Autor zdjęcia: Własne
TURBOKOPACZ: Kto jest winny katastrofie z książką o Jerzym Brzęczku? Ani on, ani pani Domagalik
Książka o Jerzym Brzęczku to świetna rozrywka, ale w ogóle nie powinna powstać. Zbigniew Boniek nie skorzystał z okazji, żeby coś z tym zrobić, więc teraz PZPN ma problem.
Nie będziemy recenzować książki o Jerzym Brzęczku, bo każdy kibic w tym kraju już wie, że to dno. Liczysz na ciekawe historie, jakieś zakulisowe akcje, a dostajesz urojenia pani Małgorzaty Domagalik. Że Brzęczek taki zajebisty, że taki strateg, generalnie ideał chłopa, no ale dziennikarskie i kibicowskie bydło potrafi go tylko hejtować.
Problemy na potrzeby książki
Absurd goni absurd. Szczególnie spodobał się nam ten o hejcie na Brzęczka za jego pochodzenie. Faceta jadą podobno za to, że jest z małej miejscowości. Tylko że nikt go nigdy za to nie jechał. W życiu nie słyszeliśmy o tym pół słowa. Ale to typowe dla tej książki. Pani Domagalik wymyśla jakiś problem i krzyczy „ludzie, jesteście hienami, nie róbcie tego, zostawcie Jurka w spokoju!”.
Chore. Polecamy jakąś wizytę. Lepiej nie na NFZ, bo trzeba długo czekać.
Problemem nie są jednak ani Brzęczek, ani Domagalik. Spotkali się gość, który nie nadaje się na selekcjonera (i presji z tym związanej), z psychofanką i tak to właśnie musiało się skończyć. Problemem to jest to, że nikt w wydaniu tego gniota im nie przeszkodził.
- Chcieli zrobić książkę, to zrobili. Nikomu nic do tego – powie pewnie ktoś, ale jeśli tak, to powie bzdurę. Bo to książka nie o jakimś tam gościu, tylko o aktualnym selekcjonerze reprezentacji Polski. Czyli książka, która mocno wpływa na wizerunek całego PZPN-u. Korporacji obracającej setkami milionów złotych i zresztą niemałą część tej kasy wydającej właśnie na ten wizerunek. I teraz ktoś w przypływie swoich urojeniowych stanów sprawił, że część tych pieniędzy została wyrzucona w błoto.
Wolność przede wszystkim
Zbigniew Boniek w rozmowie z goal.pl mówi tak:
- Gdy przyszła do mnie pani Domagalik, spytałem: po co to robicie? W czasie „roboty” nie powinno się niczego takiego pisać… Choć ze szczegółami trudno mi się do niej odnieść, bo jej nie czytałem, całkiem możliwe, że przez brak czasu nawet nie przeczytam. Ale wracając do pana pytania – nie zablokowałem tej książki, bo jestem człowiekiem, który lubi innym dawać wolność. Swoje zdanie wyraziłem, ale jeśli Domagalik i Brzęczek chcieli wydać tę pozycję, nie stawałem okoniem.
Aha, czyli dowiadujemy się, że Boniek od razu widział, że to się źle skończy, no ale „lubi dawać innym wolność”. Fajnie, tylko co to ma wspólnego z wolnością? Boniek jest szefem wielkiej korporacji i ma dbać o jej interes. Chociaż o czym my mówimy, skoro pan prezes nawet dokładnie nie wie, co w tej książce jest. Tuż obok powstawało dzieło o tak krytykowanym w narodzie selekcjonerze, a Bońka w ogóle to nie zainteresowało.
OK, jest zajętym człowiekiem, ale przecież wystarczyłoby przejrzeć kilka stron, kiedy nie było jeszcze za późno. Albo kazać komuś z działu komunikacji czy jakiegoś tam to dzieło przeczytać i wrócić z informacją. Tylko tyle, a do tej całej żenady może by nie doszło. No ale lepiej teraz opowiadać, że daje się ludziom wolność.
Ciekawe, co na to dziennikarze, których Boniek jedzie za to, że krytykują efekty pracy Brzęczka. Tam pan prezes wolności już nie uznaje.