji kolegi, któremu chciał powierzyć pośrednictwo między nim a szatnią. Mieli być dla niej jak yin i yang – niewykluczającymi się wzajemnie, zupełnie odrębnymi siłami, dzięki którym w zespole zachowałby się charakterologiczny balans.
Futbol charakterów
A skoro o charakterach mowa. O Pirlo i Gattuso z czasów piłkarskich moglibyśmy popełnić kilka znacznie szerszych rozprawek. A co w odniesieniu do ich nowych zajęć?
Obraz Rino przy linii bocznej systematycznie dopełniał się w Milanie i Napoli. Futbol w wydaniu Gattuso początkowo wydawał się zamykać w mniej więcej takich ramach: czego nie umiesz, nadrób walecznością, co też zazębia się z charakterem szkoleniowca Azzurrich. Z biegiem czasu jednak w grze Napoli zauważa się coraz mniej mankamentów stricte piłkarskich, a mimo to zespół nie traci na zaangażowaniu. Kalabryjczyk stara się także eliminować tych, którzy postawą naruszyliby ten schemat. Przykłady? Najbardziej kojarzony przez nas to Arkadiusz Milik, któremu 42-latek już pokazał palcem drzwi stadionu Św. Pawła. Albo inny napastnik, Hirving Lozano, którego przed wakacjami trener wyrzucił z treningu za… obijanie się. Gattuso może sobie na to pozwolić – przybywał do Kampanii obejmując zespół w kryzysie po erze swojego mistrza, Carlo Ancelottiego, by na końcu spisywany na straty sezon zakończyć z Pucharem Włoch. „Widziałem zespół, który chciał wygrać, więc zasłużyliśmy na to trofeum. Istnieje jakiś Bóg futbolu, który sprawia, że zbierasz plony tego, co zasiałeś” – mówił po zwycięskim finale Coppa Italia z Juventusem.
Andrea Pirlo to z kolei nowy człowiek w branży, którego efekty pracy prognozujemy w oparciu o styl gry, jakim sam zachwycał latami w Milanie, Juventusie i reprezentacji Włoch. Tuż po zwolnieniu Maurizio Sarriego włoska prasa informowała, że 41-latek jest zafascynowany „guardiolizmem” i w dłuższej perspektywie znakiem rozpoznawalnym Juve ma być futbol z wymianą dużej ilości podań, dystrybuowanych przez żelazne trio pomocników. On sam w końcu w takim całokształcie funkcjonował przez większość zawodniczej kariery. Sęk w tym, że gdy obejmował posadę, nie było wiadome jeszcze jak to trio będzie wyglądać. Wszystko działo się przed mercato, w którym Stara Dama miała najpierw przewietrzyć szatnię, a dopiero potem ją uzupełniać. Po pierwszych dwóch spotkaniach nowego sezonu możemy jednak wyciągnąć wniosek, że w środku pola tercet Adrien Rabiot – Weston McKennie – Aaron Ramsey w dłużej perspektywie prochu nie wymyśli, a na efekty trzeba będzie poczekać. Tak jak na rozwój Dejana Kulusevskiego czy Gianluki Frabotty, którym Pirlo będzie dawał wiele okazji do wypłynięcia na szersze wody.
A może po prostu dzisiejsze starcie Gattuso z Pirlo będzie jak pojedynek ich własnych charakterów? Zaciekłości, (kontrolowanej) agresywności i dążenia do stłamszenia rywala przeciwko cierpliwości, mozolnemu budowaniu pozycji i ogromnemu spokojowi w poczynaniach? To wieczorem wyjaśnią nam sami zainteresowani w premierowej rywalizacji trenerskiej. Miejmy nadzieję, że nie ostatniej.